sobota, 27 października 2018

Inwestor. Początek.




Gorące, popołudniowe słońce, późnego lata, muskało jej twarz i dekolt, wystawione na pieszczoty promieni. Rozgrzało, trochę rozleniwiło, odrobinę spowolniło dudniącą w żyłach krew. Otworzyła oczy. Pierwsze spojrzenie powędrowało na drzwi kawiarni. Jeszcze jeden głęboki wdech, kilka kroków i nacisnęła klamkę. Dwunasty. To będzie dwunasty. Jedenaście razy przebrnęła już przez takie spotkanie, a z każdym następnym wcale nie było łatwiej. Dzisiaj będzie ostatni raz. Jeśli tego też nie zaakceptuje, to zrezygnuje. Tak postanowiła. Ileż można. Czasami trzeba odpuścić i poszukać innego rozwiązania. Przekroczyła próg kawiarni na Mariensztacie i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu, w którym trudno się ukryć i odnalazła wzrokiem mężczyznę ze zdjęcia. Czytał gazetę.
To ciekawe, bo ci faceci przeważnie siedzą ze wzrokiem utkwionym w drzwi i podrywają się od razu, kiedy ją zobaczą. Iza podeszła do stolika, chrząknęła dyskretnie i czekała na reakcję. Mężczyzna z fotografii podniósł wzrok i przyglądał się jej twarz tak, jakby próbował sobie przypomnieć „ gdzie ja panią już widziałem”, kiedy dotarło do niego gdzie to było i w jakich okolicznościach, wstał.
- Proszę mi wybaczyć. Zaczytałem się. Dzień dobry pani Izo.
- Panie Pawle.
- Usiądźmy. Czego się pani napije?
- Kawę mrożoną poproszę.
Paweł odwrócił głowę w stronę lady, a kilka sekund później, obok ich stolika zjawiła się kasjerka, osobiście. Paweł zamówił u niej kawę mrożoną i odprawił skinieniem głowy. Następnie zwrócił się do Izy.
- Nie jest pani z Warszawy.
- Nie. Przyjechałam tu studiować.
- Skąd pani jest?
- Miejscowość z której pochodzę, leży w pasie wyżyny krakowsko-częstochowskiej. Daleko stąd.
- Rozumiem.
- Co za studia?
- Medycyna.
- Ambitnie. – Spodziewał się, że to kolejne zarządzanie, socjologia, albo pedagogika.
- To moja miłość. Jedyna. Warta wszystkiego.
- Każdej ceny.
- Dokładnie.
- Rozumiem.
- Nic pan nie musi rozumieć panie Pawle. I ja nic rozumieć nie zamierzam. To tylko środek do osiągnięcia celu.
- Czysty pragmatyzm.
- Panu to chyba odpowiada.
- Odpowiada pani Izo. Która to runda?
- Trzecia.
- O. Albo pani Teresa ma katar, albo pani jest nader wymagająca.
- Pani Teresa czuje się dobrze.
- Rozumiem. Jakaś bariera nie do przekroczenia?
- Tego nie wiem, nie umiem panu powiedzieć, staram się być otwarta na nowe doświadczenia, ale nie znam jeszcze swoich granic. Nigdy do żadnej nie dotarłam.
- Co ten układ ma pani zapewnić?
- Czas. Najbardziej zależy mi na czasie. Nie chcę niczego zawalić. Do tego się wszystko sprowadza właściwie. Pieniądze też.
- Rozumiem.
- Bardzo pan wyrozumiały.
Paweł musiał się uśmiechnąć. Po raz pierwszy dzisiejszego popołudnia, ba dnia dzisiejszego. Ta uwaga, w kontekście rozmowy kwalifikacyjnej do jego łóżka, wydała mu się wyjątkowo zabawna.
- Tego bym raczej o sobie nie powiedział.
- Straszy mnie pan?
- Może ostrzegam.
- Lubię wyzwania.
Paweł ponownie musiał się uśmiechnąć. Ona flirtuje, czy negocjuje? Próbował to odgadnąć zaglądając w jej oczy. Ponieważ się przy tym nie odzywał, Iza po dłuższej chwili pozwoliła sobie coś dodać.
- We wsi, z której pochodzę, mieszka trochę ponad 700 osób. Połowa z nich, nigdy nie wybrała się dalej niż do Częstochowy. Jedyną rozrywką były organizowane przez OSP zabawy taneczne, a jedyną odmianą, w całej masie takich samych dni, niedzielne msze. Nie było szans kolekcjonować doświadczeń. Dlatego lubię wyzwania. Polubiłam też bardzo szybko miejską anonimowość.
- To ciekawe. Dlaczego?
- Nie znoszę wścibskiej inwigilacji. W świecie, w którym nie dzieje się zbyt wiele, wszystko wszystkich interesuje. To jest przytłaczające. Akceptuję prawo jednostki do prywatności, odrębności nawet i oczekuję tego samego. Jedni czytają w niedzielny poranek książeczkę do nabożeństwa, a inni Greya. I nikogo nie powinno to interesować.
- Tak z ciekawości, co pani czyta w niedzielne poranki?
- Nie jestem osobą wierzącą panie Pawle, natomiast jeśli chodzi o lekturę, wolę kryminały, zagadki i historię. 
- Rozumiem.
Tym razem uśmiechnęli się oboje. Iza zerknęła za okno i stwierdziła, że słońce mocno już przygasło.
- Czytała pani moje warunki, skoro pani tu jest, rozumiem, że są do przyjęcia.
- Bardzo precyzyjnie ujęte.
- Nawyk, branżowy.
- Chce pan, aby u pana zamieszkać.
- Tak. To podstawowy warunek. Niewiele czasu spędzam w domu. Dużo pracuję, wyjeżdżam. Do tego nie lubię czekać. Kiedy czegoś chcę, po prostu po to sięgam.
- To się trochę kłóci z notatką w agencji. Napisał pan, że oczekuje pięciu kontaktów w tygodniu. Taka precyzja, brzmi jak samodyscyplina.
- Raczej doświadczenie. Nigdy nie miałem na tyle czasu, aby przekroczyć tę liczbę. Napisałem to pod wpływem wcześniejszych rozmów.
- Dużo ich było?
- Rozmów? Tak sporo. Były trochę inne. Gdzie się pani zatrzymała?
- Wynajęłam pokój.
- Roz… aha.
