sobota, 30 listopada 2019

Przed ucztą w Valhalli - część II

Świt nastał. Zdecydowanie i dobitnie. Kilku mężczyzn kręciło się po izbie, paru wyszło na zewnątrz. Z kuchni dochodził przyjemny zapach, warzonej owsianki. Wolden nie spał już od jakiegoś czasu, ale nie podniósł się z posłania. Leżał nieruchomo, jeśli nie liczyć klatki piersiowej, unoszonej równym oddechem. Równym, ale wcale nie spokojnym. Uwierały go spodnie w wiadomym miejscu. Powodem tego była Silena. We śnie przysunęła się do niego i przylgnęła niemal całym ciałem. Może w poszukiwaniu ciepła, może odrobiny bezpieczeństwa, grunt, że jej ręka wylądowała na jego brzuchu, w wiadomych okolicach.

poniedziałek, 30 września 2019

Inwestor. Początek - drugi akt.

Zjechali na parter. Na poziomie zero, szklanego apartamentowca, funkcjonowało coś w rodzaju rynku małego miasteczka. Tyle, że blichtru, splendoru i zer za cyferkami na wystawach, było znacznie więcej. No i usługi nieco odmienne. Zamiast ostrzenia noży - piłowanie paznokci, zamiast golibrody – salon urody, nie kiosk - tylko salon prasowy i wiele innych w podobnym tonie. Iza oglądała to wszystko idąc za Pawłem, który wyraźnie dokądś zmierzał. Kiedy zatrzymał się niespodziewanie obok małego pomieszczenia, na końcu ciągu komunikacyjnego, o mało na niego nie wpadła. Paweł zapukał do zamkniętych drzwi i nie czekając na zaproszenie, zaraz je otworzył. Po otwarciu, bez zwłoki przestąpił niski próg i przywitał się z kimś w środku. Potem zawołał Izę i przedstawił jej pana Huberta – zarządcę i niejako managera obiektu. 
- Pan Hubert to nasza pierwsza pomoc. Gdybyś miała jakiś kłopot, na przykład, złamiesz kartę do windy, zatrzaśniesz się w siłowni, ptak wybije szybę, albo coś w tym stylu, to wtedy pan Hubert pomoże. Przypomnij mi twój numer telefonu i daj na chwilę dowód.

czwartek, 12 września 2019

Lupa

- Panie majorze.
- Spocznij, poruczniku. Wezwałem pana w związku z jutrzejszym zadaniem. Pójdzie z wami pewien kapral. Nie musicie jej niańczyć. Ma inną kwestię do załatwienia. Idziecie jednak w tę samą stronę. Właśnie przyleciała. 
- Baba? Serio?
- O, dostałam nową ksywę. 
Porucznik  odwrócił się gwałtownie.
- Lupa.
- Dołączy do was.
- Majorze to nie zmienia faktu...
- ...że nie mam penisa. Tak, to ustalono jakiś czas temu.
- Spokój szczeniaki. Macie zadanie do wykonania i tylko to się liczy. Oczywiście wolałbym, żebyście się przy tym nie pozagryzali, ale cóż... Każda misja wymaga poświęceń. Odmaszerować. 
Wyszli na zewnątrz. Dzień kończył się właśnie, oznajmiając to, znikającym na horyzoncie, czerwonym słońcem. Pomimo późnej pory, upał nie zelżał ani odrobinę. Nawet na siebie nie patrząc, odeszli każde w swoją stronę.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Chwileczkę - teraz ja.

Siedzę na wersalce. Trzymam nożyczki w ręce i dżdżownicę w palcach. Na kolanach leży otwarty Teletydzień, pokiereszowany nożyczkami. Dżdżownica w moich rękach, pod presją nożyczek, robi się znacznie chudsza. Odcinam coraz cieńsze skrawki, które lądują na kolanach Teletygodnia. Muszę bardzo uważać. Nie chcę jej skaleczyć. Przekroczyć czarnej granicy i wedrzeć się do wnętrza. Wtedy będzie zepsuta. Do wyrzucenia. Wtedy nie wkleję jej do zeszytu. Tam lądują tylko idealne wycinanki.

czwartek, 30 maja 2019

Przed ucztą w Valhalli.

Łódź uderzyła o dno i gwałtownie szarpnęło do przodu. Załogą i ładunkiem. Nie zrobiło to już na niej wrażenia. Wiele, bardzo wiele dni na wodach. Groźnych, wzburzonych, ciągnących się po horyzont. Zdających nie mieć kresu. I tych spokojniejszych, pośród wysp i lądów, czy raczej skał, przykrytych miejscami ziemią. Langskipy świetnie radziły sobie i tu i tu. To była jej pierwsza podróż morska. Niewiele słyszała do tej pory o żeglowaniu. Teraz też nie była ekspertem, ale wiedziała już, że zanurzenie łodzi wpływa na to, którędy można płynąć, że żagiel musi być ustawiony pod odpowiednim kątem do wiatru, że kolor wody może ci powiedzieć gdzie jesteś, że spać można nie tylko na stałym lądzie i że jest coś takiego jak choroba morska. Na szczęście ominęło ją to zjawisko, ale kilku towarzyszy, niemal całą podróż spędziło przewieszonych przez burtę.

sobota, 20 kwietnia 2019

Uległość - jest taka gra. Odcinek drugi.


Kiedy się obudziła było jeszcze ciemno. Obok niej leżał Przemek. Ostrożnie przeczołgała się na brzeg łóżka, żeby go przypadkiem nie dotknąć. Po wczorajszych scenach w wannie, Ada poważnie się zastanawiała, czy kontakty cielesne z Przemkiem, są jeszcze możliwe. Zwlokła się i poszła zanieść swój pełny pęcherz, na muszlę klozetową. Po tym błogim opróżnieniu, wykonała poranną toaletę. Wiedziała, że już nie zaśnie. W kuchni sprawdziła godzinę i wypiła szklankę wody. Termometr za oknem pokazywał trzy stopnie na plusie. Słabo. Nie pobiega, bo wybiega anginę. Jak zwykle. Ale chyba pójdzie połazić. Tak. To dobry pomysł. Przewietrzy się. Przewietrzy głowę. I tak nie ma co ze sobą zrobić, aż do siódmej.

wtorek, 12 marca 2019

Interwencja.


- Przyjadę.
- Nie.
- Przyjadę. Będę za 30 minut. Możesz sobie ryczeć do tego czasu. Jak przyjadę - koniec z tym.
Ola siedziała na kanapie i obserwowała zegarek. Wskazówki pędziły po tarczy w zastraszającym tempie. Ten zegarek się spieszy. Ciekawe od kiedy? Jak długo okrada ją z czasu? Próbowała uspokoić oddech i odetkać zatkany nos. Stos zużytych chusteczek, rósł w tempie ekspresowym. Rozejrzała się po pokoju i wpadła w panikę. Jak ma go wpuścić do tego bałaganu. Jeśli chodzi o pierwszą wizytę, to słabo... Oj bardzo słabo. Zerwała się na równe nogi, czyli bardzo szybko dźwignęła się z kanapy. Zaczęła gorączkowo zbierać rzeczy. Papiery, chusteczki, opakowania, butelki... do worka na śmieci, który podniosła z podłogi. Leżał tam dwa dni. Dwa dni temu miała zacząć sprzątać. Nie zaczęła.