sobota, 20 kwietnia 2019

Uległość - jest taka gra. Odcinek drugi.


Kiedy się obudziła było jeszcze ciemno. Obok niej leżał Przemek. Ostrożnie przeczołgała się na brzeg łóżka, żeby go przypadkiem nie dotknąć. Po wczorajszych scenach w wannie, Ada poważnie się zastanawiała, czy kontakty cielesne z Przemkiem, są jeszcze możliwe. Zwlokła się i poszła zanieść swój pełny pęcherz, na muszlę klozetową. Po tym błogim opróżnieniu, wykonała poranną toaletę. Wiedziała, że już nie zaśnie. W kuchni sprawdziła godzinę i wypiła szklankę wody. Termometr za oknem pokazywał trzy stopnie na plusie. Słabo. Nie pobiega, bo wybiega anginę. Jak zwykle. Ale chyba pójdzie połazić. Tak. To dobry pomysł. Przewietrzy się. Przewietrzy głowę. I tak nie ma co ze sobą zrobić, aż do siódmej.

- Kładziesz się po północy, wstajesz o piątej... nie podoba mi się to.
Przemek zdybał ją w przedpokoju, zanim jeszcze zaczęła się ubierać. Podszedł do Ady i przytulił ją mocno do siebie. Trzymał dłuższą chwilę i wdychał zapach jej szamponu. Stała obok niego zupełnie spokojna. Ten dotyk jej nie drażnił, nie przeszkadzał – dziwne. Była pewna, że nie będzie chciała go znosić. A był to nadal czuły, troskliwy gest, który rozgrzewał jej wnętrze. Ale skoro nie jest nim rozdrażniona, to chyba powinna być rozdrażniona sobą. Przecież jest oszustką i zdrajczynią. Nie powinna czuć się dobrze. Lekko zaspany, odrobinę zachrypnięty głos Przemka, przerwał jej rozważania.
- Wracaj do łóżka.
Ada zrezygnowała ze spacerów i poszła do sypialni. Po kilku minutach zjawił się tam również Przemek. Odsunął kołdrę i zaczął do niej dobierać. Subtelnie i delikatnie, czyli dokładnie tak, jak zwykle. Obsypując pocałunkami jej dłonie, ramiona, obojczyk i szyję. Opuszkami palców ledwie dotykając skóry. Muskając ciepłym, wilgotnym oddechem. On się kochał kochać. Delektować. Położył usta na jej ustach i czekał na reakcję. Zareagowała niemal natychmiast, bez niegrzecznego zastanawiania. Wpuściła jego język do środka i pozwoliła ostrożnie badać ich wnętrze. Czemu, te jego zabiegi, dzisiaj jej nie drażniły. Zupełnie inaczej niż do tej pory. Na samym początku znajomości, oczywiście cieszyła się z czułego kochanka. Z czasem ten scenariusz zaczął uwierać. Wystudiowany każdy ruch. Każdy gest. Wiedziała gdzie ją dotknie. Jak ją dotknie. Przeżywała ten sam akt trzy, cztery razy w miesiącu. Wcześniej, sama próbowała wprowadzać zmiany, potem tylko się wierciła, sygnalizując swoje zniecierpliwienie. Kończyło się to różnie. Nie zawsze wytryskiem. Czasem sprzeczką. Awantur w łóżku nie urządzali. Dzisiaj natomiast było inaczej. Jakby poszła na masaż. Poddawała się zabiegom. Nie miała ochoty walczyć. Patrzyła na to przez palce. Spokojnie pozwalała mu na wszystko. Krok po kroku. Jej myśli były centymetr przed nim. Wyprzedzały wydarzenia o ten jeden gest. Dłoń, która realnie trzymała jej prawą pierś, w głowie leżała już na brzuchu, chwilę później odciągała na bok jej kolano, jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim. Ale dzisiaj nie miała o to pretensji. Nie mogła. Już nie mogła. I nigdy już mogła nie będzie. Będzie już zawsze leżeć spokojnie.

Z domu wyszli razem. Nawet przed klatką rozstali się cmoknięciem w policzek. On poszedł do firmowego Lexusa, ona do przechodzonej Toyoty. Niewiele miała dzisiaj pracy, ale trochę jeżdżenia. Logistyki. Złożyła zamówienia u dwóch dostawców. Odebrała paskudną figurkę gipsową i zawiozła do ogrodu pani Ani. Przy okazji zadzwoniła do firmy zewnętrznej i przypomniała, że mają posprawdzać systemy nawadniające u jej klientów, po zimowej przerwie. Zajrzała do Nowaków, bo pani Krysia przysłała jej zdjęcia, jak z koszmaru ogrodnika. Trzy psy pana Ryszarda, rozkopały cały dzień jej pracy w południowym sektorze ogrodu. Świeżutkie nasadzenia. Pewnie dlatego dały radę tyle zdziałać. Niewiele roślin uratowała. Musi zrobić kolejne zamówienie i jutro się tym zajmie. Na koniec odwiedziła posesje pana Marcina. Dywany stokrotek wyglądały prześlicznie. Wszystkie przyjęte i rześkie. Żadna nie wypadła. Świetnie. Nie było nawet dwunastej, a ona właściwie była wolna. Niedobrze. Wolałaby się jeszcze czymś pozajmować. To może wróci do Nowaków... Nie, to bez sensu – z czym. Przecież musi najpierw uzupełnić sadzonki. No to pojedzie do domu. Zajrzy do komputera. O tej porze Pan jej się tam pewnie nie spodziewa, to pewnie Go nie będzie, to poczyta w samotności, jeśli coś napisał.

Po mieszkaniu łaziła dobre półgodziny. Sprzątała, przestawiała, wycierała... W końcu zebrała się w sobie i podniosła klapę laptopa. Od razu zaczął brzęczeć i wysyłać sygnały, że się budzi. Zalogowała się do swojego konta i zajrzała do skrzynki. 3 wiadomości. Trzy? O nie. Jedna to na pewno kara. Za używanie wizerunku Pana bez Jego zgody. Albo same kary. Nie zastanawiając się dłużej, trzasnęła klapą laptopa. Wpadła do przedpokoju, wskoczyła w równiutko ustawione adidasy, złapała kurtkę, klucze, i wybiegła z mieszkania. Poszła do parku. Wytyczyła sobie trasę i chodziła w kółko alejkami, dopóki potwornie nie zachciało jej się pić. Ale jak. Usta, język, policzki, podniebienie, wszystko wyschło na wiór, w jednej chwili. W chwili, kiedy postanowiła, że już nie chce chodzić i zamierzała wrócić. Do mieszkania, do laptopa, do tych wiadomości. Nie lubiła wracać. Powroty są upokarzające. Lepiej nie wychodzić. Wtedy łatwo uniknąć powrotów i upokorzenia. Ale już wyszła. Stało się. Zachciało jej się teatralnych gestów – to teraz ma. Doczłapała do swoich drzwi. Otworzyła je bez zwłoki i od razu zajrzała do pokoju sprawdzić godzinę. 14:00, dobrze. Wpakowała się tam w butach i podniosła klapę laptopa po raz drugi. Zanim ona się rozbierze, to on się uruchomi. Poszła do łazienki. Umyła ręce, przepłukała usta, uczesała włosy i uznała, że w tym stanie może zajrzeć do wiadomości.

Ada. Jestem pod wrażeniem twojej notatki. Nie spodziewałem się, przyznam szczerze, takiego debiutu literackiego. Mam nadzieję, że masz dzisiaj - dzień na luzie. Te raporty, to twoje emocje. Piszesz co zechcesz. To od czego zaczynasz i na czym kończysz, to wyłącznie twoja sprawa. O nic się nie gniewam. Kamerę uruchomisz – bez dyskusji. Widzimy się o 16:00.”

Ada pomyślała złośliwie: my się widzimy – przecież tylko Pan mnie widzi. Ale zaraz zajęła się przetwarzaniem innych informacji. Jednej właściwie - „O nic się nie gniewam” - to na pewno jest o używaniu. A ona musi uruchomić kamerę. Dobra, następna. Trzeba zmienić myśli.

Teraz najważniejsze.