I znowu śmiech. Nie rechot, nie chichot. Śmiech w sensie, taki trochę większy uśmiech.
- Chyba czas się zbierać? – Iza zasugerowała się znikającym za budynkami słońcem.
Paweł przekręcił nieznacznie swój nadgarstek, leżący na stoliku, obok filiżanki po kawie i zerknął na zegarek. Gruba, srebrna bransoleta, odgradzająca dłoń od mankietu koszuli, zatrzymała na sobie Izy wzrok. Podziwiała ten płynny ruch, kiedy prostował ugięte dotąd palce. Cholera, te palce to dzieło sztuki. Każdy jeden. Zgrabne, obiecujące, kuszące nawet. Czy te palce mogłyby jej dotykać? Wstała. Odsunęła się znacznie od stolika, aby dokonać jeszcze raz, dyskretnej prezentacji. Ubrana w krótką, rozkloszowaną spódnicę, odsłaniającą jej zgrabne, proste nogi. Szeroki pas, podkreślający talię i jej głębokie wcięcie. Obcisła, bawełniana bluzka, z niewielkim, smacznym dekoltem, prezentującym piersi w rozmiarze B. Tylko B. Takie są. I już. To chyba wszystko, co powinien zobaczyć przed podjęciem decyzji. No, może jeszcze tyłek by go zainteresował, ale w tej spódnicy, to się raczej niczego nie dopatrzy. Trudno. Jest jak jest.
- Dziękuję za spotkanie. – Iza wyciągnęła do niego rękę na pożegnanie.
- I ja dziękuję.
- Do widzenia panu.
Opuściła kawiarnię na Mariensztacie, zostawiając go i pozwalając zapłacić rachunek. Taki rytuał. Pani Teresa instruowała ją jak ma się zachowywać podczas tych schadzek. Co za żenada. Nie wolno im pytać o wynik rozmowy, nie wolno osobiście składać deklaracji. Decyzję o tym, czy się zdecydowała, ma wysłać pani Teresie. Ona sprawdza ich deklaracje i jeżeli jest zgodność, to znaczy oboje są zdecydowani, informuje ich o tym. Podpisują umowę. Teresa ją zatrudnia jako hostessę, a Paweł ją od niej wynajmuje. Dzięki temu on ma fakturę na poniesione wydatki, a ona zapłacone podatki od dochodu, który mógłby skarbówkę zainteresować.

Zabrał ją z Muranowa już po dziesiątej. Do jego mieszkania dotarli w kilkanaście minut. Zupełnie nie miała czasu na wybadanie go, na jakiekolwiek podchody, no na nic absolutnie. A musi mu coś powiedzieć. Coś istotnego. Coś czego dotąd nie powiedziała, a powinna. Stoi przed nim wykręca palce i próbuje znaleźć słowa.
- No. – zachęca ją Paweł. – Mów, nie zachowuj się jak dziewica.
- Skąd pan wie?
- Paweł. Mów mi po imieniu. Co wiem?
- Że dziewica.
- Tak tylko powiedziałem, w sensie, że nieśmiała.
- Ale to prawda.
- Co takiego? Czemu?
- Bo jeszcze nigdy…
- To wiem! Ale czemu nic o tym nie wiem! W folderze tego nie było. Nie powiedziałaś w agencji?
- Nie.
- Teresa nic o tym nie wie?
- Nie.
- Jak ci się to udało? Byłaś u doktor Malinowskiej?
- Tak.
- To jakim cudem Teresa się nie dowiedziała?! Irena to sprzedajna su.. . Badała cię?
- Tak. Wszystkie badania i wyniki są jak najbardziej wiarygodne i prawdziwe. Lekarz nie może ujawnić żadnych informacji o pacjencie bez jego zgody. Uświadomiłam jej, że jest jedyną osobą, która wie o moim nieistniejącym życiu seksualnym. Jeśli dowie się także pani Teresa, to wiadomo od kogo, a ja będę wiedziała co z tym zrobić.
- Sprytne. Proces, o błąd w sztuce, który ma za sobą od bardzo niedawna, pewnie nadal śni jej sie po nocach i ułatwił ci zadanie. Na pewno nie chce, aby ktokolwiek się nią w tej chwili interesował. No to teraz rozumiem lepiej twoje niezdecydowanie w procesie rekrutacji. Trzy rundy. To zdarza się niezwykle rzadko. Ludzie którzy korzystają z systemu są raczej niecierpliwi, cenią swój czas i wolą go trwonić na inne rozrywki. Nie włóczą się po kawiarniach bez potrzeby. Ale wróćmy do sedna, oszukałaś mnie.
- Ja…
- Czekaj, bo pomimo twojego kłamstwa, czuje się w obowiązku poinformować, że mogło ci to przynieść dodatkowe korzyści finansowe.
- Wiem. Ale to nie istotne. Nie brałam tego pod uwagę. Nie chciałam też, żeby ten cienki fałd błony śluzowej odgrywał znaczącą rolę w wyborze, albo był jego powodem. O, albo co gorsza, żeby Teresa namawiała mnie na tę drugą opcję. Chyba musiałabym się wtedy wycofać.
- No dobrze, jestem w stanie uznać, że działałaś w szeroko rozumianym pojęciu, tak zwanego „własnego dobra”. To jednak, nie zmienia faktu, że mnie oszukałaś.
- Tak, teraz widzę, że to był błąd.
- Chyba czuję się urażony. Podwójnie.
- Szukałeś kogoś innego, dostałeś dziewczynę z niespodzianką. Nieoczekiwaną i niechcianą. Przepraszam. Jutro zadzwonię do Teresy. Powiem jej prawdę i się wycofam. Pana, yyy… to znaczy ciebie przepraszam też za kłamstwo, nie wiem co mi odbiło. Nienawidzę być okłamywana i sama też tego nie robię, to znaczy nie robiłam… Już nie zrobię. Ale tobie zmarnowałam czas i narobiłam kłopotów. Będziesz musiał to przerabiać jeszcze raz, przeze mnie. Przepraszam.
- Już wystarczy. Już nie przepraszaj. Nic się takiego nie stało. Nic nieodwracalnego. Jeszcze wszystko można odkręcić. Sytuacja, w sumie całkiem ciekawa merytorycznie. Przeczytałaś moje warunki i odpowiedziałaś na ofertę. Dałaś mi zielone światło. Zaskoczyłaś mnie tym. Nie spodziewałem się, prawdę mówiąc, że Teresa zadzwoni.