- Po pierwsze, nie będziesz mieć tajemnic przede mną. Masz być stuprocentowo szczera. Jeśli w twojej ślicznej główce formuje się teraz taka myśl: a jak On to sprawdzi, albo – zobaczymy, to daruj sobie czytanie reszty i odpuść tę rozgrywkę. Ta szczerość, potrzebna jest przede wszystkim tobie. Ja muszę wiedzieć, żeby moje działania przynosiły pożądane efekty. Żeby krzywda ci się żadna nie stała. Jeśli jesteś zdecydowana odpowiedzieć na każde pytanie, przyznać się do każdej rzeczy, jaką w życiu zrobiłaś, działać wbrew własnej woli i pozornym ograniczeniom, to możemy przejść dalej.
- Po drugie, nie będziesz odmawiać Panu swemu na daremno. Czyli, używaj rozważnie partykuły „nie”, bo masz ją tylko jedną w miesiącu do wykorzystania. Raz jeden na miesiąc możesz mi odmówić bez konsekwencji. Po pierwszym użyciu, żadne inne, do końca miesiąca nie będzie się już liczyć. Całą resztę poleceń wykonujesz bez szemrania. Bo tak.
- Po trzecie, pamiętaj żeby robić mi grafik swojego czasu. Może być tygodniowy. Może być od razu na miesiąc. Do której w danym dniu pracujesz. Kiedy jesteś sama. Kiedy wyjeżdżasz. O wszelkich zmianach będziesz informować niezwłocznie i nanosić poprawki.
- Po czwarte, wszystkie twoje orgazmy należą do mnie. Te, na które nie masz „na razie” wpływu – też. O każdym zaistniałym, mam być poinformowany do 16:00. Nie musisz wdawać się w żadne szczegóły. Twój mąż mnie nie interesuje. To może być jedno suche zdanie oznajmujące. Sama sobie nie robisz nic, bez pozwolenia, albo polecenia. Robisz sobie natomiast wszystko co powiem, albo napiszę.
- Po piąte – ostatnie – kontakt z tobą mam utrudniony. Jednak ostrożność jaką przejawiasz, bardzo mi się podoba, zatem zrobimy tak... Wybierzesz sobie jeden paczkomat w mieście, do którego będę ci czasem coś wysyłał. W ten sam sposób, jeśli zajdzie taka potrzeba, ty przekażesz coś mnie. Informacje i kody wyślę SMS-em. I tu kolejne, muszę mieć do ciebie numer telefonu. Jeśli nie ten, którym posługujesz się na co dzień, to kup nowy starter, włóż do jakiegoś starego aparatu i pilnuj żeby był włączony.

Co do rozprawki... Wymieniłaś trzy zjawiska, które cię uwierają. Oczywiście najistotniejsze jest „Ja”. Po ułożeniu się ze sobą, cała reszta ułoży się za pomocą woli. Od tego zaczniemy. Jednakże, napiszesz do każdej trzy rzeczy, które w twojej ocenie są powodem tego stanu. Jaką formę wybierzesz to twoja sprawa.
Ja bo:
Praca bo:
Obowiązki bo:
Z tym nie musisz się spieszyć. Pomyśl (wiem, że lubisz), masz na to trzy dni.”

Koniec. Tyle. Tyle Pan napisał i nigdzie nie było jednego słowa o karze. To chyba dobrze. Chyba sukces. Kliknęła w ikonkę na pulpicie i uruchomiła program do obróbki tekstu. Skopiowała uwagi, co do rozprawki i uruchomiła proces myślenia. Odkleiła oczy od monitora i poszła przygotować obiad. Zamarynowała kurczaka zagrodowego i wyjęła szpinak z zamrażalnika. Obrała czosnek, cebulę... I zaczęła ryczeć. Usiadła przy stole, łokcie oparła na blacie, złapała się za głowę... Zaczęła od szlochania. Potem był ryk, na końcu, przerywane haustami powietrza, wycie. Nie uroniła przy tym nawet jednej łzy. Zdołała tylko te dźwięki z siebie wywalić. Wczorajszy wieczór z Panem, poranek z Przemkiem, to chyba nie na jej nerwy. Przesada. Za dużo tu jednego i drugiego. Nie. Błąd procesora. Za dużo tu o jednego. Nie miała szansy wymyślić którego. Miała natomiast duże szanse oszaleć we własnej kuchni. Dźwięk telefonu, postawił ją przy stole na równe nogi. Wybiegła do przedpokoju w poszukiwaniu hałasującego urządzenia, którym dzwonił do niej Przemek. Piosenką z ich pierwszego tańca. Sam jej ustawił tę melodię. Bo to takie romantyczne przecież.
- Słucham... - Zaschnięte gardło zachrypiało zamiast się odezwać. Odchrząknęła. Nic to jednak nie dało. Z słuchawką przy uchu poszła do kuchni i odkręciła kran. Woda spłynęła do szklanki stojącej w zlewie. Ze szklanki wlała ją do buzi i rozprowadziła językiem. Na podniebieniu poczuła lekki posmak soku porzeczkowego, który był powodem i przyczyną tego, że szklanka stała w zlewie.
- Ada, jesteś tam?
- Tak. Gardło mnie drapie musiałam się napić. - No niby nie skłamała. Ale z prawdą też nie miało to wiele wspólnego.
- Nie będzie mnie na obiedzie. Muszę zjeść kolację z kontrahentem. Wrócę jutro. Na pewno będą grane alkohole świata.
- Są jeszcze taksówki.
- Wiem, że są, a Ty wiesz co ja o tym myślę. Po co mam się tłuc po nocy, kombinować z samochodem...
- Dobra. Darujmy sobie. Znam resztę tekstu. Czyli będziesz jutro. O której?
- Po pracy. Myślę, że standardowo o 18:00. Nie przewiduję żadnych więcej atrakcji.
- Ok. Czyli do jutra.
- Do jutra Słonko. Kocham Cię.
- Wiem. Pa.
Ma wolne popołudnie, wolny wieczór, w nocy ma wolne... To dobrze, czy niedobrze. Może weźmie się za rozprawkę. Chyba że... Zerknęła na zegarek. Nie było jeszcze trzeciej. Obiadu w tej sytuacji postanowiła nie gotować. Kura może się marynować do jutra. Z cebuli, czosnku i szpinaku przesmaży półprodukt i schowa przestudzony do lodówki. Przynajmniej nie będzie musiała jutro myśleć „co na obiad”. Ale teraz ma godzinę, a pomysłu, co z nią zrobić, za Chiny Ludowe. Ciekawe czy Pan coś wymyśli, czy coś z nią zrobi, jak się dowie ile ma wolnego. Teraz natomiast posiedzi z książką. Tak dokładnie. Weźmie książkę, usiądzie na kanapie i posiedzi trzymając ją w rękach, i obserwując zegarek. Przecież udawanie, że się czyta nie ma najmniejszego sensu. Przed kim niby. Żeby Przemek był, to co innego. Wtedy oglądałaby literki, poustawiane w wyrazy, na tanim śmierdzącym papierze. Oklejone miękką, laminowaną okładką, w wersji obrzydliwie ekonomicznej. 15:15. Poszła siku. Wróciła i usiadła w tym samym miejscu. 15:30. Postanowiła sobie nalać szklankę wody i postawić przy komputerze. 15:45. Opuściła kanapę, odłożyła książkę i usiadła przed laptopem. Miała zamiar już tak siedzieć do 16:00, ale przypomniała sobie, że może być rozczochrana, przez to kotłowanie na kanapie i pobiegła do łazienki sprawdzić swoją fryzurę. Przeczesała włosy i wróciła na krzesło przed komputerem. Uruchomiła kamerę. Ekran laptopa zrobił się czarny. 15:50. Zajrzała na portal społecznościowy i zaczęła coś czytać. Czytała do momentu kiedy komunikator zaświergotał. Natychmiast przełączyła okno w przeglądarce.
- Dzień dobry Ada.
- Dzień dobry Panu.
- Jak minął dzień?
- Tak sobie.
- Ada, ja jestem dzisiaj naprawdę w dobrym humorze, ale nie będę znosił podobnych bezczelności.
- Słucham?
- Powtórzę raz. Tylko jeden raz. Jak minął dzień?
- Zaczął się wcześnie, bo o piątej. Pracy miałam mało, więc chwilę po 12:00 byłam już w domu. Przestraszyła mnie ilość wiadomości od Pana. Ten strach zaprowadził mnie do parku i prowadzał alejkami, aż zdecydowałam wrócić i się z nim zmierzyć. Potem miałam gotować obiad, ale Przemek zadzwonił, że nie wraca dzisiaj do domu. Odpuściłam gotowanie i czekałam na Pana.
- Lepiej. Kiedy dostanę twój grafik?
- Nie wiem proszę Pana.
- Ada to nie jest dla mnie odpowiedz, ponieważ nie przekazuje żadnej informacji. Masz mi podać datę i godzinę. Za każdym razem, kiedy moje pytanie dotyczy czasu realizacji zadania. W tej chwili zadeklaruj kiedy dostanę grafik.
- Jutro do 16:00. Proszę Pana.
- Ok. Dziś muszę improwizować, ponieważ nie raczyłaś podać mi tak istotnej informacji, że będziesz sama, w chwili kiedy się tego dowiedziałaś. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Przepraszam Pana.
- Dobrze. Ty się uczysz, a ja się nie gniewam. Coś wymyślę. Czemu strach wodził cię po parku i skąd strach przed czytaniem moich wiadomości?
- …
- Ada. Czekam.
- Wiem Panie, ale jedyna odpowiedź jaka mi się nasuwa, nie jest odpowiedzią dla Pana.
- Spodziewałaś się przeczytać coś, czego się bałaś. Czego się bałaś?
- Kary od Pana.
- Za co?
- Niech Pan mnie nie dręczy, przecież Pan wie. Napisał Pan, że się nie gniewa, więc musi wiedzieć.
- Tak trudno ci się przyznać, co miałaś pod powiekami, kiedy dążyłaś do zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych, czemu?
- Tak, to jest trudne, skąd mam to wiedzieć czemu. Proszę Pana.
- Wydedukuj.
- Jak?
- Metodą rozkładania na czynniki pierwsze. Twoja suma, czyli strach, była złożona z czynników. Jakich?
- Wstydziłam się tego co zrobiłam. Wstydziłam się przyznać do tego publicznie. Bo to nie jest ogólnie akceptowalne. Masturbacja jest powodem do wstydu.
- Wstydzisz się.
- Tak.
- Widzisz wiesz, wiedziałaś.
- Panu to tak prosto te wnioski ze mnie wyciągać. Jak zostaję sama ze swoimi myślami, to jeden chaos mam w głowie i nijak wydobyć informacji z tego nie potrafię.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy najważniejszych. Pięć punktów. Przeczytałaś, a pamiętasz?
- Tak Panie.
- No to wymieniaj.
- Pierwsze - żadnych tajemnic i tylko szczerość.
- Po każdym punkcie masz powiedzieć, czy rozumiesz i akceptujesz.
- Pierwsze – rozumiem i akceptuję.
- Ok. Dalej.
- Drugie – jedna odmowa w miesiącu. Rozumiem i akceptuję.
- Ok.
- Trzecie – grafik. Rozumiem i akceptuję.
- Ok.
- Czwarte – Orgazmy. Rozumiem i akceptuję.
- Czerwienisz się. Urocze. Czy wszystko jest dla ciebie jasne w tym temacie?
- Tak.
- Na pewno?
- Pan tak specjalnie, prawda. Bo czuje Pan moje zażenowanie.
- Tak. Trochę cię próbuję z tematem oswajać.
- To chyba nie jest najlepsza metoda.
- To ja wybieram metody. Ostatni punkt.
- Piąte – Kontakt. Numer telefonu podam Panu jak zakupię starter...
- Ada dzień i godzina. Kiedy konkretnie to dostanę?
- Jutro do 16:00.
- Ok. Paczkomat wybrałaś?
- Tak.
Wybrała. Pomyślała podstępnie, że wybierze taki, najbardziej oddalony od domu. Spacery dobrze jej zrobią. Powinna dużo chodzić, to się przejdzie na drugi koniec miasta.
- To mi przyślij adres razem z numerem telefonu.
- Dobrze.
- Nie usłyszałem jeszcze najważniejszego.
- Piąte – rozumiem i akceptuję.
- Świetnie. No to teraz rozprawka i kwestie formalne będziemy mieli z głowy.
- Rozprawka o „wszystkim” za dwa dni na Pana mailu.
- Czyli ustalone.
- Tak.
- Ada, wiesz ile razy twoja odpowiedz nie miała poprawnej formy?
- Ile? Proszę Pana.
- Dziewięć.
- Naprawdę?
- Dziesięć.
- O matko. I co to oznacza dla mnie? Proszę Pana. Mam przynieść młotek?
- Nie. Żadnego młotka. Linijka.
- Co takiego Panie?
- Linijka ci potrzebna w tej chwili. Jeśli nie masz...
- Mam Panie.
- Czy ty mi właśnie przerwałaś?
- Chyba tak...
- Ada przynieś linijkę.
Wolno odsunęła krzesło od stołu. Wstała i poczłapała do przedpokoju. Dwie minuty później stała przed kamerą z 50 centymetrową linijką z ciemnego bukowego drewna.
- Imponujący gadżet.
- Czasami się przydaje w projektach. Proszę Pana.
- Nam też się przyda. Stój. Wyciągnij lewą rękę przed siebie i kantem linijki uderz na próbę kilka razy. Chcę żebyś wypracowała sobie odpowiednią siłę uderzenia. To musi być jeden pewny ruch. Nie będziesz się głaskać, ale nie chodzi i o to, żebyś ją połamała.
Ada wykonała polecenie. Przyłożona do linijki siła, odbiła przedmiot od jej dłoni i skierowała go ku górze. Ale ledwo dostrzegalnie. Na wewnętrznej stronie dłoni nie został żaden ślad. Nawet na chwilę.
- Słabo. Jeszcze raz, może kilka razy pod rząd.
Ada zamachnęła się ponownie. Tym razem z większą determinacją. Efekty były widoczne od razu. Czerwone kreski pokazały się na skórze. Nie zostały długo, po krótkiej chwili i prezentacji Panu przed kamerą, zaczęły znikać.
- Lepiej. Ale widać, że nie jadłaś obiadu. Do kary będziesz musiała się przyłożyć lepiej.
- To nie jest kara proszę Pana?
- Nie. Wykonaj jeszcze trzy porządne uderzenia.
Ada bez szemrania, trzy razy z dużą prędkością przecięła powietrze. Za każdym razem, zatrzymana na dłoni linijka, zostawiała intensywnie czerwony ślad.
- Świetnie. O to chodziło. Skieruj kamerę na podłogę i klęknij odwrócona plecami do mnie.
- Co takiego? Proszę Pana?
Pytajniki, co drugie słowo, właściwie nie były potrzebne. Ada była cała, jednym znakiem zapytania. Jej sylwetka, wyraz twarzy, wzrok wbity w monitor.
- Ja się powtarzał nie będę. Za minutę się rozłączę.
Złapała laptopa za klapę, przyciągnęła na krawędź stołu i pochyliła. Zaraz potem opadła na kolana. Tyłem do Pana.
- Doceń mój romantyzm. I kreatywność. Bo oto funduję ci karę rodem z perskiego imperium. Bastonada – już to jedno słowo ocieka zmysłowym oczekiwaniem. Obiecuję, że zrobi ci się gorąco. Dłoń na koniec linijki i zaczynaj. Prawa pięta dziesięć uderzeń. Tylko się przyłóż.
Ada bez ociągania zaczęła stukać linijką w swoją piętę. Stukać. Żeby nie powiedzieć, masować sobie podeszwę, kawałkiem prostokątnego narzędzia. Była dla siebie bardzo łaskawa. Zdecydowanie za bardzo, jak na Pańskie oko. Odliczyła dziesięć razów i spojrzała w ekran komputera. W czarnej sylwetce odczytać wiele nie mogła, ale czuła, słyszała w tym oddechu, ciężkim i przedłużanym, że to się dla niej dobrze nie skończy.
- Przynieś młotek?
Ujęła go tym. Udobruchała troszkę. Troszkę rozbawiła.
- Co ty tak za tym młotkiem tęsknisz? Czyżbyś dawała mi do zrozumienia, w ten zawoalowany sposób, że mam się zająć twoimi sutkami? Innym razem. Dzisiaj ćwiczysz pięty. Do roboty. Kolejne dziesięć na prawą stopę. Mamy dużo czasu. To od ciebie zależy ile z tej puli spędzisz na kolanach.
Ada zabrała się za kolejną serię. Tym razem dużo gorliwiej podeszła do zadania. Po dziesiątym uderzeniu pięta była lekko czerwona.
- Lepiej. Teraz piętnaście. Tylko teraz, będziesz uderzać za każdym razem w to samo miejsce.