- Ja też nie.
- Czemu? Czemu ja? W kontekście wywleczonych właśnie na światło dzienne faktów, ta odpowiedź nurtuje mnie ogromnie.
- Instynkt, intuicja, tak do końca nie wiem. Wiedziałam, że potrzebny mi dokładnie taki typ. Niestety nie pomyślałam, że tobie nie potrzebny taki kłopot.
- Taki, czyli jaki?
- Pragmatyczny.
- Chyba znowu czuję się urażony.
- To komplement był. Nie chciałam, żadnej emocjonalnej karuzeli. Ani tym bardziej aukcji zorganizowanej przez Teresę. To jest nadal moje życie. Moje decyzje, moje wybory. Wybrałam ciebie.
- Z 12 kandydatów.
- Powiedzmy. Dobra, nie ma co brnąć w ten temat. Jutro zadzwonię do Teresy i wszystko jej wyjaśnię.
Odkleiła plecy od ściany i wyszła z salonu. Pokonała szeroki korytarz i udała się do pokoju, który miał jej służyć za przechowalnię. Miał być przystankiem, na tym etapie życia. Tu miała grać rolę, ale scenariusz się posypał, aktorzy zawiedli i kurtyna nawet nie zdążyła pójść w górę. - Trudno, ale i może dobrze. Czasem los podaje nam lepsze rozwiązania, niż sami jesteśmy w stanie znaleźć. – Myśli tak, bo musi coś myśleć. Coś pozytywnego. Przecież nie ma innego planu. Medycyna. Wymarzona. Tyle nauki, ćwiczenia, praktyki, sesje, egzaminy, do tego dwa etaty, pokój z trzema współlokatorkami. Nie ma szans, żeby medycyna wyszła bez szwanku. Dobra, ma jeszcze miesiąc. Coś wymyśli. Wrzuciła do nierozpakowanej torby, książkę i ręcznik, których używała i właściwie była gotowa do wyjścia. Złapała torbę i przeszła do drzwi, przesunęła ręką po ścianie i zgasiła światło.
- A ty dokąd?
- Korzystanie z twojej gościnności w tym wypadku byłoby ogromnym nadużyciem. Na Okęciu jest taki niedrogi motel, w którym spałam zaraz po przyjeździe, pojadę tam.
- Wykluczone. Ja się nie będę zastanawiał, przez resztę nocy, czy rano będzie trzeba cię identyfikować. Motel na Okęciu. O jedenastej. Też wymyśliłaś. Proszę wpakować tyłek z powrotem do pokoju i skorzystać z noclegu. To nie jest prośba. Tobie korona z głowy nie spadnie, a mnie niczego nie ubędzie. - Paweł odwrócił się i poszedł w stronę kuchni, nie czekając na jej reakcję. Nadal miał na sobie białą koszulę i krawat. Spodnie od garnituru i gruby, skórzany pasek. Ale chodził po domu boso.
Ton jego głosu. Te niskie, lekko zachrypnięte dźwięki. Ten spokój i ta pewność. Jakby jeszcze nikt, nigdy nie zanegował jego decyzji. Iza nie odważyła się wyjść. Zabrała torbę z podłogi i wróciła do pokoju. W głowie dudniły jego słowa: Wykluczone… Ja się nie będę zastanawiał… Proszę wpakować tyłek… To nie jest prośba… - Kiedy odezwał się za jej plecami aż podskoczyła:
- Wytłumacz mi to? Jak mnie wybrałaś? Nie daje mi to spokoju. Nigdy nie miałem z czymś takim do czynienia.
- Korzystałeś już z usług agencji, więc ktoś cię już wybierał.
- Nie do końca, nie do takich celów. To były, zupełnie inne relacje. Powiedzmy, że do tej pory moje spotkania przebiegały inaczej. Nie w kawiarni. 
- Czyli co? Zrobiłeś to wbrew sobie.
- Nie, raczej zupełnie odwrotnie. Poszedłem na żywioł. Zrobiłem to, pod wpływem impulsu, a jest to coś, czego bym się po sobie nie spodziewał. Nie odwracaj mojej uwagi od sedna sprawy. Znam się na technikach przesłuchań. Odpowiedz na moje pytanie.
- Kiedy nie ma jasnej, rzeczowej odpowiedzi. Powiedziałam – intuicja. Tak mi się wydawało.
- Wydawało? Czyli, że już nie ufasz swojej intuicji? Zmieniłaś zdanie? Już ci się nie wydaje?
- Niezły jesteś.
- Tak.
- Dlatego stać cię na Teresę.
- Tak. Odpowiedz.
- Dlaczego twoje polecenia lądują w dole mojego brzucha i sieją spustoszenie w głowie?
- Co takiego?
- Sposób w jaki mówisz, tembr głosu, pewność siebie. Dłonie na tamtym stoliku. Bransoleta wokół nadgarstka, ten gest kiedy zerkałeś na godzinę. Potem palce przeciągnięte bo blacie… Mogę zostać sama?
- Co takiego? Tak, jasne.
Paweł nie miał urody filmowego amanta. Nikt też na ulicy, nie oglądał się za poważnym gościem, w dobrze skrojonym garniturze. Nie był ani wylewny, ani sympatyczny. Przynajmniej w chwili kiedy go poznała. Żeby go polubić, chociaż polubić, trzeba było samej znaleźć sobie coś. Coś do lubienia. I Iza to znalazła. Tam w kawiarni, spodobał jej się spokój który prezentował, taki bezpieczny. Podobne poczucie humoru, trochę kąśliwe i szorstkie. Lecz przede wszystkim chłodne, rzeczowe podejście do tematu. Bez ładunków emocjonalnych. Dokładnie o to jej chodziło. I działał na nią. Nie jakąś zniewalającą urodą lowelasa z rozkładówki, ale gestami, głosem, sposobem bycia. Nie zawrócił jej w głowie, nie skradł serca, ale nieźle namieszał, tam w dole brzucha… To by chyba było dobrze. Gdyby doszło do skutku. Jej byłoby łatwiej, a on nie czułby się urażony. Chyba powinna pójść pod prysznic. Zimny. Wyjęła ręczniki z torby i przekradła się na palcach po korytarzu. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Łazienka była piękna. Większa niż jej pokój. Szarość i biel udekorowane złotem. Ciepłe, żółte światło, rozłożone na całym suficie, wlewające się w każdy kąt, tańczące po złotych dodatkach, jeszcze mocniej je eksponując. Rama lustra to dzieło sztuki. Złoty pień drzewa, który zamiast konarów ma węże, oplatające taflę szkła. Wkomponowane w ścianę po mistrzowsku. Tak, jakby pod podłogą, naprawę były jego korzenie. W lewym rogu ogromna wanna. Na bank z bąbelkami. Ale ona przyszła pod prysznic. Zimny. Rzuciła ręczniki na komodę, zrzuciła ciuchy i podreptała do kabiny, żeby jak najszybciej poczuć wodę na skórze. Po tym błogim oczyszczeniu, jeszcze niedowycierana, ze skórą lśniącą kropelkami wody, została przyłapana przez niego w korytarzu. – Czekał tu na nią? Nie no, co za bzdury. Po co niby? - Paweł podszedł do niej. Skoncentrowany, skupiony i pewny, jakby miał jakiś plan. O matko. Plan w stosunku do niej. Przecież się wkurzył. A teraz oparł dłonie o ścianę, po obu stronach jej głowy, nie pozwalając wykonać żadnego ruchu. Stanął tak blisko, że jego wargi poruszały się na jej policzku.