Dyskutować nie mogła. Zresztą, nie było o czym. Tak ma być, bo tak. Koniec tematu. Pierwszy raz wymierzyła sobie z całą siłą. Zrobiła przez środek pięty czerwoną kreskę. Na tej kresce, próbowała umieścić, każde następne uderzenie. Niestety nie zawsze trafiała, co nie uszło uwadze Pana.
- Jeszcze piętnaście. W to samo miejsce. W końcu się nauczysz. Poczekam.
Ada była zła. W pierwszej chwili, na Pana. - Co za durny pomysł. - Już pal licho tę pietę, którą przecież mocno oszczędzała, ale zaczynała ją uwierać ta pozycja. Na klęczkach, w półobrocie, z wykręconą ręką... Przylała sobie pierwszy raz z kolejnych piętnastu i nie trafiła na kreskę. Teraz złość skierowała się przeciwko niej. Następny zamach był bardziej zamaszysty, a wygenerowana ze złości siła, podwoiła swoją wartość. Po tym razie kolejnym, aż ściągnęła palce. Zawahała się przed następnym, ale Pan jej, o dziwo, nie popędzał. Linijka przemknęła w powietrzu i wylądowała poza kreską. I znowu złość, i frustracja, i nawet pewne zażenowanie, że tak prostej czynności nie potrafi starannie wykonać. I kolejny raz. Aż zostawił wgłębienie. - Dobrze – pochwaliła się przed sobą. Pochwała zadziałała. Każde następne uderzenie było już niemal bezbłędne. I mocne. Bardzo mocne. Po dwunastym, przez jej pietę przebiegała ścieżka. Chudziutka, jakby wydeptana przez krasnoludki, ale pięta piekła i pulsowała, a kolor skóry, wokół ścieżki, przybierał powoli barwę maliny. Roztrzaskanej na asfalcie i przejechanej kołem od roweru. Nie miała odwagi używać całej siły do następnych razów, ale pomyślała o kolejnych piętnastu, na tę samą piętę, albo może nawet podniesieniu poprzeczki, za brak postępów i od razu postanowiła siłę uderzeń zwiększyć na tym półmetku. Półmetku, bo była pewna, że czeka ją to jeszcze po lewej stronie. Ostatni raz zafundowała sobie tak siarczysty, że poczuła go w brzuchu. Jej głowa powędrowała w dół i musiała podeprzeć się ręką, żeby nie przywalić czołem w podłogę. Mając w pamięci księgę powtórzeń Pana, wyprostowała się instynktownie i znowu klęczała z nienagannie pionowym kręgosłupem. Zamknęła oczy i wciągała powietrze spokoju głęboko w swoje trzewia, torując mu drogę, przez zatkany chwilowo nos.
- Ada. - Otworzyła oczy i odwróciła twarz do monitora. - Ładnie. Ładnie ci to wyszło. I całkiem sprawnie. Wystarczy odpowiednia motywacja. No to teraz lewa stopa. Będzie trudniej, ale masz już pewną wprawę. Potrzebujesz dziesięciu na rozgrzewkę, czy przejdziemy od razu do serii po piętnaście?
- Potrzebuję rozgrzewki.
Zdziwiła Go tą deklaracją. Zaskoczyła nawet. Był pewien, że nabrała pewności w tym działaniu, odmierzy trzydzieści zawziętych uderzeń i będzie po sprawie.
- Dobrze. Zatem zacznij od dziesięciu.
Przyłożyła się od pierwszego uderzenia. Ale nie trafiała w jedno miejsce. Rozproszyła całą dziesiątkę, po całej pięcie. Narobiła bladych ledwie widocznych kresek. Nie było w tym działaniu, ani ładu, ani porządku, ani tym bardziej konsekwencji, którą dostrzec można było w jej ruchach, jeszcze kilka minut wcześniej. Czemu? Zastanawiało to Pana.
- Następne dziesięć.
Ada zadrżała. Nie spodziewała się? To czego się spodziewała? Był jakiś plan? Co chciała osiągnąć? Pan był wyraźnie zaaferowany. Ada natomiast zrezygnowana. Dziesięć uderzeń, niemal identycznych co poprzednie, ale wyraźnie już bez pasji.
- Piętnaście. Po nich kolejne piętnaście, więc możesz sobie nie przerywać. Jak będą wyglądać tak, jak to co robisz do tej pory, to nie przerywaj, i po tej drugiej piętnastce, i rób kolejną.
Ada zerknęła na prawą stopę. Wyraźna, czerwona plama nie bledła i nie przestawała pulsować. Była pewna, że z lewą jej się to samo nie uda. Nie w tej pozycji. Przełożyła linijkę do lewej ręki. Odwróciła się w druga stronę i zaczęła. Wykonała trzydzieści uderzeń i nawet nie zbliżyła się do pożądanego efektu. Nie zatrzymała się więc i jak Pan kazał, uderzała raz za razem. Po piętnastu przestała liczyć i po prostu tłukła się w pietę, na oślep, lewą ręką. Trochę to trwało. Uderzenia stawały się coraz słabsze, ale te omłoty najwyraźniej działały. Pan jej nie przerywał. Obserwował tylko. Kiedy wreszcie Ada zauważyła efekty tej nierównej walki, na swojej stopie, odzyskała trochę wigoru. Zacisnęła mocniej rękę na linijce, upatrzyła sobie jedną czerwoną kreskę i zaczęła z upodobaniem wracać na ten sam ślad. Każde kolejne uderzenie było już precyzyjnie wykonane. Cieniutki kawałek drewna wrzynał się w chudą, drobną dłoń i można było odnieść wrażenie, że dotarł już do kości i to te kości zatrzymują go jeszcze w jej dłoni. Jednak nie wiadomo jak długo. Palce ciągle z determinacją wciskały się w linijkę. Postronny obserwator, miał pełne prawo odnosić wrażenie, że przegrają tę walkę. Że za chwilkę będą leżeć pojedynczo rozsypane wokół Ady stóp. Odcięte linijką z bukowego drewna. A ona nie przestawała. A Pan nie przerywał. Kolejne razy spadały na lewą stopę z zaciętością, jakiej sama się po sobie nie spodziewała. Zmęczyło ją to, ale ból był tak pożądany, nie umiała sobie go odmówić. Pięta wyglądała już jak stek z krowy Wagyu. Trzeba ponosić pewne koszta. Niemoc dawała jej się we znaki. Zaczęła dyszeć i jakby szlochać. Chociaż może nie szlochać, wściekać się i pokrzykiwać. Nagle przestała. Wszystko ucichło. Nie na długo. Ada niespodziewanie zmieniła rękę odwróciła się w druga stronę i chciała dalej wyżywać się na lewej stopie.
- Dość!
Ręka Ady znieruchomiała na chwilę w powietrzu. Potem wolno zaczęła opadać razem z linijką, ale już nie na pietę - na podłogę. Odwróciła twarz od monitora i klęczała tyłem do Pana. Po jej policzkach popłynęły łzy. Była Mu wdzięczna, że to przerwał. Chciała, bardzo długo chciała, żeby ją powstrzymał. A on bardzo długo jej pozwalał, masakrować kawałek własnego ciała. Ostatecznie jednak, uratował jej stopę przed amputacją, linijką z ciemnego, bukowego drewna. Czemu chciała ją amputować, nie było żadną wielką tajemnicą.
- Wstawaj. I siadaj na miejscu.
Ada oparła dłonie na podłodze. Potem ostrożnie oderwała od paneli prawą nogę i postawiła ją na stopie. Nadal podparta na rękach, uniosła lewą nogę i... Tego to już się nie dało zrobić ostrożnie. Podciągnęła kolano bliżej dłoni i zaczęła się podnosić, aby przyjąć postawę wyprostowaną. W międzyczasie, szybko otarła dłonią mokre policzki. Chwile później stała na prawej nodze, lewą oparła o podłogę jedynie końcami palców. Niezdarnie kulejąc dotarła do krzesła. Ulokowała na nim pośladki i pełna zażenowania zerknęła w monitor.
- Mów co to było.
- Nie. Proszę Pana.
- Ja cię nie pytam czy ty chcesz powiedzieć. Nie dalej jak pół godziny temu coś obiecywałaś. Przypomnieć?
- Pamiętam. Proszę Pana.
- Na pewno?
- Bo mam od rana taki chaos w głowie. Nic nie wiem, niczego nie rozumiem. Nie wiem czy moje decyzje są słuszne. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Do czego właściwie mam prawo. Do czego prawa absolutnie nie mam. Na tym świecie, nie ma absolutnie nikogo, komu mogłabym o tym powiedzieć. Jestem absolutnie pewna, że kiedy to wyjdzie na jaw spłonę na stosie społecznej hipokryzji. Nie mogę absolutnie nic sensownego wymyślić, ale ciągle myślę, myślę i myślę... Ból tak skutecznie odwracał uwagę...
- Jeszcze cię trochę poboli.
- Pewna jestem, że nie sprosta wymaganiom. Ten wtórny ból.
- Ada, nie sprowokujesz mnie.
- I tak będę próbować.
- Nie radzę.
- Przecież, nie możesz mi pozwolić na nietakt zwracania się do Ciebie bez właściwej formuły.
- Masz lód? Maść jakąś gojącą?
- Nie wiem.
- To kuśtykaj do apteczki, i zamrażalnika, i się dowiedz.
Ada podniosła się z krzesła i poszła do kuchni. Przemieszczała się właściwie jedną nogą, lewej używając jedynie jako podparcia i to tylko końcami palców. Pan czekał na nią cierpliwe. I tej cierpliwości musiał wykrzesać z siebie naprawdę sporo. Miał całkowitą pewność, że usiadła w kuchni i z premedytacją odwleka powrót. Z tą samą premedytacją, przez którą nie zwraca się do Niego per Pan. W końcu gdzieś w głębi pomieszczenia usłyszał cichy szmer, szuranie. Jakiś czas później Ada pojawiła się w polu widzenia kamery. Jeszcze kilka chwil i klapnęła ciężko na krześle.
- Nie mam lodu w zamrażalniku, ale przyniosłam to.
- 450 gram mrożonej fasolki. Może być. Rzuć opakowanie na podłogę i postaw na nim lewą stopę. Potem mi to pokażesz.
- Nie pokażę.
- Ada, pisklaku nieopierzony, to ci się na nic nie zda. Kara, którą dostaniesz za ten bunt, tak swoją drogą, godny rozkapryszonego trzylatka, mocno cię zdziwi i nie będzie to przyjemne dziwowanie. I bolesne też nie będzie – fizycznie.
- Ma Pan już dla mnie tę karę wymyśloną?
- Oczywiście.
Podniosła laptopa, obróciła się na krześle i skierowała kamerkę pod stół gdzie na mrożonce stała jej lewa stopa. Potem odstawiła komputer na stół.
- Jeśli chodzi o maść, to znalazłam Bepanthen. Proszę Pana.
- Może być. Posmarujesz po kąpieli. A tymczasem zdejmij bluzkę.
- Za karę Panie?
- Nie.
- Bo tak.
- Dokładnie.
Przeciągnęła czerwony t-shirt przez głowę i upuściła na podłogę.
- O zgrozo, co to jest?
- To jest proszę Pana top sportowy.
- Na tyle to ja się orientuję, pytam co to robi na tobie?
- Przylega wygodnie. Proszę Pana.
- Yhy. Ściągaj. Nie chcę tego więcej widzieć. Proszę mi nigdy więcej nie siadać do rozmowy w tym ustrojstwie. Bielizna musi być smaczna. To jest nie do przełknięcia. Toto, to ty możesz na rower zakładać, na rolki i do pracy w ogródkach.
- Zrozumiałam Panie.
- Cieszy mnie to. To i widok twoich nagich piersi. Miałem zamiar, co prawda, zostawić cie dzisiaj w bieliźnie, ale skoro nie używasz... Dobrze, zostawmy to. Powiedz mi Ada, co za stylista zajmuje się twoją fryzurą?
- Słucham?
- Pilnuj się Ada.
- To znaczy słucham Pana, ma się rozumieć.
- Nie sil się na dowcipy, tylko odpowiedz.
- No oczywiście ja, we własnej skromnej osobie.
- Humor ci się poprawił widzę. To znajdź kogoś innego. Nie bardzo ci to wychodzi. Mam na myśli włosy, ma się rozumieć. Kucyk niech zostanie, ale ma być wiązany wysoko. Te niepokorne kosmyki wyglądają uroczo, ale trzeba dodać im blasku. Może ożywić trochę ten kolor.
- Ma Pan prenumeratę Twojego Stylu?
- Oczy mam Ada.
- A to nie wiedziałam. Bo nie widać Panie.
- Rozkręcasz się. Ok.
- To jakaś groźba Panie?
- Nie, no skąd. Kiedy ostatnio odwiedziłaś kosmetyczkę, zafundowałaś sobie manicure, pedicure, depilację laserową, masaż?
- Rozumiem, że jestem dla Pana jak obraz nędzy i rozpaczy.
- Ha, ha, ha... Powiedz mi Ada co widzisz kiedy patrzysz w lustro?
- To jest ta kara tak? Nie fizyczna. Proszę Pana.
- Nie. To nie jest ta kara. To twoje zachowanie. Zamiatasz te uciekające kosmyki palcami, co drugie moje zdanie i wpychasz pod gumkę. Nigdy nie pokazałaś się w rozpuszczonych włosach, kobiety które są z nich dumne często to robią. Chowasz dłonie pod blat stołu, w trakcie każdej rozmowy. W pokoju, w którym jesteśmy zawsze panuje półmrok, ale masz pełno kwiatków. Ściągasz rolety, zanim usiądziesz do komputera. Na prawej nodze, wokół kostki, pozacinałaś się jednorazową maszynką do golenia.
- Zrozumiałam Panie. Fryzjer, kosmetyczka i masażysta.
- Masażystka.
- Oczywiście.
- …
- Proszę Pana, oczywiście.
- Chyba dam ci wolne popołudnie.
- To jest ta kara?
- Przestań. Bo zaczyna mnie to drażnić. Gdzie ta kara i gdzie ta kara. Co ma być, to będzie. W swoim czasie. O jednym i drugim decyduję Ja, więc daruj sobie.
- Przepraszam. Panie.
- Na tym skończymy. Tylko jeszcze kilka uwag, co do wieczoru. Kąpiel o 19:00. Proponuję nalać chłodniejszą, niż zwykle, wodę. Po myciu posmaruj stopy maścią i połóż się spać o przyzwoitej godzinie. Powiedzmy do 21:00. Przed snem budzik nastaw. O 2:00 masz być przed komputerem.
- To jest... To znaczy po co proszę Pana.
- Bo tak. Uczysz się, wiem. Opornie ci ta nauka idzie, w niektórych kwestiach. To może być ciekawe w obróbce. Zrobimy tak: do końca tygodnia będę traktował te twoje zaczepki z przymrużeniem oka. Radzę się jednak starać i zwalczać nawyk dociekania. Od poniedziałku, potraktuję go jak niesubordynację.
- Postaram się Panie.
- Do zobaczenia Ada.
- Do widzenia Panu.