- Nie odpowiadasz na moje pytania. Odwracasz uwagę. Nie mogę się w tym połapać. Jednak to pytanie nie zostanie bez odpowiedzi. – Nadal chcesz żebym to był ja?
Na jajnikach Izy, ktoś nagle zawiesił odważniki – każdy waży tonę. Ciągną w dół brzucha jej podniecenie, które tak nieskutecznie próbowała utopić pod prysznicem.
- Tak.
- To jest nieodwracalne w skutkach.
- Wiem. Jestem kłamczuchą, nie idiotką. Dostałam się na medycynę. Wiem jak się zachowuje błona dziewicza.
- I przemyślałaś to?
- Tak.
Przysunął się jeszcze bliżej, o krok. Przycisnął ciało Izy do ściany, napierając na nią swoim ciałem. Chwycił jej dłonie i uniósł nad głowę. Złączył je i przytrzymał jedną ręką. Druga ręka zrzuciła ręcznik, wiszący do tej pory, na chudym ciele Izy.
- Ostatnia szansa. Masz ostatnią szansę się wycofać. Jeszcze krok i już nie będę w stanie zawrócić z tej drogi.
- Tak.
- Co tak?
- Zrób to… I mam prośbę?
- Tak?
Jeszcze do niej mówił, ale jego usta błądziły już po szyi, ramionach, obojczyku. Zatrzymał się na sekundę, aby usłyszeć tę prośbę. Jego usta zatrzymały się na jej brodzie.
- Zrób to do końca, nawet gdybym w trakcie zmieniła zdanie. Olej to, po prostu mnie wtedy nie słuchaj.
- Do końca?
- Tak.
- Antykoncepcja?
- Dostałam zastrzyk ponad tydzień temu. Już działa.
- Świetnie.
- Wiem, czytałam.
- Widzę, że uważnie. – Jego wzrok powędrował na jej idealnie wydepilowane krocze.
- Jesteś niezwykle drobiazgowy. I skrupulatny.
- Ale to będzie pełna improwizacja. Skoro zostałem wywołany do tablicy, to zamierzam zaliczyć ten egzamin. Też lubię wyzwania.
Iza uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie,  przypominając sobie ich rozmowę kawiarnianą i odbiła piłeczkę:
- Rozumiem.
Paweł odsunął się od niej. Raz jeszcze zmierzył wzrokiem, chwycił jej dłoń i pociągną Izę za sobą do sypialni. Postawił ją przed łóżkiem, a sam na nim usiadł. Ona w stroju Ewy, on w roboczym garniturze. Z twarzą na wysokości jej bioder. Po przyciągnięciu jej bliżej, zaczął jedno całować. Przesuwał się po brzuchu. Przemieszczał wargi, pocałunki, język… Zatrzymał się na pępku, przytrzymał biodra obiema rękami i zmienił kierunek. Teraz przesuwał się w dół, pomijając zupełnie drugie biodro i całą resztę Izy. A ona nie mogła uporządkować myśli – To tak się robi? Bez żadnych wstępów? Od razu do celu? I czemu tylko ona jest naga? I co ma zrobić z rękami? Czy powinna go dotykać? – Kiedy jego język zsunął się na łechtaczkę Iza jęknęła głośno i niespodziewanie. Niespodziewanie przede wszystkim dla siebie. Przygryzła wargę, próbując zapanować nad wyrywającymi się dźwiękami. Paweł zadarł głowę i patrzył na jej maltretowane właśnie usta i zaciśnięte powieki:
- Nie krępuj się. Tutaj można krzyczeć, piszczeć i jęczeć. Do woli.
Jego dłonie nadal trzymały jej biodra, a język ponownie odnalazł łechtaczkę i powoli zjeżdżał niżej między wargi sromowe, to było dławiące, porażające przeżycie. A ona musiała trzymać się na nogach. Język ślizgał się z góry na dół, lewa ręka zsunęła z biodra aż do kostki i powoli podniosła jej stopę. Paweł postawił ją na łóżku obok swojego uda odzianego w idealnie dopasowane spodnie garniturowe. Iza przypomniała sobie natychmiast, że ona jest kompletnie naga. Pierwszy raz tak naga przed facetem. Mógłby się zachować i choć koszulę zdjąć w ramach solidarności. Wiedziała, że to nie będzie hollywoodzki romans, że wstyd i zakłopotanie powinna zakopać głęboko i absolutnie po nie, nie sięgać w takich okolicznościach. - Przywyknij szybko. Najlepiej już. Po co to sobie fałszować rzeczywistość. Zresztą tego chciałaś. Żadnych uczuć. I nie wyjeżdżać za margines. – Upomniała się w myślach. Ręka Pawła zniknęła z jej biodra i powędrowała do krocza, a palec wskazujący odnalazł wilgotne, pulsujące wejście. Iza bezwiednie zacisnęła uda. Próbowała zabrać stopę z łóżka, ale została przytrzymana przez jego drugą dłoń. W wyniku tych manewrów, Iza przysunęła swoją waginę do Pawła twarzy, a jego język natychmiast to wykorzystał muskając jej srom. Wprawiając w drżenie jej uda, a usta zmuszając do krzyku.
- Chyba jednak cię położę. Te akrobacje zostawimy sobie na później.
- O tak.
Iza przeżyła szok, kiedy się usłyszała, nie mogła uwierzyć, że powiedziała to na głos. Paweł natomiast, starał się ukryć uśmiech. Puścił jej stopę, którą ona natychmiast porwała i postawiła blisko, bardzo blisko drugiej stopy, obijając kostkę o kostkę. Paweł nie potrafił zachować powagi:
- Trzeba będzie je jeszcze rozłożyć.
- Wiem.
- Chodź.
I wyciągnął do niej rękę. Iza podeszła i podała mu dłoń. Przyciągnął ją do siebie, potem obrócił i posadził na brzegu łóżka. Zaczął całować jej pierś, delikatnie na nią napierając i kładąc jej plecy w pościeli. Uklęknął między jej nogami i uniósł z podłogi stopy odkładając na brzeg łóżka, po obu stronach jej pośladków. Jej rozsunięte uda odsłoniły wszystko, nie pozostawiając miejsca dla wyobraźni. Iza poczuła, że się czerwieni. - No nieźle, ani grama subtelności nie ma zamiaru jej zaserwować. No tak, położył ją, to może był ten gram. –Kiedy pochylił się nad nią, poczuła jego oddech na pulsującej waginie i zacisnęła powieki tak mocno, że zobaczyła w ciemności tańczące kolorowe kółka i kropki ,i trójkąty. Paweł chwycił jej kostki obiema rękami, aby ją unieruchomić i położył swoje wargi na jej wargach mniejszych, a język maksymalnie wcisnął do środka. Dręczył ją tak przez dłuższą chwilę. Mocno, intensywnie. Potem zaczął błądzić od łechtaczki do przedsionka pochwy, za każdym razem zanurzając język we wnętrzu. Gorącym, wilgotnym i pulsującym. Ociekającym podnieceniem. Postanowił dołożyć jej wrażeń i zaangażował w tę zabawę część palca.
- Oooo… o nie, o nie, o nie… Przestań natychmiast!
- Mam cię nie słuchać. Pamiętasz?
- Tak. Ale ja się zaraz rozlecę, albo popękam, albo umrę…
Paweł oderwał się od niej z nieukrywanym zadowoleniem. Zdjął jej stopy na podłogę. Podniósł się powoli, oparł dłonie na łóżku, po obu jej stronach. Zaczął całować jej brzuch, długo, wilgotno i z pasją. Przesuwał się po mostku do piersi. Całował je po kolei, mocno ale krótko i przemknął dalej, pociągnął lekko zębami jej brodę tak, że Iza musi rozchylić usta, a wtedy wpił się w jej wargi swoimi wargami, które smakują nią. – Pocałunek. Nasz pierwszy pocałunek ma smak mojej cipki. Jednak jest zaskakująco delikatny. W porównaniu z tym co wyprawiał z tamtymi wargami na dole. – Iza wygenerowała te wszystkie myśli, bo sytuacja chwilowo pozwalała odetchnąć. Paweł zostawił jej usta i oddalił się z łóżka. Iza wyrzuciła ręce za głowę, przeciągnęła się niedbale i delektowała chwilą swobody. Kiedy jej ciało nie było spętane sznurami rozkosznych tortur. Ale gdzie on się podział? Rozłożył ją tak niestosownie i … Postanowiła się przemóc i podejrzeć dyskretnie Pawła. On się rozbiera. O matko. To chyba dobrze? To jednak znaczy, że są coraz bliżej punktu kulminacyjnego. A to z kolei znaczy, że można wpadać w panikę. No dobra nawet jeśli tamten moment, to nie był jeszcze odpowiedni moment, to teraz już na pewno. Jeden rzut oka i panika maszeruje wzdłuż jej kręgosłupa. Od krocza prosto do mózgu. Paweł stanął przed nią nagi i gotowy. A ona znowu nie zapanowała nad instrumentem mowy:
- Oooo… to jest chyba niemożliwe.
- Spokojnie. Poradzimy sobie.
- Ja nie jestem taka przekonana.
- Gotowa jesteś. Bardziej już nie będziesz. Ja natomiast, mam cię nie słuchać.
- Tak. To prawda, nie słuchaj.
- Ty mnie posłuchaj, połóż się na boku, podciągnij kolano do piersi. Postaraj się odrobinę rozluźnić. Spróbujemy tak, chociaż cały internet poleca pozycję klasyczną. Myślę, że ta jest dla ciebie bezpieczniejsza, w ten sposób penis wchodzi płytko, więc może nie będzie tak źle. Gotowa?
- Nie, absolutnie nie, ale mnie nie słuchaj.
- Nie mam zamiaru.
Uklęknął za nią i przyciągnął do siebie jej nogę, jeszcze mocniej oddzielając uda. Oparł dłoń za jej plecami i przysunął biodra do Izy pośladków. Pocałował jej ramię nieśpiesznie, namiętnie, zmysłowo, chyba lepiej niż jej usta. Iza wyciągnęła ręce za głowę i nabrała pełne garście pościel.
- O matko, Paweł ubrudzimy ci tu wszystko.
Usłyszał swoje imię w jej ustach i zadrżał. Gdyby to było możliwe jego penis zrobiłby się jeszcze większy. W tej chwili to akurat trochę żałował, że musi ją nim penetrować. Nie będzie jej przyjemnie, jest tego pewien. On nie ma w tym temacie żadnego doświadczenia i nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji. A jak się nie upilnuje i pójdzie na całość. Do końca, to nie jest to samo co na całość. Musi o tym pamiętać. Jest w końcu dojrzałym, myślącym facetem. Wybrała go. Prawie jej nie zna. I to dziwne, ale nie chce jej zawieść.
- To zupełnie nieważne. Nie myśl o tym. Przywołaj sobie jakiś odprężający obraz. Las. Myśl o tańczących na wietrze sosnach. Przypomnij sobie ich szum, zapach, powietrze wprawione w ruch smagające policzki…
- Aaaaaałaaaaaa…
Paweł wbił się w nią. Stanowczo, mocno i tylko do połowy. Sosny zadziałały i nie była już tak spięta jak z palcem, dzięki czemu Paweł mógł stwierdzić, już po tym jednym ruchu, że zadanie zostało wykonane. Zostało tylko doprowadzić akt do końca. Tylko czy powinien? Czy powinien posłuchać, czy raczej dać jej spokój. Zastygł na chwilę. Nie wysuwał się, nie wsuwał. Tkwił we względnym bezruchu. Względnym, bo jego biodra nie mogły przestać się kołysać. Próbował ją do siebie przyzwyczaić powolutku. Pochylił się nad nią, oparł swój nagi tors na jej plecach i starał się nie przemieszczać tyłka, aby jego członek, przez ten ruch nie wnikał głębiej i nie sprawiał więcej bólu.