Została sama. Zbita, zagubiona, rozczochrana. Na nic, kompletnie na nic nie miała ochoty. Odwróciła wzrok od monitora i trafiła nim na telefon leżący na stole. Podniosła go z blatu i weszła w ustawienia budzika. Ustawiła pobudkę na 1:45. I po robocie. Do dziewiętnastej została jej jeszcze kupa czasu. Siedziała i myślała co z nią zrobić. To musi być coś, nad czym nie trzeba myśleć, co nie wymaga skupienia i koncentracji. Pomysłów nie miała wiele. Stanęło na tym, że wyszoruje sobie wannę przed kąpielą. Jak postanowiła, to pokuśtykała do łazienki. W trakcie tego czyszczenia miała myśleć o rozprawce. Dostała czas wolny i musi go zaorać jakimiś zajęciami odwracającymi uwagę. Uwagę, która w całości skupiła się na 2:00. - Co On , to znaczy Pan, chce robić w środku nocy. Raczej nic głośnego. Obowiązywać będzie przecież cisza nocna. A może o to chodzi. Kazał podreperować stopy, może chce się nad nimi nadal znęcać, tyle że po cichu, ale to nie miała być kara fizyczna, no to jaka? - Ada w stanie niewiedzy była bliska paniki. Rozlała mleczko czyszczące po całej wannie i w pozycji czatującego bociana zaczęła szorować. Mało na łeb do tej wanny nie wpadła. Poślizgnęła się na kafelkach i dosłownie w ostatniej chwili, podparła lewą nogą i odzyskała równowagę. Podeszwa stopy zaczęła palić żywym ogniem. - Chryste. To był poroniony pomysł. - Odkręciła wodę, opłukała dokładnie ręce z Cifa i opuściła łazienkę. Doczłapała do komputera. Kliknęła folder „Notatki” i zaczęła pisać. Kiedy skończyła wróciła do łazienki. Doszorowała wannę i wszystko starannie spłukała. Nie była pewna, czy dziewiętnasta już wybiła, ale mimo to, rozebrała się i posegregowała rzeczy do prania. To był przymus. Bez tego nie mogłaby zacząć kolejnej czynności. A woda do wanny już się lała. Dzisiaj dużo chłodniejsza niż zwykle. Zanurzyła prawą stopę. Było ok. Lekkie mrowienie, po kontakcie z wodą, szybko ustąpiło. Włożyła lewą stopę i wszystko zaczęło pulsować. Mrówki ze strefy równikowej, zaczęły wędrówkę od jej stopy w stronę kolana. Wyjęła nogę z wody. Nie pomogło. Tylko uczucie mrowienia przybrało na sile, kiedy zgięła kolano i docisnęła do uda łydkę. - O chryste. Co z tym począć? Może usiąść. Tak. Trzeba usiąść. - Jak pomyślała tak zrobiła. Usiadła i wyjęła stopy z wody, żeby oprzeć je na krawędzi wanny. Ale oprzeć trzeba było je piętami. O ile z prawą nie było większego problemu, o tyleż samo, lewa za nic nie chciała leżeć na białym, porcelanowym brzegu urządzenia sanitarnego. W żadnej konfiguracji. Nawet zaczepione o sam kant palce, protestowały dobitnie, nasilającym się mrowieniem. - Trudno. Trzeba ją na powrót zanurzyć. - Jak pomyślała tak zrobiła. Przy ponownym kontakcie z wodą, szeroko otworzyła buzię, ale nie przerwała. Dzielnie brnęła w to postanowienie. Po kilku minutach rozcierania mrówek na nodze, wreszcie zauważyła poprawę. Nawet ulgę, można by powiedzieć. Wreszcie mogła się odrobinę odprężyć. Oparła wygodniej plecy i zamknęła oczy. Pod powiekami, natychmiast uruchomił się rzutnik przeźroczy i zaczął prezentować slajdy z wczorajszej kąpieli. Ręce od razu wyjęła z wody i oparła na brzegach wanny. Palce chwyciły porcelanę z determinacją i postanowiły się nie puszczać. Dzisiaj nie ma pozwolenia na żadne ekscesy. - No ale umyć to się przecież musi. -Te myśli były dziwne. Były jak kombinacje. Dziwne. Jakoś do tej pory nie była gorliwą wyznawczynią tego nurtu w filozofii. Czemu nagle stało się to takie atrakcyjne. - No tak. Zakazany owoc. - Na siedząco umyła ile się dało. Łącznie z włosami. Jednak, żeby porządnie wyszorować tyłek, to już musiała wstać. No nijak nie była w stanie, zaakceptować mycia tej części ciała, siedząc na tej części ciała. Leżenie, czy nawet obrót na brzuch, też nie wchodziły w grę, musiał być umyty na stojąco. Amen. Podparła się na rekach i dźwignęła cztery litery. O dziwo lewa stopa, w wodzie zachowywała się znacznie lepiej i można było próbować na niej stanąć. Kiedy podzieliła ciężar ciała między obie nogi, wreszcie się wyprostowała. W tej pozycji, wypracowanej w procesie ewolucji, doświadczyła czegoś niesamowitego. Niesamowicie dziwne uczucie falami rozlewało się po jej ciele. Swędzenie, pieczenie, kłucie... Jakby w stopę wbijały się miliony cieniutkich igiełek. Szybko ogarnęła temat mycia. Zamaszystymi ruchami namydlając uda, część brzucha, wargi sromowe, wejście do pochwy, łechtaczkę, pośladki. Opłukała w wodzie ręce i odmierzyła kolejną porcję mydła. Ręka, na której się znajdowało, bez zwłoki trafiła między pośladki i na mięśnie zwieracza. Kilka szybkich ruchów z góry na dół. Palec wykręcający delikatne kółka na zwieraczu. Na koniec ten sam palec wciśnięty do środka i kilka powtórzonych, posuwistych ruchów wewnątrz. Usiadła, żeby spłukać ze skóry śliską substancję myjącą. Woda zrobiła się zimna i nie zachęcała do dłuższego pobytu w wannie. Ewakuowała się więc, zaraz po tym, kiedy uznała się za spłukaną. Owinięta ręcznikiem, wróciła do pokoju. Było dwadzieścia po siódmej. No ludzie. Do 21:00, to chyba jajko zniesie. Albo nawet cała wytłaczankę. A do 2:00... Litości. To czekanie, to jakiś obłęd. Musi się nauczyć na nowo korzystać z czasu. Wykorzystywać czas, czasem rozporządzać. Grafik. Ma do zrobienia jeszcze grafik. Ponownie weszła do folderu notatek. Postanowiła skupić się na bieżącym tygodniu. Tak na początek. Wstępnie. Zajrzała do kalendarza.

Budzik zaczął dzwonić. Długo nie musiał tego robić. Ada bez ociągania otworzyła oczy. Omiotła pokój wzrokiem i stwierdziła, że chyba powinna umyć okna. Poświata z osiedlowych latarni, skutecznie filtrowana była na szybach, przez pozimową warstwę brudu. Nawet księżyc, wydawał się w tych okolicznościach, jakiś taki – brudny. Usiadła na łóżku. Od tej chwili miała piętnaście minut na dotarcie przed monitor komputera. W pierwszej kolejności poszła do łazienki. I to, o dziwo, naprawdę szła. Była wstanie stawać na stopach – obu. Następnie w kuchni wypiła szklankę wody. Tę samą szklankę, napełniła ponownie, aby zabrać przed komputer. Wróciła do pokoju i usiadła przy stole, obserwując przebudzenie laptopa. Kiedy włączyła kamerę okazało się, że Pan już na nią czeka. Jej oczy od razu powędrowały w prawy róg ekranu. 1:52. Nie spóźniła, dzięki bogu. Dzięki budzikowi, gwoli ścisłości, ale nie zamierzała teraz besztać się za te drobne nieścisłości.
- Witam cię Ada o tej osobliwej porze doby.
- Skoro Pan uznaje ją za osobliwą, to może mi Pan zdradzi czemu ją wybrał.
- Za dużo chciałabyś wiedzieć. Niektóre rzeczy, są po prostu tajemnicą Pana.
- Skoro tak. Aaaaaa... Przepraszam Pana. To nie było ziewanie a propos Pana wypowiedzi, tylko tej barbarzyńskiej pory.
- Rozumiem i wspaniałomyślnie ci wybaczę. Odstaw to krzesło i przyciągnij tu fotel.
Zaspane dotąd oczy Ady, natychmiast otworzyły się na oścież. Szczęka opadła, układając jej usta, w literę O. Mocno zdziwione O. - Zapytać, nie zapytać... - Wstała i gapiła się w monitor. - Kurwa mać. Czego Pan od niej chce. - Jako odpowiedź, niestety, kołatało jej się po głowie kilka wizji i niestety, niezbyt jej się one, te wizje, podobały. Bardzo nie podobały się nawet. Stała i myślała, zamiast szarpać się z fotelem i ciągnąć go do stołu.
- Na co czekasz?
- Po co ten fotel Panu tutaj?
- Za dużo tej dociekliwości. Obiecałem zaniechać konsekwencji do końca tygodnia, ale pytaniem na pytanie... To już jest bezczelność. Nie muszę ci się tłumaczyć. I zamierzam korzystać z tej możliwości, bez ograniczeń. Fotel. Już.
Teoretycznie ma dwa wyjścia. No dobra, trzy. Ale trzeciego na razie nie bierze pod uwagę. Może wykorzystać opcję „odmowa” i iść spać, albo przyciągnąć tu fotel, ze wszystkimi konsekwencjami i następstwami tego czynu. Kurwa mać. Kwiecień ma trzydzieści dni. A ona żadnej pewności, że podobna sytuacja nie powtórzy się do jego końca. Dobra. Przyciągnie ten fotel, przecież tak naprawdę nie wie po co. Nie wie, ale jest prawie pewna. Prawie, pozwala jeszcze mieć nadzieję. Odstawiła krzesło i poszła po fotel. Przyciągnęła go w miejsce, z którego zabrała krzesło i zerknęła w monitor. Policzki miała w kolorze róży – czerwonej.
- Rozbierz się.
- Do naga???
- Poczekaj, niech się zastanowię. To była ironia. Oczywiście, że do naga.
- Chryste.
- O. Awansowałem. Ale już. Bez dalszego ociągania.
Zastanawiała się jak to zrobić. Żeby ucierpieć przy tym jak najmniej. Złapać za dół i przeciągnąć do góry, czy zsunąć ramiączka i pozwolić koszulce opaść. Dała dwa kroki do przodu i stanęła przed fotelem. Wybrała tę drugą opcję.
- Ha, ha, ha... Rozkładasz mnie chwilami na łopatki. Nie powinienem się do tego przyznawać. Te twoje uniki są rozbrajające. Myślisz, że skoro schowałaś tyłek pod stołem, przy rozbieraniu, to go tam zostawisz do rana. Siadaj na fotel.
- Chryste.
- Ada zmień mi ksywkę. Nie pasuje, w kontekście tego, co będziesz robić. Powiedziałem siadaj.
Zamknęła oczy, cofnęła się o krok i opadła na fotel. W kontekście tego co Pan karze jej robić, nie zamierzała otwierać oczu.
- Widziałem połowę ciebie nago. W całości prezentujesz się o niebo lepiej.
- Znaczy, że co? Że w połowie jest źle?
- Nie. Znaczy, że teraz jesteś cała. Kompletna. Ada, masz piękne oczy.
- Przecież ich Pan nie widzi, bo są przykryte powiekami.
- No to pokaż.
Chciała zapytać, czy musi. Ale przecież wiedziała, że tak. Nie było potrzeby drażnić Pana. I ćwiczyć miała niedociekanie. Powoli podniosła powieki. Postać Pana, była jak zawsze, ukryta w cieniu. Na jej szczęście. Nie musiała obserwować jego reakcji, na swoją nagość. Ale wstydzić to się akurat musiała. I robiła to z ogromną gorliwością.
- No i co, nie taki diabeł straszny Ada.
- To koniec. O to Panu chodziło, żebym się rozebrała?
- Nie.
- Chryste.
- Czemu nie pytasz: to o co chodziło? Normalnie buzia ci się nie zamyka. Zadajesz po kilka pytań, do każdego mojego zdania. Nagle zrobiłaś się bardzo powściągliwa. Nie chcesz wiedzieć?
- Nie – tego akurat nie chcę.
- Na szczęście, twoje zachcianki, nie są brane pod uwagę w naszej relacji. Ada, przysuń tyłek na krawędź fotela, a stopy oprzyj na blacie stołu. Połóż wygodnie plecy na poduszce i głowę na oparciu. Możesz zamknąć oczy...
- No dziękuję za tę łaskę.
- Ada, posuwasz się za daleko. Jeszcze jedna uwaga, pod adresem moich poleceń i będziesz penetrować swoją pochwę palcami, na stojąco, patrząc prosto w ekran komputera. W tej chwili powtórz co powiedziałem.
- O mamusiu, czyli może być gorzej... Mam oprzeć tyłek na krawędzi fotela, a stopy na blacie stołu, ale...
- Nie mów tego Ada.
- Dobrze proszę Pana.
- No to na co czekasz?
- Na ciąg dalszy. Bo chyba miał być jeszcze jakiś ciąg dalszy. Tak to wyglądało, zanim wtrąciłam swoje trzy grosze.
Ada mocno ściskała ze sobą uda. Ręce zaplotła na piersiach. Chciała się schować. Zniknąć. Uciec tam, gdzie rośnie pieprz i wanilia. Siedziała jednak na fotelu. Przytrzymywana przez nieznaną siłę przed monitorem.
- Tak to wyglądało, ale teraz wygląda już inaczej. Teraz zaczekam, aż przyjmiesz żądaną pozycję.
- Masturbacja, to jest jak najbardziej fizyczne doznanie. A Pan powiedział, że kara nie będzie fizyczna.
- Doznanie, nie kara, jak sama zauważyłaś. Kara nie jest fizyczna. Nie kazałem ci tego robić szczoteczką do zębów. Nie trać czasu na uniki, chociaż w tym wypadku, działają akurat na moją korzyść.
- Jak to?
- Zdenerwowana będziesz potrzebować więcej czasu, żeby cel osiągnąć.
- Chryste.
- No to jak będzie Ada, gadamy jeszcze, czy może...
Serce waliło jej jak oszalałe. Przesunęła się na krawędź fotela. Wyciągnęła rękę po szklankę z wodą i wypiła połowę - duszkiem. Żałowała, że nie nalała do niej, jakiegoś płynu z procentami. Octu może. Odstawiła szklankę. Starannie unikając kontaktu wzrokowego z monitorem, powoli położyła plecy na poduszce. Odchyliła głowę i wbiła wzrok w sufit. Teraz czekało ją to najgorsze z najgorszych. Nogi. Trzeba je unieść i oprzeć o blat. Ale Pan nie powiedział, że osobno. Pewnie zaraz powie. Ale na razie mogą być razem. Metoda małych kroczków. Nie żaden unik kolejny, żeby było jasne. Docisnęła do siebie kolana i podniosła jednocześnie obie nogi, aby po chwili oprzeć je na blacie.
- Sprytnie. Tego odmówić ci nie mogę. Jesteś inteligentną osóbką i doskonale zdajesz sobie sprawę, że jednym zdaniem, ułożę twoje ciało, w dowolnej konfiguracji. A dlaczego – bo mi na to pozwoliłaś Ada. A teraz rozsuń nogi. Na szerokość laptopa. Jedna noga na prawym końcu, druga na lewym.
- Chryste.
- Ale się uczepiłaś tej postaci. Nie przedłużaj. Nogi szeroko i do dzieła. Chcę zobaczyć jak się dotykasz, gdzie. Chcę zobaczyć twój orgazm na własne oczy.
- Chryste! Niech Pan już nic nie mówi.
Ada przestała patrzeć na sufit. Zamknęła oczy. W ciemności, od razu pojawił się slajd z postacią Pana. Zacisnęła powieki z całych sił. Chciała pozbyć się tego obrazka. Chciała wygenerować jakieś kolorowe światełka, albo figury tańczące. Nie udawało się. Co za wstyd. Co za pomysł. To jest nie do zrobienia. Za to, nie ma się jak zabrać. Żeby Pan się przypadkiem ponownie nie odezwał, oderwała stopy od krawędzi stołu, odsunęła znacznie od siebie i oparła ponownie. Chyba szerzej niż Pan tego wymagał, ale za nic nie chciała tego sprawdzać. Nie była wstanie zobrazować sobie szerokości laptopa. Rozsunęła nogi z dużym marginesem, żeby przypadkiem Pan, nie robił jej uwag. I faktycznie siedział cicho. Wywnioskowała z tego, że pozycja, którą przyjęła, została zaakceptowana. Ale co dalej? Jak przejść do działania z tą blokadą w dłoniach. Odłożone na oparcia fotela, nie miały zamiaru się od niego oderwać z własnej woli. Za żadne skarby świata.
- Ada, widoki mam świetne, mogę tak długo siedzieć i się przyglądać, ale proponuję ci zabrać się do roboty.
- Ja myślę, że to nie jest do zrobienia.
- Zapewniam cię, że jest do zrobienia, i że to zrobisz. Połóż dłonie na kolanach. W tej chwili. Przeciągnij palce po wewnętrznej stronie ud. Wciśnij je pod pośladki. Uszczypnij. I nie odrywając od ciała, przesuń ręce z powrotem na uda, zaciskając je mocno w okolicach pachwiny.
Ada na wdechu wykonywała natychmiast wszystkie polecenia. To było jak tratwa ratunkowa. To nie ona wymyśliła, to nie były jej pomysły, to Pan był za to odpowiedzialny. Ta świadomość odrobinę, naprawdę odrobinę pomagała znosić to upokarzające doświadczenie.
- Tyle ode mnie. Teraz ty.
Ziemia się pod nią rozstąpiła. Nie. Tylko nie to. Chciała krzyknąć, żeby jej tak nie zostawiał, ale to by już było poniżenie krańcowe. Pomyślała, z premedytacją, że nie będzie nic sobie robić. Wtedy Pan wystosuje kolejne polecenia, ona je wykona i będzie po sprawie. Po jakimś czasie oczywiście. Zastygła w bezruchu.
- Ada, nie wiem czy cię tym stwierdzeniem ucieszę, ale jeszcze nie spotkałem takiego egzemplarza. Mistrzyni uników. Kolejny podstęp wymyśliłaś... Nic z tego. Opowiem ci natomiast, co widzę...
- Nie. Broń boże. Proszę tego nie robić.
- Jest tylko jeden sposób żeby mnie powstrzymać – bierz się do roboty.
Gdzieś tu musi być wyjście awaryjne. W każdym pomieszczeniu, powinien być plan ewakuacji, na wypadek zagrożenia. Ona jest w sytuacji zagrożenia. W niebezpieczeństwie jest jej serce, waleniem ostrzegające o możliwości zawału i psychika. Boże, czemu usiadła do tego komputera bez planu. Bo była druga w nocy. Na śpiocha wykonała kilka bezwarunkowych czynności, sikanie, picie - nie myślała. Zaspana, otumaniona, nie przygotowana... Osobliwa godzina doby. No to wszystko jasne. O rzesz ty. To podstępny... Pan. I jeszcze ją szantażuje, opowiadaniami przyrodniczymi. Mistrz manipulacji. Wkurzyła się. Na momencik dosłownie. Zaraz potem uznała, że to zupełnie irracjonalne. No bo niby o co? O co ona może się wkurzać? Dała Mu władzę, przekazała kontrolę – ona. Czego się spodziewała, że każe jej podłogi szorować? Spoczywające w pachwinach dłonie, zaczęły przemieszczać się na granicy warg sromowych. Najpierw tylko kawalątek, z każdym ruchem coraz dalej. Aż do pośladków. I znowu na samą górę. Zataczając półkola wokół ud. Za którymś razem wbiła palce w mięśnie i ścisnęła ze sobą nogi. Jej dłonie zostały unieruchomione pomiędzy nimi. Wyciągając je, zahaczyła o łechtaczkę. Starała się oddychać jak najciszej. Ponownie rozsunęła kolana. Lewa ręka zacisnęła się na wewnętrznej stronie uda, prawa powędrowała między nogi. Na samo dno. Palce zaczęły się przemieszczać między wargami, tam i z powrotem. Środkowy położyła w wilgotnym, ciepłym rowku, między większym i mniejszym płatkiem warg sromowych. Wskazujący, zatrzymał się u wejścia do pochwy. Niespiesznie zaczęła go zanurzać we wnętrzu. Przyciskając i przesuwając po ściance. Była w tej komfortowej sytuacji, że w środku było mokro. Wilgotno i ciasno. Czuła swój palec wszystkimi zmysłami. Mogłaby niemal przysiądź, że słyszy to ocieranie. Jej oddech stał się głośniejszy. Kiedy dotarł do uszu, zupełnie irracjonalnie pomyślała o ciszy nocnej. Ale zaraz uspokoił ją rzeczowy, merytoryczny chochlik z głowy, dając do zrozumienia, że to jeszcze nic. Nic takiego się nie wydarzyło. Wcisnęła palec w pochwę - do końca. Do miejsca, gdzie łączył się z resztą dłoni. Wyjęła. Wcisnęła ponownie. Ten środkowy, który leżał między wargami, wcale nie spokojnie, bo w trakcie jej posuwistych ruchów też się przemieszczał, dołączył do wskazującego i razem zaczęły wciskać się do pochwy Ady. Przy pierwszym ruchu jęknęła głośno. Zawstydził ją ten dźwięk. Przerwała penetrację, która tak naprawdę jeszcze się dobrze nie zaczęła.
- Nie wstydź się mnie Ada.
- Myśli Pan, że to się da zrobić siłą woli. Ja jestem w tej chwili, tylko i wyłącznie wstydem. Zastanawiam się, czy nie uciec z tego fotela w ciemną noc i po prostu biec przed siebie.
- Dobrze.
- Jak dobrze, jak niedobrze przecież.
- Dobrze, bo o tym mówisz, a nie uciekasz. Nie przerywaj sobie Ada.
Głos Pana był jak aksamit. Ciemny, miękki, zmysłowy, ściszony i niewiarygodnie spokojny. Pan zawsze był spokojny, ale teraz to już przesadził. Tego spokoju było tyle, że zaczął jej się udzielać. Tak jak chciał Pan, wróciła do spacerów palcami po swoich narządach płciowych. Opuszkami przyciskała wargi, kciukiem stukała w łechtaczkę, masowała okrężnymi ruchami wejście do pochwy. I jęczała przy tym coraz głośniej. Oddychała ciężko, płytko, a każdy oddech rwała na strzępy. Brzmiało to trochę jakby się dusiła. Lewa ręka mocno zaciskała się na jej udzie. Jakby chciała sama siebie w miejscu przytrzymać.
- Ada, siniaki sobie zrobisz.
Przerwała natychmiast wszystkie czynności i usiadła, żeby zajrzeć sobie między nogi.
- Przeszkadza to Panu?
- Mnie nie. Ale wyjaśnić to będziesz musiała. Chciałem tylko ostrzec.
Ten aksamitny głos rozlewał się po jej wnętrzu. Dotarł do brzucha i spływał właśnie do pochwy. Kapał właściwie. Pojedynczymi kroplami. Odbijały się one od ścianek i drażniły końcówki nerwów. Rozdrażnione nerwy, zaczęły się skurczać... To spowodowało przemieszczanie się płynów ustrojowych w kierunku wyjścia. Było jej mokro. Tak mokro jak jeszcze nigdy. Była wstanie nabrać na palce tej mieszaniny podniecenia, strachu i wstydu. Złożonej z wody, mocznika, kwasu mlekowego... Ponownie położyła plecy na fotelu. Uniosła nogi i odstawiła na krawędź stołu. Obie dłonie powędrowały między uda. Palce wskazujące zanurzyły się we wnętrzu pochwy. Przyciskane do ścianek zaczęły masaż rozciągający. Wierciły się w niej. Wchodziły głęboko i wracały na zewnątrz. Przesuwały w poziomie pocierając nabrzmiałe, śliskie wargi. Lewa ręka zajęła się łechtaczką, prawej używać zaczęła do penetracji. Napięła się jak struna. To spowodowało jeszcze większą ciasnotę wewnątrz ciała. Musiała się teraz dosłownie przebijać przez swoje mięśnie. To i bolało, i podniecało. Przyjemność mieszała się z udręką. Bardzo chciała skończyć. Mieć to już za sobą. I tak samo mocno jak chciała, tak daleka była od celu. Nie mogła się skupić. Nie potrafiła rozluźnić. Nie wiedziała jak sobie pomóc. Jak dojść do tego, żeby dojść. Postanowiła zacząć od początku. Dłonie na kolana. Palce ciągnięte po wewnętrznej stronie ud. Zatrzymane w pachwinach. Ścisnęła mocno ze sobą kolana. Wyciągnęła powoli ręce, drażniąc łechtaczkę. Nie rozsuwając kolan ponownie zaczęła wciskać dłoń między nogi. Prawą. Wszystkie palce, w jednej poziomej linii zaczęły jeździć po jej kroczu. Przyciskać śliskie wargi, ocierać się o wilgotną łechtaczkę. Z góry na dół coraz szybciej i mocniej. Rozłożyła nogi. Dwa palce zanurzyły się w niej i musiała jęknąć. Jak zaczęła, nie potrafiła już przestać. Jęczała coraz częściej i głośniej. I nie przerywała penetracji. Raz głęboko po końce palców, raz płytko zatrzymując się w przedsionku pochwy. Obracała swój nadgarstek, aby opuszkami ocierać się o ścianki. Dociskać do nich. Intensywnie i mocno, albo delikatnie, subtelnie. Głaszcząc jedynie komórki nabłonka. Wpadła w trans. Uniosła biodra. Teraz, albo nigdy. Jej palce przestały błądzić i przy tej szybkości mogły się tylko poruszać. Do przodu i do tyłu. Popychanej jej determinacją. Szarpana lewą ręką łechtaczka, była maksymalnie ukrwiona i przy każdym dotknięciu zbliżała ją do celu. Wreszcie napięła mięśnie po raz ostatni. Stopy zaczęły się wrzynać w kant stołu, pupa uniosła mocno ponad fotel... Adą zaczęły szarpać spazmy orgazmu. Dyszała głośno i ciężko. Ścisnęła uda...
- Dobranoc Ada. - Bez jednego więcej słowa, Pan się rozłączył.

3 komentarze:

  1. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy...od ta dobrze napisanego tekstu aż żal się odrywać i czekać na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy jeszcze do tego wrócę. Na pewno nieprędko. Dziękuję za komentarz.

      Usuń