- Hej. Możesz otworzyć oczy i spojrzeć na mnie. – Jego usta znalazły się przy jej uchu.
- Nie. Chyba nie.
- Ale mówisz, odzywasz się, to znaczy, że nie jest tak źle?
- Sosny na wietrze tak? Przeżyję.
- Mam taką nadzieje. Dziwnie byłoby się tłumaczyć, że zabiłem kogoś seksem.
Iza się uśmiechnęła. Odrobinkę, tylko w kącikach ust. Ale to i tak mocno go uspokoiło. I zachęcło do działania.
- Do końca. Nadal?
- Nie pytaj mnie teraz. I nie słuchaj.
- Ok.
Paweł zaczął się ruszać. Wysunął ubrudzonego krwią członka, kawałek niecałego aby nie musieć powtórnie się wciskać. I wsunął powoli nie więcej niż do połowy. Ten pierwszy posuwisty ruch sprawił, że Iza zacisnęła dłonie na pościeli. Przygryzła dolną wargę, już porządnie spuchniętą. Paweł obserwował jej reakcję ale nie przestawał się ruszać. Wolno i płytko ale nieprzerwanie. Do przodu i do tyłu. Wisiał nad nią, widział każdy jej grymas, słyszał każdy zduszony jęk. Nie chciał tego przedłużać. I niewiele mu brakowało. Kilka głębszych mocnych pchnięć w jej ciasnej nieziemsko pochwie. To by w zupełności wystarczyło. W jego sytuacji tak nowej i niespodziewanej.
- Iza, obrócę cię na plecy. Żeby to skończyć. Do końca, pamiętasz. To nie potrwa długo. Ale na pewno będzie mocniej, intensywniej boleć… przez chwilę. Pamiętasz sosny…
Wyszedł z niej i nie przestając opowiadać o lesie iglastym, kołyszącym się w świetle słonecznego letniego dnia, na tle błękitnego nieba… obrócił ją na plecy. Podciągnął nogi. Po jej udach spłynęły dwie czerwone strużki krwi i rozlały się na prześcieradle. Na ten widok Pawła ogarnęły wątpliwości. Doszła jednak do głosu jego pragmatyczna natura i postanowił to skończyć szybko i dać jej odpocząć. Trwanie w takim zawieszeniu na pewno nie jest komfortowe w jej sytuacji. - Wbił się w nią po raz drugi dzisiejszego wieczoru i znowu słyszał głośny krzyk ,wiedział doskonale, że tym razem, ten krzyk go nie zatrzyma.
- Ałaaaaaaa…
- Sosny…
- Mam chwilowo w dupie! Ałaaaa…
- Dobrze krzycz sobie.
W tej pozycji wszedł trochę głębiej, ale i tak pilnował się żeby nie przesadzić. Wsunął dłonie pod jej pośladki i uniósł je lekko do góry. Potem zaczął nimi kołysać przysuwając i odsuwając od siebie. Na twarzy Izy pojawiły się łzy. Puścił jej tyłek. Pochylił się i zgarnął je z policzków wargami. Były intensywnie słone. Jakby skumulowały w tej intensywności cały ból. Jego biodra nie przerywały sobie i przyspieszały miarowo, podczas gdy reszta jego ciała wciskała ją w łóżko, rozpraszając trochę ten ból w okolicach miednicy. Zaciśnięte powieki, zaciśnięte palce, napięte mięśnie, maltretowane zębami usta…
- Iza, sosny… Przegryzłaś sobie wargę. Licz sosny. Na głos licz. To będzie tylko kilka drzew.
Paweł spojrzał na tę ściągniętą twarz, która nie ma zamiaru popatrzeć na niego i wiedział, że rozważa jego słowa. W końcu usłyszał ciche:
- Jeden… Dwa… Trzy… Cztery…
Przekonał ją. Uwierzyła temu spokojnemu brzmieniu w jego głosie. Tej pewności. Przeświadczeniu, że wie co robi. I że się nie myli. Efektem tych kilku słów, był jego wytrysk i kres jej udręki. Wykonali plan. Do końca.
Po krótkiej chwili, błogiego bezruchu, Paweł podniósł się i wyjął z niej znacznie już mniejszego członka. Razem z nim, z pochwy wydostała się sperma zabarwiona na czerwono jej krwią. Paweł oparł pośladki o swoje pięty i tkwi tak między jej nogami. Iza dyszała, ale już znacznie równiej, spokojniej i coraz ciszej. W końcu zebrała się na odwagę i otworzyła oczy. Paweł z niezrozumiałą ulgą zauważył, że nie wypłynęło z nich już więcej łez.
- Potrzebujesz czegoś?
- Poczuć, że moje nogi są razem.
- Jasne. Kostka przy kostce.
Uśmiechnął się lekko i złapał jej prawą nogę za łydkę, podniósł delikatnie i przysunął do lewej nogi. W czasie tej operacji, na twarzy Izy pojawił się lekki grymas. Paweł położył się obok Izy, a jego dłoń wylądowała na jej brzuchu. Rozsunął mocno palce przykrywając niemal całą przestrzeń jamy brzusznej. Potem zaczął je lekko unosić i delikatnie opuszczać, stukając opuszkami o jej skórę. Jakby wygrywał jakiś rytm, jakąś melodie. Po dłuższej chwili uspokoił palce.
- Wygląda na to, że oboje doświadczyliśmy czegoś nowego.
- Tak. Wiesz już dlaczego nie chciałam, żeby to był jakiś nastolatek z sąsiedniej wioski?
- Tak. Myślę, że tak.
- Pójdę pod prysznic.
Iza próbowała się podnieść, ale zatrzymała ją w miejscu jego ręka. Zdecydowanie, ale niezwykle delikatnie, co kontrastowało mocno z jej ostatnimi przeżyciami.
- Odpocznij. To nie jest prośba. Poleż jeszcze, uspokój tętno. Obserwuj swoje ciało, a gdybyś zauważyła coś niepokojącego, nieustające krwawienie, zawroty głowy, osłabienie, to natychmiast mi powiedz, bo trzeba jechać do lekarza.
- Czego ty się naczytałeś?
- No… nie - fachowej literatury…
- No raczej.
- Nie miałem tyle czasu.
- Wygooglałes sobie pierwszy raz? Jakie wpisałeś hasło? „Jak się zabrać za dziewicę?” To stąd te uwagi o pozycji klasycznej.
- Tak. No cóż skorzystałem ze źródeł, które były dostępne. Nie miałem czasu na Bibliotekę Narodową.
- Ale ich nie posłuchałeś.
- Cóż, też mam intuicję i trochę doświadczenia.
- I szybki internet.
- Zdaję sobie sprawę, że brzmi to idiotycznie.
- Nie, wcale nie, jestem zachwycona twoją rzetelnością. Skrupulatny w każdym calu. To jest jednak dla mnie duży komplement, że szukałeś informacji. A teraz pójdę pod prysznic. Będę obserwować.
Iza wstała, skrzywiła się przy tym i zapiszczała, teatralnie przesadzając. Kątem oka zlustrowała plamy na pościeli. Spore. Może go przestraszyły. Dlatego wyskoczył z tym lekarzem.
- Wezmę szybki prysznic i pomogę ci prześcielić łóżko. Wiesz gdzie masz czystą pościel, możesz ją przygotować?
- Odczep się od tej pościeli. Idź gdzie musisz.
Iza wyszła z sypialni, a Paweł otworzył szafę, wyjął z niej szare dresy i bez bielizny wciągnął na tyłek. On też musi się udać pod prysznic. Musi jednak poczekać na swoją kolej. Kobieta pierwsza, a może powinien pójść z nią. Pomóc się umyć. Nie no, co za bzdura. Przecież nie była ranna, tylko zdeflorowana. Na własne życzenie. Wyłączył światło i wyszedł z sypialni.
Druga wizyta Izy pod prysznicem była znacznie krótsza. Nogi jej drżały, trochę szczypało i poczuła się taka zmęczona po tym wszystkim. Podniecenie opadło, adrenalina się ulotniła, został niepokój. I sporo zażenowania. Wyszła z łazienki, spojrzała w stronę sypialni, ale dostrzega tylko odzianą w aksamity ciemność. Postanowiła odziać się i ona. Poszła do pokoju znaleźć swoją piżamę. Bawełniana koszulka na ramiączkach, obszyta jakąś tanią koronką i krótkie bawełniane spodenki. Całość w kolorze śliwki. Tak przyodziana postanowiła pójść i powiedzieć Pawłowi, że łazienka jest wolna, bo chyba nie zauważył jak wychodziła. Zastała go w salonie ze szklaneczką w dłoni. W naczyniu kąpała się duża ilość kostek lodu, zalanych bursztynowym trunkiem. Klimat w pokoju, można było śmiało pomylić z romantycznym, na pierwszy rzut oka. Nastrojowe, żółto-pomarańczowe, przygaszone światło sączyło się z dwóch kinkietów. Od ścian odbijały się dźwięki jakiegoś smętnego jazzu. Paweł stał przed taflą szkła, za którą migotały światła Warszawy i w której częściowo odbijał się pokój. Miał na sobie tylko szare dresy zawieszone na biodrach. Górne partie jego ciała były nagie i prezentowały się zjawiskowo. Wiedziała, była pewna, że te dłonie, te ręce nie są przyczepione do żadnego cherlawego tułowia. Że tam są mięśnie ścięgna i żyły obleczone skórą w kolorze jasnego brązu.
- Nie wyglądasz na 32 lata. Już w kawiarni przyszło mi to do głowy. Gdybym nie znała twojego wieku z agencji, nie umiałabym go określić.
- Masz ochotę się czegoś napić?
- Nie. Chciałam tylko powiedzieć, że łazienka jest wolna. Nie wiem czy zauważyłeś.
- Dziękuję.
- Dobranoc… i chyba do widzenia. Nie wiem o której wstajesz, a ja chciałabym się ulotnić z samego rana.
Po wybrzmieniu ostatnich sylab tego oświadczenia, krtań Pawła głośno przełknęła ślinę. Potem jego ręka podniosła szklankę do ust, a one pociągnęły spory łyk. Następnie nie odwracając się do niej zaczął wolno, cicho, a jednocześnie dobitnie:
- Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy porzucać ten układ. Teresa też nie musi już o niczym wiedzieć, skoro sami zdołaliśmy zniwelować ujawnione nieścisłości.
- Okłamałam Cię.
- Tak. Jako prawnik, jestem w stanie znaleźć okoliczności łagodzące i dogadać się w kwestii zadośćuczynienia.
- Nie będzie wyroku? Zostałam ułaskawiona.
Paweł odwrócił się od szyby i patrzył na nią przez całą szerokość salonu. To spojrzenie przeszyło Izę czymś nieznanym i podniecającym. Pod tym spojrzeniem cała się spięła i znieruchomiała.
- Powiedzmy, że wyrok został zawieszony na okres próby. Jeśli przewinienie się powtórzy, nie odstąpię od wymierzenia kary.
- Mogę zostać?
- Nalegam.
- To ja się położę.
- Tak. To dobry pomysł. Jutro pogadamy o kwestiach praktycznych.
Iza wyszła z salonu i ponownie przemierzyła korytarz. Zamknęła za sobą drzwi pokoju i wpakowała rozdziewiczony tyłek do łóżka. W ciemnościach gapiła się w sufit i zastanawiała, czy to co poczuła, po jego słowach, to na pewno była ulga. Chyba się cieszy, że może zostać. Wraca na scenę. Odegrała już nawet pierwszy akt w tej sztuce z gatunku, którego nie sposób określić. Okaże się na końcu, kiedy aktorzy zejdą ze sceny. Może wtedy się zorientują w czym grali. – Idź spać. - Sugerowała sama sobie, ale nie mogła zasnąć, w uszach wciąż dudniły jego słowa: nie odstąpię od wymierzenia kary. – O tym też nic nie było w broszurze.
Paweł dopił drinka i udał się do swojego pokoju. Po drodze zerknął jeszcze na drzwi gościnnej sypialni, czy aby na pewno jest tam ciemno, bo to pozwalało sądzić, że naprawdę się położyła. Wszedł do sypialni i rozświetlił wnętrze zapalając kinkiet. Zamknął za sobą drzwi, stanął w nogach łóżka i przyglądał się zakrwawionej pościeli. Napawał się tym widokiem, chłonął go całym sobą. Nie potrafił określić co czuje. Pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. Wiedział natomiast, co chce zrobić, od dawna wiedział, właściwie jak tylko zobaczył krew spływającą z jej ud, na nieskazitelną biel prześcieradła. Zdjął wszystko po kolei z łóżka, odzierając kołdrę i poduszki z poszewek. Razem z prześcieradłem złożył w idealną kostkę i położył na komodzie. Potem odsunął ostatnią jej szufladę, wyjął ze środka wszystkie odłożone tam ręczniki i przeniósł na dno szafy. Do szuflady schował pościel złożoną w idealną kostkę. Żeby przypadkiem serwis sprzątający nie zabrał jej do prania.
Paweł obudził się z uczuciem jakie towarzyszy dzieciom w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Czeka go coś przyjemnego. W pierwszej chwili nie mógł skojarzyć czego to uczucie dotyczy. W drugiej chwili już wiedział. – A tak, mój nowy nabytek. – Uśmiechnął się do siebie zadowolony z tego trafnego określenia. Bez dalszego ociągania wstał zobaczyć, czy jego aktywa zwlekły się już z łóżka. To spora inwestycja. Ale i pula do zgarnięcia. To może być strzał w dziesiątkę, albo strzał we własną stopę. Paweł wszedł do kuchni gdzie Iza przygotowywała kawę przy jakichś tandetnie pospolitych dźwiękach z radia.
- Tańczysz?
- Tak. Bo one wszystkie tańczą po pierwszym seksie.
- Kto?
- Te kobiety z romansów, co trafiają w łapy tych nieszczęśliwych mężczyzn…
- Myślisz, że jestem nieszczęśliwy?
- No. Musisz. Oni wszyscy są. A one ich ratują z otchłani rozpaczy, smutku, bólu i czego tam jeszcze…
- Dla twojej wiadomości panno Izabelo…
- Oj, już nie panno, nie panno…
- Sytuacja wygląda tak, że od wczoraj, już na zawsze będziesz moją panną. I cieszę się, że sobie ciebie zostawiłem.
- Grasz na czymś?
- Słucham?
- Powinieneś jeszcze na czymś grać, nigdzie nie widzę żadnego instrumentu. Może chociaż na flecie?
- Zaraz ciebie nauczę grać na flecie, jak nie przestaniesz robić mi uwag.
- Powinnam jeszcze zrobić śniadanie, ale nie masz nic w lodówce.
- Rzadko jadam w domu. Czemu powinnaś?
- Tak jest w konwencji: dziewica, sex, tańce, śniadanie. I ono zawsze im smakuje. Zapamiętaj. Skąd ty się urwałeś. Te twoje panny to co czytywały w podstawówce?
- Sigmunda Freuda, Friedricha Nietzsche, Immanuela Kanta, nie wiem dokładnie.
- Dwóch smutnych Niemców i Austriak, też smutny. I ty śmiesz twierdzić, że nie jesteś nieszczęśliwy.
- Śmiem. Powiedz lepiej jak się mają dolne partie twojego ciała?
Iza przesadnie kołysze biodrami na boki i krzywi się znacząco:
- Ujdzie. Troszkę gorzej kiedy siadam, ale myślę wtedy o sosnach. Ale patent. Gdzieś ty to wyszperał?
- Czuję się urażony. To była moja własna inwencja.
- O, to jestem pod wrażeniem. Kawki?
- Poproszę. Potem się ubierz, pójdziemy na śniadanie.
- Dobrze. Możemy zrobić zakupy? Żeby było coś w lodówce i czy tu w ogóle można gotować? Używałeś kiedyś swojej kuchni, jako kuchni? Tu jest tak – sterylnie.
- Kuchnia była kilkakrotnie używana. Jest czysto, bo zatrudniam fachowców, od sprzątania też.
- Muszę cię zmartwić, trafiła ci się niewykwalifikowana jednostka pracująca.
- Zorientowałem się wczoraj, po pewnym oświadczeniu. Przypominam ci, że miałaś się ubrać.
- Dobrze. Już. Ostatni łyk kawy i już idę. Trzy minuty i będę gotowa? A ty? Ty też się przecież musisz ubrać.
Iza założyła delikatnie marszczoną, blado niebieską spódnicę do której sama doszyła duże, czerwone kieszenie z ogromnymi czerwonymi guzikami. Białą koszulę z kołnierzykiem, od której odpruła rękawki i sandały z czarnych pasków, nie poddawane żadnym modyfikacjom. Spojrzała na siebie w lustrze, stojącym obok szafy. Oprawionym na fajnym metalowym stojaku służącym też za wieszak. Uznała, że powinno się nadać na śniadanie na mieście w sobotni poranek. W końcu to nie jest żadne oficjalne wyjście. Weszła do przedpokoju, zobaczyła Pawła i zmieniła zdanie.
- Garnitur? Gdzie my idziemy na to śniadanie? Daj mi 30 sekund pójdę się przebrać. Mam czarną, jedwabną sukienkę w pół łydki to może się lepiej nada.
Paweł zlustrował ją z góry na dół i stwierdził:
- Nie ma potrzeby. Jest w porządku. Masz jakieś buty na obcasie?
- Nie. Nie lubię obcasów.
- Będziesz musiała polubić. A przynajmniej zaakceptować.
- Jak mus, to mus. Rozumiem, że to dotyczy tych wyjść kiedy jesteśmy razem. Sama mogę chodzić w bezpiecznych butach.
- Kiedy w takim razie masz zamiar opanować tę sztukę? Jak będziemy wychodzić, to masz umieć chodzić. Miałaś kiedyś szpilki na nogach?
- Nie.
- To radziłbym nie odpuszczać żadnej okazji do ćwiczeń. Chodźmy już.
- No dobrze to do sklepu, parku na spacer, ale na uczelnie nie. Nie będę tam paradować jak jakaś dziunia, już szczególnie na pierwszym roku.
- Tak masz zamiar dyskutować o wszystkim? Ciekawie się ta znajomość zapowiada, muszę przyznać. Dobrze. Na uczelnie nie. Jeśli jednak za dwa miesiące nie będziesz chodziła pewnie i zgrabnie w 12, 14 cm obcasach, to zacznę cię tresować na smyczy.
- Co takiego? To żart był? Prawda?
- Nie powiem. Przekonasz się za dwa miesiące. Możemy wreszcie wyjść?
- Tak, przecież to ty zacząłeś temat szpilek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz