Kiedy
się obudziła było jeszcze ciemno. Obok niej leżał Przemek.
Ostrożnie przeczołgała się na brzeg łóżka, żeby go
przypadkiem nie dotknąć. Po wczorajszych scenach w wannie, Ada
poważnie się zastanawiała, czy kontakty cielesne z Przemkiem, są
jeszcze możliwe. Zwlokła się i poszła zanieść swój pełny
pęcherz, na muszlę klozetową. Po tym błogim opróżnieniu,
wykonała poranną toaletę. Wiedziała, że już nie zaśnie. W
kuchni sprawdziła godzinę i wypiła szklankę wody. Termometr za
oknem pokazywał trzy stopnie na plusie. Słabo. Nie pobiega, bo
wybiega anginę. Jak zwykle. Ale chyba pójdzie połazić. Tak. To
dobry pomysł. Przewietrzy się. Przewietrzy głowę. I tak nie ma co
ze sobą zrobić, aż do siódmej.
-
Kładziesz się po północy, wstajesz o piątej... nie podoba mi się
to.
Przemek
zdybał ją w przedpokoju, zanim jeszcze zaczęła się ubierać.
Podszedł do Ady i przytulił ją mocno do siebie. Trzymał dłuższą
chwilę i wdychał zapach jej szamponu. Stała obok niego zupełnie
spokojna. Ten dotyk jej nie drażnił, nie przeszkadzał – dziwne.
Była pewna, że nie będzie chciała go znosić. A był to nadal
czuły, troskliwy gest, który rozgrzewał jej wnętrze. Ale skoro
nie jest nim rozdrażniona, to chyba powinna być rozdrażniona sobą.
Przecież jest oszustką i zdrajczynią. Nie powinna czuć się
dobrze. Lekko zaspany, odrobinę zachrypnięty głos Przemka,
przerwał jej rozważania.
-
Wracaj do łóżka.
Ada
zrezygnowała ze spacerów i poszła do sypialni. Po kilku minutach
zjawił się tam również Przemek. Odsunął kołdrę i zaczął do niej
dobierać. Subtelnie i delikatnie, czyli dokładnie tak, jak zwykle.
Obsypując pocałunkami jej dłonie, ramiona, obojczyk i szyję.
Opuszkami palców ledwie dotykając skóry. Muskając ciepłym,
wilgotnym oddechem. On się kochał kochać. Delektować. Położył
usta na jej ustach i czekał na reakcję. Zareagowała niemal
natychmiast, bez niegrzecznego zastanawiania. Wpuściła jego język
do środka i pozwoliła ostrożnie badać ich wnętrze. Czemu, te
jego zabiegi, dzisiaj jej nie drażniły. Zupełnie inaczej niż do
tej pory. Na samym początku znajomości, oczywiście cieszyła się
z czułego kochanka. Z czasem ten scenariusz zaczął uwierać.
Wystudiowany każdy ruch. Każdy gest. Wiedziała gdzie ją dotknie.
Jak ją dotknie. Przeżywała ten sam akt trzy, cztery razy w
miesiącu. Wcześniej, sama próbowała wprowadzać zmiany, potem
tylko się wierciła, sygnalizując swoje zniecierpliwienie. Kończyło
się to różnie. Nie zawsze wytryskiem. Czasem sprzeczką. Awantur w
łóżku nie urządzali. Dzisiaj natomiast było inaczej. Jakby
poszła na masaż. Poddawała się zabiegom. Nie miała ochoty
walczyć. Patrzyła na to przez palce. Spokojnie pozwalała mu na
wszystko. Krok po kroku. Jej myśli były centymetr przed nim.
Wyprzedzały wydarzenia o ten jeden gest. Dłoń, która realnie
trzymała jej prawą pierś, w głowie leżała już na brzuchu,
chwilę później odciągała na bok jej kolano, jeszcze kilka chwil
i będzie po wszystkim. Ale dzisiaj nie miała o to pretensji. Nie
mogła. Już nie mogła. I nigdy już mogła nie będzie. Będzie już
zawsze leżeć spokojnie.
Z
domu wyszli razem. Nawet przed klatką rozstali się cmoknięciem w
policzek. On poszedł do firmowego Lexusa, ona do przechodzonej
Toyoty. Niewiele miała dzisiaj pracy, ale trochę jeżdżenia.
Logistyki. Złożyła zamówienia u dwóch dostawców. Odebrała
paskudną figurkę gipsową i zawiozła do ogrodu pani Ani. Przy
okazji zadzwoniła do firmy zewnętrznej i przypomniała, że mają
posprawdzać systemy nawadniające u jej klientów, po zimowej
przerwie. Zajrzała do Nowaków, bo pani Krysia przysłała jej
zdjęcia, jak z koszmaru ogrodnika. Trzy psy pana Ryszarda, rozkopały
cały dzień jej pracy w południowym sektorze ogrodu. Świeżutkie
nasadzenia. Pewnie dlatego dały radę tyle zdziałać. Niewiele
roślin uratowała. Musi zrobić kolejne zamówienie i jutro się tym
zajmie. Na koniec odwiedziła posesje pana Marcina. Dywany stokrotek
wyglądały prześlicznie. Wszystkie przyjęte i rześkie. Żadna nie
wypadła. Świetnie. Nie było nawet dwunastej, a ona właściwie
była wolna. Niedobrze. Wolałaby się jeszcze czymś pozajmować. To
może wróci do Nowaków... Nie, to bez sensu – z czym. Przecież
musi najpierw uzupełnić sadzonki. No to pojedzie do domu. Zajrzy do
komputera. O tej porze Pan jej się tam pewnie nie spodziewa, to
pewnie Go nie będzie, to poczyta w samotności, jeśli coś napisał.
Po
mieszkaniu łaziła dobre półgodziny. Sprzątała, przestawiała,
wycierała... W końcu zebrała się w sobie i podniosła klapę
laptopa. Od razu zaczął brzęczeć i wysyłać sygnały, że się
budzi. Zalogowała się do swojego konta i zajrzała do skrzynki. 3
wiadomości. Trzy? O nie. Jedna to na pewno kara. Za używanie
wizerunku Pana bez Jego zgody. Albo same kary. Nie zastanawiając się
dłużej, trzasnęła klapą laptopa. Wpadła do przedpokoju,
wskoczyła w równiutko ustawione adidasy, złapała kurtkę, klucze, i wybiegła z mieszkania. Poszła do parku. Wytyczyła sobie
trasę i chodziła w kółko alejkami, dopóki potwornie nie
zachciało jej się pić. Ale jak. Usta, język, policzki,
podniebienie, wszystko wyschło na wiór, w jednej chwili. W chwili,
kiedy postanowiła, że już nie chce chodzić i zamierzała wrócić.
Do mieszkania, do laptopa, do tych wiadomości. Nie lubiła wracać.
Powroty są upokarzające. Lepiej nie wychodzić. Wtedy łatwo
uniknąć powrotów i upokorzenia. Ale już wyszła. Stało się.
Zachciało jej się teatralnych gestów – to teraz ma. Doczłapała
do swoich drzwi. Otworzyła je bez zwłoki i od razu zajrzała do
pokoju sprawdzić godzinę. 14:00, dobrze. Wpakowała się tam w
butach i podniosła klapę laptopa po raz drugi. Zanim ona się
rozbierze, to on się uruchomi. Poszła do łazienki. Umyła ręce,
przepłukała usta, uczesała włosy i uznała, że w tym stanie może
zajrzeć do wiadomości.
„Ada.
Jestem pod wrażeniem twojej notatki. Nie spodziewałem się,
przyznam szczerze, takiego debiutu literackiego. Mam nadzieję, że
masz dzisiaj - dzień na luzie. Te raporty, to twoje emocje. Piszesz
co zechcesz. To od czego zaczynasz i na czym kończysz, to wyłącznie
twoja sprawa. O nic się nie gniewam. Kamerę uruchomisz – bez
dyskusji. Widzimy się o 16:00.”
Ada
pomyślała złośliwie: my się widzimy – przecież tylko Pan mnie
widzi. Ale zaraz zajęła się przetwarzaniem innych informacji.
Jednej właściwie - „O nic się nie gniewam” - to na pewno jest
o używaniu. A ona musi uruchomić kamerę. Dobra, następna. Trzeba
zmienić myśli.
„Teraz
najważniejsze.
-
Po pierwsze, nie będziesz mieć tajemnic przede mną. Masz być
stuprocentowo szczera. Jeśli w twojej ślicznej główce formuje się
teraz taka myśl: a jak On to sprawdzi, albo – zobaczymy, to daruj
sobie czytanie reszty i odpuść tę rozgrywkę. Ta szczerość,
potrzebna jest przede wszystkim tobie. Ja muszę wiedzieć, żeby
moje działania przynosiły pożądane efekty. Żeby krzywda ci się
żadna nie stała. Jeśli jesteś zdecydowana odpowiedzieć na każde
pytanie, przyznać się do każdej rzeczy, jaką w życiu zrobiłaś,
działać wbrew własnej woli i pozornym ograniczeniom, to możemy
przejść dalej.
-
Po drugie, nie będziesz odmawiać Panu swemu na daremno. Czyli,
używaj rozważnie partykuły „nie”, bo masz ją tylko jedną w
miesiącu do wykorzystania. Raz jeden na miesiąc możesz mi odmówić
bez konsekwencji. Po pierwszym użyciu, żadne inne, do końca
miesiąca nie będzie się już liczyć. Całą resztę poleceń
wykonujesz bez szemrania. Bo tak.
-
Po trzecie, pamiętaj żeby robić mi grafik swojego czasu. Może być
tygodniowy. Może być od razu na miesiąc. Do której w danym dniu
pracujesz. Kiedy jesteś sama. Kiedy wyjeżdżasz. O wszelkich
zmianach będziesz informować niezwłocznie i nanosić poprawki.
-
Po czwarte, wszystkie twoje orgazmy należą do mnie. Te, na które
nie masz „na razie” wpływu – też. O każdym zaistniałym, mam
być poinformowany do 16:00. Nie musisz wdawać się w żadne
szczegóły. Twój mąż mnie nie interesuje. To może być jedno
suche zdanie oznajmujące. Sama sobie nie robisz nic, bez pozwolenia,
albo polecenia. Robisz sobie natomiast wszystko co powiem, albo
napiszę.
-
Po piąte – ostatnie – kontakt z tobą mam utrudniony. Jednak
ostrożność jaką przejawiasz, bardzo mi się podoba, zatem zrobimy
tak... Wybierzesz sobie jeden paczkomat w mieście, do którego będę
ci czasem coś wysyłał. W ten sam sposób, jeśli zajdzie taka
potrzeba, ty przekażesz coś mnie. Informacje i kody wyślę SMS-em.
I tu kolejne, muszę mieć do ciebie numer telefonu. Jeśli nie ten,
którym posługujesz się na co dzień, to kup nowy starter, włóż
do jakiegoś starego aparatu i pilnuj żeby był włączony.
„Co
do rozprawki... Wymieniłaś trzy zjawiska, które cię uwierają.
Oczywiście najistotniejsze jest „Ja”. Po ułożeniu się ze
sobą, cała reszta ułoży się za pomocą woli. Od tego zaczniemy.
Jednakże, napiszesz do każdej trzy rzeczy, które w twojej ocenie
są powodem tego stanu. Jaką formę wybierzesz to twoja sprawa.
Ja
bo:
Praca
bo:
Obowiązki
bo:
Z
tym nie musisz się spieszyć. Pomyśl (wiem, że lubisz), masz na to
trzy dni.”
Koniec.
Tyle. Tyle Pan napisał i nigdzie nie było jednego słowa o karze.
To chyba dobrze. Chyba sukces. Kliknęła w ikonkę na pulpicie i
uruchomiła program do obróbki tekstu. Skopiowała uwagi, co do
rozprawki i uruchomiła proces myślenia. Odkleiła oczy od monitora
i poszła przygotować obiad. Zamarynowała
kurczaka zagrodowego i wyjęła szpinak z zamrażalnika. Obrała
czosnek, cebulę... I zaczęła ryczeć. Usiadła przy stole, łokcie
oparła na blacie, złapała się za głowę... Zaczęła od
szlochania. Potem był ryk, na końcu, przerywane haustami
powietrza, wycie. Nie uroniła przy tym nawet jednej łzy. Zdołała
tylko te dźwięki z siebie wywalić. Wczorajszy wieczór z Panem,
poranek z Przemkiem, to chyba nie na jej nerwy. Przesada. Za dużo tu
jednego i drugiego. Nie. Błąd procesora. Za dużo tu o jednego. Nie
miała szansy wymyślić którego. Miała natomiast duże szanse
oszaleć we własnej kuchni. Dźwięk telefonu, postawił ją przy
stole na równe nogi. Wybiegła do przedpokoju w poszukiwaniu
hałasującego urządzenia, którym dzwonił do niej Przemek.
Piosenką z ich pierwszego tańca. Sam jej ustawił tę melodię. Bo
to takie romantyczne przecież.
-
Słucham... - Zaschnięte gardło zachrypiało zamiast się odezwać.
Odchrząknęła. Nic to jednak nie dało. Z słuchawką przy uchu
poszła do kuchni i odkręciła kran. Woda spłynęła do szklanki
stojącej w zlewie. Ze szklanki wlała ją do buzi i rozprowadziła
językiem. Na podniebieniu poczuła lekki posmak soku porzeczkowego,
który był powodem i przyczyną tego, że szklanka stała w zlewie.
-
Ada, jesteś tam?
-
Tak. Gardło mnie drapie musiałam się napić. - No niby nie
skłamała. Ale z prawdą też nie miało to wiele wspólnego.
-
Nie będzie mnie na obiedzie. Muszę zjeść kolację z kontrahentem.
Wrócę jutro. Na pewno będą grane alkohole świata.
-
Są jeszcze taksówki.
-
Wiem, że są, a Ty wiesz co ja o tym myślę. Po co mam się tłuc
po nocy, kombinować z samochodem...
-
Dobra. Darujmy sobie. Znam resztę tekstu. Czyli będziesz jutro. O
której?
-
Po pracy. Myślę, że standardowo o 18:00. Nie przewiduję żadnych
więcej atrakcji.
-
Ok. Czyli do jutra.
-
Do jutra Słonko. Kocham Cię.
-
Wiem. Pa.
Ma
wolne popołudnie, wolny wieczór, w nocy ma wolne... To dobrze, czy
niedobrze. Może weźmie się za rozprawkę. Chyba że... Zerknęła
na zegarek. Nie było jeszcze trzeciej. Obiadu w tej sytuacji
postanowiła nie gotować. Kura może się marynować do jutra. Z
cebuli, czosnku i szpinaku przesmaży półprodukt i schowa
przestudzony do lodówki. Przynajmniej nie będzie musiała jutro
myśleć „co na obiad”. Ale teraz ma godzinę, a pomysłu, co z
nią zrobić, za Chiny Ludowe. Ciekawe czy Pan coś wymyśli, czy coś
z nią zrobi, jak się dowie ile ma wolnego. Teraz natomiast posiedzi
z książką. Tak dokładnie. Weźmie książkę, usiądzie na
kanapie i posiedzi trzymając ją w rękach, i obserwując zegarek.
Przecież udawanie, że się czyta nie ma najmniejszego sensu. Przed
kim niby. Żeby Przemek był, to co innego. Wtedy oglądałaby
literki, poustawiane w wyrazy, na tanim śmierdzącym papierze.
Oklejone miękką, laminowaną okładką, w wersji obrzydliwie
ekonomicznej. 15:15. Poszła siku. Wróciła i usiadła w tym samym
miejscu. 15:30. Postanowiła sobie nalać szklankę wody i postawić
przy komputerze. 15:45. Opuściła kanapę, odłożyła książkę i
usiadła przed laptopem. Miała zamiar już tak siedzieć do 16:00,
ale przypomniała sobie, że może być rozczochrana, przez to
kotłowanie na kanapie i pobiegła do łazienki sprawdzić swoją
fryzurę. Przeczesała włosy i wróciła na krzesło przed
komputerem. Uruchomiła kamerę. Ekran laptopa zrobił się czarny.
15:50. Zajrzała na portal społecznościowy i zaczęła coś czytać.
Czytała do momentu kiedy komunikator zaświergotał. Natychmiast
przełączyła okno w przeglądarce.
-
Dzień dobry Ada.
-
Dzień dobry Panu.
-
Jak minął dzień?
-
Tak sobie.
-
Ada, ja jestem dzisiaj naprawdę w dobrym humorze, ale nie będę
znosił podobnych bezczelności.
-
Słucham?
-
Powtórzę raz. Tylko jeden raz. Jak minął dzień?
-
Zaczął się wcześnie, bo o piątej. Pracy miałam mało, więc
chwilę po 12:00 byłam już w domu. Przestraszyła mnie ilość
wiadomości od Pana. Ten strach zaprowadził mnie do parku i
prowadzał alejkami, aż zdecydowałam wrócić i się z nim
zmierzyć. Potem miałam gotować obiad, ale Przemek zadzwonił, że
nie wraca dzisiaj do domu. Odpuściłam gotowanie i czekałam na
Pana.
-
Lepiej. Kiedy dostanę twój grafik?
-
Nie wiem proszę Pana.
-
Ada to nie jest dla mnie odpowiedz, ponieważ nie przekazuje żadnej
informacji. Masz mi podać datę i godzinę. Za każdym razem, kiedy
moje pytanie dotyczy czasu realizacji zadania. W tej chwili
zadeklaruj kiedy dostanę grafik.
-
Jutro do 16:00. Proszę Pana.
-
Ok. Dziś muszę improwizować, ponieważ nie raczyłaś podać mi
tak istotnej informacji, że będziesz sama, w chwili kiedy się tego
dowiedziałaś. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
-
Przepraszam Pana.
-
Dobrze. Ty się uczysz, a ja się nie gniewam. Coś wymyślę. Czemu
strach wodził cię po parku i skąd strach przed czytaniem moich
wiadomości?
-
…
-
Ada. Czekam.
-
Wiem Panie, ale jedyna odpowiedź jaka mi się nasuwa, nie jest
odpowiedzią dla Pana.
-
Spodziewałaś się przeczytać coś, czego się bałaś. Czego się
bałaś?
-
Kary od Pana.
-
Za co?
-
Niech Pan mnie nie dręczy, przecież Pan wie. Napisał Pan, że się
nie gniewa, więc musi wiedzieć.
-
Tak trudno ci się przyznać, co miałaś pod powiekami, kiedy
dążyłaś do zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych, czemu?
-
Tak, to jest trudne, skąd mam to wiedzieć czemu. Proszę Pana.
-
Wydedukuj.
-
Jak?
-
Metodą rozkładania na czynniki pierwsze. Twoja suma, czyli strach,
była złożona z czynników. Jakich?
-
Wstydziłam się tego co zrobiłam. Wstydziłam się przyznać do
tego publicznie. Bo to nie jest ogólnie akceptowalne. Masturbacja
jest powodem do wstydu.
-
Wstydzisz się.
-
Tak.
-
Widzisz wiesz, wiedziałaś.
-
Panu to tak prosto te wnioski ze mnie wyciągać. Jak zostaję sama
ze swoimi myślami, to jeden chaos mam w głowie i nijak wydobyć
informacji z tego nie potrafię.
-
Dobrze, przejdźmy do rzeczy najważniejszych. Pięć punktów.
Przeczytałaś, a pamiętasz?
-
Tak Panie.
-
No to wymieniaj.
-
Pierwsze - żadnych tajemnic i tylko szczerość.
-
Po każdym punkcie masz powiedzieć, czy rozumiesz i akceptujesz.
-
Pierwsze – rozumiem i akceptuję.
-
Ok. Dalej.
-
Drugie – jedna odmowa w miesiącu. Rozumiem i akceptuję.
-
Ok.
-
Trzecie – grafik. Rozumiem i akceptuję.
-
Ok.
-
Czwarte – Orgazmy. Rozumiem i akceptuję.
-
Czerwienisz się. Urocze. Czy wszystko jest dla ciebie jasne w tym
temacie?
-
Tak.
-
Na pewno?
-
Pan tak specjalnie, prawda. Bo czuje Pan moje zażenowanie.
-
Tak. Trochę cię próbuję z tematem oswajać.
-
To chyba nie jest najlepsza metoda.
-
To ja wybieram metody. Ostatni punkt.
-
Piąte – Kontakt. Numer telefonu podam Panu jak zakupię starter...
-
Ada dzień i godzina. Kiedy konkretnie to dostanę?
-
Jutro do 16:00.
-
Ok. Paczkomat wybrałaś?
-
Tak.
Wybrała.
Pomyślała podstępnie, że wybierze taki, najbardziej oddalony od
domu. Spacery dobrze jej zrobią. Powinna dużo chodzić, to się
przejdzie na drugi koniec miasta.
-
To mi przyślij adres razem z numerem telefonu.
-
Dobrze.
-
Nie usłyszałem jeszcze najważniejszego.
-
Piąte – rozumiem i akceptuję.
-
Świetnie. No to teraz rozprawka i kwestie formalne będziemy mieli z
głowy.
-
Rozprawka o „wszystkim” za dwa dni na Pana mailu.
-
Czyli ustalone.
-
Tak.
-
Ada, wiesz ile razy twoja odpowiedz nie miała poprawnej formy?
-
Ile? Proszę Pana.
-
Dziewięć.
-
Naprawdę?
-
Dziesięć.
-
O matko. I co to oznacza dla mnie? Proszę Pana. Mam przynieść młotek?
-
Nie. Żadnego młotka. Linijka.
-
Co takiego Panie?
-
Linijka ci potrzebna w tej chwili. Jeśli nie masz...
-
Mam Panie.
-
Czy ty mi właśnie przerwałaś?
-
Chyba tak...
-
Ada przynieś linijkę.
Wolno
odsunęła krzesło od stołu. Wstała i poczłapała do przedpokoju.
Dwie minuty później stała przed kamerą z 50 centymetrową linijką
z ciemnego bukowego drewna.
-
Imponujący gadżet.
-
Czasami się przydaje w projektach. Proszę Pana.
-
Nam też się przyda. Stój. Wyciągnij lewą rękę przed siebie i
kantem linijki uderz na próbę kilka razy. Chcę żebyś wypracowała
sobie odpowiednią siłę uderzenia. To musi być jeden pewny ruch.
Nie będziesz się głaskać, ale nie chodzi i o to, żebyś ją
połamała.
Ada
wykonała polecenie. Przyłożona do linijki siła, odbiła przedmiot
od jej dłoni i skierowała go ku górze. Ale ledwo dostrzegalnie. Na
wewnętrznej stronie dłoni nie został żaden ślad. Nawet na
chwilę.
-
Słabo. Jeszcze raz, może kilka razy pod rząd.
Ada
zamachnęła się ponownie. Tym razem z większą determinacją.
Efekty były widoczne od razu. Czerwone kreski pokazały się na
skórze. Nie zostały długo, po krótkiej chwili i prezentacji Panu
przed kamerą, zaczęły znikać.
-
Lepiej. Ale widać, że nie jadłaś obiadu. Do kary będziesz
musiała się przyłożyć lepiej.
-
To nie jest kara proszę Pana?
-
Nie. Wykonaj jeszcze trzy porządne uderzenia.
Ada
bez szemrania, trzy razy z dużą prędkością przecięła
powietrze. Za każdym razem, zatrzymana na dłoni linijka, zostawiała
intensywnie czerwony ślad.
-
Świetnie. O to chodziło. Skieruj kamerę na podłogę i klęknij
odwrócona plecami do mnie.
-
Co takiego? Proszę Pana?
Pytajniki,
co drugie słowo, właściwie nie były potrzebne. Ada była cała, jednym
znakiem zapytania. Jej sylwetka, wyraz twarzy, wzrok wbity w monitor.
-
Ja się powtarzał nie będę. Za minutę się rozłączę.
Złapała
laptopa za klapę, przyciągnęła na krawędź stołu i pochyliła.
Zaraz potem opadła na kolana. Tyłem do Pana.
-
Doceń mój romantyzm. I kreatywność. Bo oto funduję ci karę
rodem z perskiego imperium. Bastonada – już to jedno słowo ocieka
zmysłowym oczekiwaniem. Obiecuję, że zrobi ci się gorąco. Dłoń
na koniec linijki i zaczynaj. Prawa pięta dziesięć uderzeń. Tylko
się przyłóż.
Ada
bez ociągania zaczęła stukać linijką w swoją piętę. Stukać.
Żeby nie powiedzieć, masować sobie podeszwę, kawałkiem
prostokątnego narzędzia. Była dla siebie bardzo łaskawa.
Zdecydowanie za bardzo, jak na Pańskie oko. Odliczyła dziesięć
razów i spojrzała w ekran komputera. W czarnej sylwetce odczytać
wiele nie mogła, ale czuła, słyszała w tym oddechu, ciężkim i
przedłużanym, że to się dla niej dobrze nie skończy.
-
Przynieś młotek?
Ujęła
go tym. Udobruchała troszkę. Troszkę rozbawiła.
-
Co ty tak za tym młotkiem tęsknisz? Czyżbyś dawała mi do
zrozumienia, w ten zawoalowany sposób, że mam się zająć twoimi
sutkami? Innym razem. Dzisiaj ćwiczysz pięty. Do roboty. Kolejne
dziesięć na prawą stopę. Mamy dużo czasu. To od ciebie zależy
ile z tej puli spędzisz na kolanach.
Ada
zabrała się za kolejną serię. Tym razem dużo gorliwiej podeszła
do zadania. Po dziesiątym uderzeniu pięta była lekko czerwona.
-
Lepiej. Teraz piętnaście. Tylko teraz, będziesz uderzać za każdym
razem w to samo miejsce.
Dyskutować
nie mogła. Zresztą, nie było o czym. Tak ma być, bo tak. Koniec
tematu. Pierwszy raz wymierzyła sobie z całą siłą. Zrobiła
przez środek pięty czerwoną kreskę. Na tej kresce, próbowała
umieścić, każde następne uderzenie. Niestety nie zawsze trafiała,
co nie uszło uwadze Pana.
-
Jeszcze piętnaście. W to samo miejsce. W końcu się nauczysz.
Poczekam.
Ada
była zła. W pierwszej chwili, na Pana. - Co za durny pomysł. - Już
pal licho tę pietę, którą przecież mocno oszczędzała, ale
zaczynała ją uwierać ta pozycja. Na klęczkach, w półobrocie, z
wykręconą ręką... Przylała sobie pierwszy raz z kolejnych
piętnastu i nie trafiła na kreskę. Teraz złość skierowała się
przeciwko niej. Następny zamach był bardziej zamaszysty, a
wygenerowana ze złości siła, podwoiła swoją wartość. Po tym
razie kolejnym, aż ściągnęła palce. Zawahała się przed
następnym, ale Pan jej, o dziwo, nie popędzał. Linijka przemknęła
w powietrzu i wylądowała poza kreską. I znowu złość, i
frustracja, i nawet pewne zażenowanie, że tak prostej czynności
nie potrafi starannie wykonać. I kolejny raz. Aż zostawił
wgłębienie. - Dobrze – pochwaliła się przed sobą. Pochwała
zadziałała. Każde następne uderzenie było już niemal bezbłędne.
I mocne. Bardzo mocne. Po dwunastym, przez jej pietę przebiegała
ścieżka. Chudziutka, jakby wydeptana przez krasnoludki, ale pięta
piekła i pulsowała, a kolor skóry, wokół ścieżki, przybierał
powoli barwę maliny. Roztrzaskanej na asfalcie i przejechanej kołem
od roweru. Nie miała odwagi używać całej siły do następnych
razów, ale pomyślała o kolejnych piętnastu, na tę samą piętę,
albo może nawet podniesieniu poprzeczki, za brak postępów i od
razu postanowiła siłę uderzeń zwiększyć na tym półmetku.
Półmetku, bo była pewna, że czeka ją to jeszcze po lewej
stronie. Ostatni raz zafundowała sobie tak siarczysty, że poczuła
go w brzuchu. Jej głowa powędrowała w dół i musiała podeprzeć
się ręką, żeby nie przywalić czołem w podłogę. Mając w
pamięci księgę powtórzeń Pana, wyprostowała się instynktownie
i znowu klęczała z nienagannie pionowym kręgosłupem. Zamknęła
oczy i wciągała powietrze spokoju głęboko w swoje trzewia,
torując mu drogę, przez zatkany chwilowo nos.
-
Ada. - Otworzyła oczy i odwróciła twarz do monitora. - Ładnie.
Ładnie ci to wyszło. I całkiem sprawnie. Wystarczy odpowiednia
motywacja. No to teraz lewa stopa. Będzie trudniej, ale masz już
pewną wprawę. Potrzebujesz dziesięciu na rozgrzewkę, czy
przejdziemy od razu do serii po piętnaście?
-
Potrzebuję rozgrzewki.
Zdziwiła
Go tą deklaracją. Zaskoczyła nawet. Był pewien, że nabrała
pewności w tym działaniu, odmierzy trzydzieści zawziętych uderzeń
i będzie po sprawie.
-
Dobrze. Zatem zacznij od dziesięciu.
Przyłożyła
się od pierwszego uderzenia. Ale nie trafiała w jedno miejsce.
Rozproszyła całą dziesiątkę, po całej pięcie. Narobiła
bladych ledwie widocznych kresek. Nie było w tym działaniu, ani
ładu, ani porządku, ani tym bardziej konsekwencji, którą dostrzec
można było w jej ruchach, jeszcze kilka minut wcześniej. Czemu?
Zastanawiało to Pana.
-
Następne dziesięć.
Ada
zadrżała. Nie spodziewała się? To czego się spodziewała? Był
jakiś plan? Co chciała osiągnąć? Pan był wyraźnie zaaferowany.
Ada natomiast zrezygnowana. Dziesięć uderzeń, niemal identycznych
co poprzednie, ale wyraźnie już bez pasji.
-
Piętnaście. Po nich kolejne piętnaście, więc możesz sobie nie
przerywać. Jak będą wyglądać tak, jak to co robisz do tej pory,
to nie przerywaj, i po tej drugiej piętnastce, i rób kolejną.
Ada
zerknęła na prawą stopę. Wyraźna, czerwona plama nie bledła i
nie przestawała pulsować. Była pewna, że z lewą jej się to samo
nie uda. Nie w tej pozycji. Przełożyła linijkę do lewej ręki.
Odwróciła się w druga stronę i zaczęła. Wykonała trzydzieści
uderzeń i nawet nie zbliżyła się do pożądanego efektu. Nie
zatrzymała się więc i jak Pan kazał, uderzała raz za razem. Po
piętnastu przestała liczyć i po prostu tłukła się w pietę, na
oślep, lewą ręką. Trochę to trwało. Uderzenia stawały się
coraz słabsze, ale te omłoty najwyraźniej działały. Pan jej nie
przerywał. Obserwował tylko. Kiedy wreszcie Ada zauważyła efekty
tej nierównej walki, na swojej stopie, odzyskała trochę wigoru.
Zacisnęła mocniej rękę na linijce, upatrzyła sobie jedną
czerwoną kreskę i zaczęła z upodobaniem wracać na ten sam ślad.
Każde kolejne uderzenie było już precyzyjnie wykonane. Cieniutki
kawałek drewna wrzynał się w chudą, drobną dłoń i można było
odnieść wrażenie, że dotarł już do kości i to te kości
zatrzymują go jeszcze w jej dłoni. Jednak nie wiadomo jak długo.
Palce ciągle z determinacją wciskały się w linijkę. Postronny
obserwator, miał pełne prawo odnosić wrażenie, że przegrają tę
walkę. Że za chwilkę będą leżeć pojedynczo rozsypane wokół
Ady stóp. Odcięte linijką z bukowego drewna. A ona nie
przestawała. A Pan nie przerywał. Kolejne razy spadały na lewą
stopę z zaciętością, jakiej sama się po sobie nie spodziewała.
Zmęczyło ją to, ale ból był tak pożądany, nie umiała sobie go
odmówić. Pięta wyglądała już jak stek z krowy Wagyu. Trzeba
ponosić pewne koszta. Niemoc dawała jej się we znaki. Zaczęła
dyszeć i jakby szlochać. Chociaż może nie szlochać, wściekać
się i pokrzykiwać. Nagle przestała. Wszystko ucichło. Nie na
długo. Ada niespodziewanie zmieniła rękę odwróciła się w druga
stronę i chciała dalej wyżywać się na lewej stopie.
-
Dość!
Ręka
Ady znieruchomiała na chwilę w powietrzu. Potem wolno zaczęła
opadać razem z linijką, ale już nie na pietę - na podłogę.
Odwróciła twarz od monitora i klęczała tyłem do Pana. Po jej
policzkach popłynęły łzy. Była Mu wdzięczna, że to przerwał.
Chciała, bardzo długo chciała, żeby ją powstrzymał. A on bardzo
długo jej pozwalał, masakrować kawałek własnego ciała.
Ostatecznie jednak, uratował jej stopę przed amputacją, linijką z
ciemnego, bukowego drewna. Czemu chciała ją amputować, nie było
żadną wielką tajemnicą.
-
Wstawaj. I siadaj na miejscu.
Ada
oparła dłonie na podłodze. Potem ostrożnie oderwała od paneli
prawą nogę i postawiła ją na stopie. Nadal podparta na rękach,
uniosła lewą nogę i... Tego to już się nie dało zrobić
ostrożnie. Podciągnęła kolano bliżej dłoni i zaczęła się
podnosić, aby przyjąć postawę wyprostowaną. W międzyczasie,
szybko otarła dłonią mokre policzki. Chwile później stała na
prawej nodze, lewą oparła o podłogę jedynie końcami palców.
Niezdarnie kulejąc dotarła do krzesła. Ulokowała na nim pośladki
i pełna zażenowania zerknęła w monitor.
-
Mów co to było.
-
Nie. Proszę Pana.
-
Ja cię nie pytam czy ty chcesz powiedzieć. Nie dalej jak pół
godziny temu coś obiecywałaś. Przypomnieć?
-
Pamiętam. Proszę Pana.
-
Na pewno?
-
Bo mam od rana taki chaos w głowie. Nic nie wiem, niczego nie
rozumiem. Nie wiem czy moje decyzje są słuszne. Nie rozumiem, co
się ze mną dzieje. Do czego właściwie mam prawo. Do czego prawa
absolutnie nie mam. Na tym świecie, nie ma absolutnie nikogo, komu
mogłabym o tym powiedzieć. Jestem absolutnie pewna, że kiedy to
wyjdzie na jaw spłonę na stosie społecznej hipokryzji. Nie mogę
absolutnie nic sensownego wymyślić, ale ciągle myślę, myślę i
myślę... Ból tak skutecznie odwracał uwagę...
-
Jeszcze cię trochę poboli.
-
Pewna jestem, że nie sprosta wymaganiom. Ten wtórny ból.
-
Ada, nie sprowokujesz mnie.
-
I tak będę próbować.
-
Nie radzę.
-
Przecież, nie możesz mi pozwolić na nietakt zwracania się do
Ciebie bez właściwej formuły.
-
Masz lód? Maść jakąś gojącą?
-
Nie wiem.
-
To kuśtykaj do apteczki, i zamrażalnika, i się dowiedz.
Ada
podniosła się z krzesła i poszła do kuchni. Przemieszczała się
właściwie jedną nogą, lewej używając jedynie jako podparcia i
to tylko końcami palców. Pan czekał na nią cierpliwe. I tej
cierpliwości musiał wykrzesać z siebie naprawdę sporo. Miał
całkowitą pewność, że usiadła w kuchni i z premedytacją
odwleka powrót. Z tą samą premedytacją, przez którą nie zwraca
się do Niego per Pan. W końcu gdzieś w głębi pomieszczenia
usłyszał cichy szmer, szuranie. Jakiś czas później Ada pojawiła
się w polu widzenia kamery. Jeszcze kilka chwil i klapnęła ciężko
na krześle.
-
Nie mam lodu w zamrażalniku, ale przyniosłam to.
-
450 gram mrożonej fasolki. Może być. Rzuć opakowanie na podłogę
i postaw na nim lewą stopę. Potem mi to pokażesz.
-
Nie pokażę.
-
Ada, pisklaku nieopierzony, to ci się na nic nie zda. Kara, którą
dostaniesz za ten bunt, tak swoją drogą, godny rozkapryszonego
trzylatka, mocno cię zdziwi i nie będzie to przyjemne dziwowanie. I
bolesne też nie będzie – fizycznie.
-
Ma Pan już dla mnie tę karę wymyśloną?
-
Oczywiście.
Podniosła
laptopa, obróciła się na krześle i skierowała kamerkę pod stół
gdzie na mrożonce stała jej lewa stopa. Potem odstawiła komputer
na stół.
-
Jeśli chodzi o maść, to znalazłam Bepanthen. Proszę Pana.
-
Może być. Posmarujesz po kąpieli. A tymczasem zdejmij bluzkę.
-
Za karę Panie?
-
Nie.
-
Bo tak.
-
Dokładnie.
Przeciągnęła
czerwony t-shirt przez głowę i upuściła na podłogę.
-
O zgrozo, co to jest?
-
To jest proszę Pana top sportowy.
-
Na tyle to ja się orientuję, pytam co to robi na tobie?
-
Przylega wygodnie. Proszę Pana.
-
Yhy. Ściągaj. Nie chcę tego więcej widzieć. Proszę mi nigdy
więcej nie siadać do rozmowy w tym ustrojstwie. Bielizna musi być
smaczna. To jest nie do przełknięcia. Toto, to ty możesz na rower
zakładać, na rolki i do pracy w ogródkach.
-
Zrozumiałam Panie.
-
Cieszy mnie to. To i widok twoich nagich piersi. Miałem zamiar, co
prawda, zostawić cie dzisiaj w bieliźnie, ale skoro nie używasz...
Dobrze, zostawmy to. Powiedz mi Ada, co za stylista zajmuje się
twoją fryzurą?
-
Słucham?
-
Pilnuj się Ada.
-
To znaczy słucham Pana, ma się rozumieć.
-
Nie sil się na dowcipy, tylko odpowiedz.
-
No oczywiście ja, we własnej skromnej osobie.
-
Humor ci się poprawił widzę. To znajdź kogoś innego. Nie bardzo
ci to wychodzi. Mam na myśli włosy, ma się rozumieć. Kucyk niech
zostanie, ale ma być wiązany wysoko. Te niepokorne kosmyki
wyglądają uroczo, ale trzeba dodać im blasku. Może ożywić
trochę ten kolor.
-
Ma Pan prenumeratę Twojego Stylu?
-
Oczy mam Ada.
-
A to nie wiedziałam. Bo nie widać Panie.
-
Rozkręcasz się. Ok.
-
To jakaś groźba Panie?
-
Nie, no skąd. Kiedy ostatnio odwiedziłaś kosmetyczkę,
zafundowałaś sobie manicure, pedicure, depilację laserową, masaż?
-
Rozumiem, że jestem dla Pana jak obraz nędzy i rozpaczy.
-
Ha, ha, ha... Powiedz mi Ada co widzisz kiedy patrzysz w lustro?
-
To jest ta kara tak? Nie fizyczna. Proszę Pana.
-
Nie. To nie jest ta kara. To twoje zachowanie. Zamiatasz te
uciekające kosmyki palcami, co drugie moje zdanie i wpychasz pod
gumkę. Nigdy nie pokazałaś się w rozpuszczonych włosach, kobiety
które są z nich dumne często to robią. Chowasz dłonie pod blat
stołu, w trakcie każdej rozmowy. W pokoju, w którym jesteśmy
zawsze panuje półmrok, ale masz pełno kwiatków. Ściągasz
rolety, zanim usiądziesz do komputera. Na prawej nodze, wokół
kostki, pozacinałaś się jednorazową maszynką do golenia.
-
Zrozumiałam Panie. Fryzjer, kosmetyczka i masażysta.
-
Masażystka.
-
Oczywiście.
-
…
-
Proszę Pana, oczywiście.
-
Chyba dam ci wolne popołudnie.
-
To jest ta kara?
-
Przestań. Bo zaczyna mnie to drażnić. Gdzie ta kara i gdzie ta
kara. Co ma być, to będzie. W swoim czasie. O jednym i drugim
decyduję Ja, więc daruj sobie.
-
Przepraszam. Panie.
-
Na tym skończymy. Tylko jeszcze kilka uwag, co do wieczoru. Kąpiel
o 19:00. Proponuję nalać chłodniejszą, niż zwykle, wodę. Po
myciu posmaruj stopy maścią i połóż się spać o przyzwoitej
godzinie. Powiedzmy do 21:00. Przed snem budzik nastaw. O 2:00 masz
być przed komputerem.
-
To jest... To znaczy po co proszę Pana.
-
Bo tak. Uczysz się, wiem. Opornie ci ta nauka idzie, w niektórych
kwestiach. To może być ciekawe w obróbce. Zrobimy tak: do końca
tygodnia będę traktował te twoje zaczepki z przymrużeniem oka.
Radzę się jednak starać i zwalczać nawyk dociekania. Od
poniedziałku, potraktuję go jak niesubordynację.
-
Postaram się Panie.
-
Do zobaczenia Ada.
-
Do widzenia Panu.
Została
sama. Zbita, zagubiona, rozczochrana. Na nic, kompletnie na nic nie
miała ochoty. Odwróciła wzrok od monitora i trafiła nim na
telefon leżący na stole. Podniosła go z blatu i weszła w
ustawienia budzika. Ustawiła pobudkę na 1:45. I po robocie. Do
dziewiętnastej została jej jeszcze kupa czasu. Siedziała i myślała
co z nią zrobić. To musi być coś, nad czym nie trzeba myśleć,
co nie wymaga skupienia i koncentracji. Pomysłów nie miała wiele.
Stanęło na tym, że wyszoruje sobie wannę przed kąpielą. Jak
postanowiła, to pokuśtykała do łazienki. W trakcie tego
czyszczenia miała myśleć o rozprawce. Dostała czas wolny i musi
go zaorać jakimiś zajęciami odwracającymi uwagę. Uwagę, która
w całości skupiła się na 2:00. - Co On , to znaczy Pan, chce
robić w środku nocy. Raczej nic głośnego. Obowiązywać będzie
przecież cisza nocna. A może o to chodzi. Kazał podreperować
stopy, może chce się nad nimi nadal znęcać, tyle że po cichu,
ale to nie miała być kara fizyczna, no to jaka? - Ada w stanie
niewiedzy była bliska paniki. Rozlała mleczko czyszczące po całej
wannie i w pozycji czatującego bociana zaczęła szorować. Mało na
łeb do tej wanny nie wpadła. Poślizgnęła się na kafelkach i
dosłownie w ostatniej chwili, podparła lewą nogą i odzyskała
równowagę. Podeszwa stopy zaczęła palić żywym ogniem. -
Chryste. To był poroniony pomysł. - Odkręciła wodę, opłukała
dokładnie ręce z Cifa i opuściła łazienkę. Doczłapała do
komputera. Kliknęła folder „Notatki” i zaczęła pisać. Kiedy
skończyła wróciła do łazienki. Doszorowała wannę i wszystko
starannie spłukała. Nie była pewna, czy dziewiętnasta już
wybiła, ale mimo to, rozebrała się i posegregowała rzeczy do
prania. To był przymus. Bez tego nie mogłaby zacząć kolejnej
czynności. A woda do wanny już się lała. Dzisiaj dużo
chłodniejsza niż zwykle. Zanurzyła prawą stopę. Było ok. Lekkie
mrowienie, po kontakcie z wodą, szybko ustąpiło. Włożyła lewą
stopę i wszystko zaczęło pulsować. Mrówki ze strefy równikowej,
zaczęły wędrówkę od jej stopy w stronę kolana. Wyjęła nogę z
wody. Nie pomogło. Tylko uczucie mrowienia przybrało na sile, kiedy
zgięła kolano i docisnęła do uda łydkę. - O chryste. Co z tym
począć? Może usiąść. Tak. Trzeba usiąść. - Jak pomyślała
tak zrobiła. Usiadła i wyjęła stopy z wody, żeby oprzeć je na
krawędzi wanny. Ale oprzeć trzeba było je piętami. O ile z prawą
nie było większego problemu, o tyleż samo, lewa za nic nie chciała
leżeć na białym, porcelanowym brzegu urządzenia sanitarnego. W
żadnej konfiguracji. Nawet zaczepione o sam kant palce, protestowały
dobitnie, nasilającym się mrowieniem. - Trudno. Trzeba ją na
powrót zanurzyć. - Jak pomyślała tak zrobiła. Przy ponownym
kontakcie z wodą, szeroko otworzyła buzię, ale nie przerwała.
Dzielnie brnęła w to postanowienie. Po kilku minutach rozcierania
mrówek na nodze, wreszcie zauważyła poprawę. Nawet ulgę, można
by powiedzieć. Wreszcie mogła się odrobinę odprężyć. Oparła
wygodniej plecy i zamknęła oczy. Pod powiekami, natychmiast
uruchomił się rzutnik przeźroczy i zaczął prezentować slajdy z
wczorajszej kąpieli. Ręce od razu wyjęła z wody i oparła na
brzegach wanny. Palce chwyciły porcelanę z determinacją i
postanowiły się nie puszczać. Dzisiaj nie ma pozwolenia na żadne
ekscesy. - No ale umyć to się przecież musi. -Te myśli były
dziwne. Były jak kombinacje. Dziwne. Jakoś do tej pory nie była
gorliwą wyznawczynią tego nurtu w filozofii. Czemu nagle stało się
to takie atrakcyjne. - No tak. Zakazany owoc. - Na siedząco umyła
ile się dało. Łącznie z włosami. Jednak, żeby porządnie
wyszorować tyłek, to już musiała wstać. No nijak nie była w
stanie, zaakceptować mycia tej części ciała, siedząc na tej
części ciała. Leżenie, czy nawet obrót na brzuch, też nie
wchodziły w grę, musiał być umyty na stojąco. Amen. Podparła
się na rekach i dźwignęła cztery litery. O dziwo lewa stopa, w
wodzie zachowywała się znacznie lepiej i można było próbować na
niej stanąć. Kiedy podzieliła ciężar ciała między obie nogi,
wreszcie się wyprostowała. W tej pozycji, wypracowanej w procesie
ewolucji, doświadczyła czegoś niesamowitego. Niesamowicie dziwne
uczucie falami rozlewało się po jej ciele. Swędzenie, pieczenie,
kłucie... Jakby w stopę wbijały się miliony cieniutkich igiełek.
Szybko ogarnęła temat mycia. Zamaszystymi ruchami namydlając uda,
część brzucha, wargi sromowe, wejście do pochwy, łechtaczkę,
pośladki. Opłukała w wodzie ręce i odmierzyła kolejną porcję
mydła. Ręka, na której się znajdowało, bez zwłoki trafiła
między pośladki i na mięśnie zwieracza. Kilka szybkich ruchów z
góry na dół. Palec wykręcający delikatne kółka na zwieraczu.
Na koniec ten sam palec wciśnięty do środka i kilka powtórzonych,
posuwistych ruchów wewnątrz. Usiadła, żeby spłukać ze skóry
śliską substancję myjącą. Woda zrobiła się zimna i nie
zachęcała do dłuższego pobytu w wannie. Ewakuowała się więc,
zaraz po tym, kiedy uznała się za spłukaną. Owinięta ręcznikiem,
wróciła do pokoju. Było dwadzieścia po siódmej. No ludzie. Do
21:00, to chyba jajko zniesie. Albo nawet cała wytłaczankę. A do
2:00... Litości. To czekanie, to jakiś obłęd. Musi się nauczyć
na nowo korzystać z czasu. Wykorzystywać czas, czasem rozporządzać.
Grafik. Ma do zrobienia jeszcze grafik. Ponownie weszła do folderu
notatek. Postanowiła skupić się na bieżącym tygodniu. Tak na
początek. Wstępnie. Zajrzała do kalendarza.
Budzik
zaczął dzwonić. Długo nie musiał tego robić. Ada bez ociągania
otworzyła oczy. Omiotła pokój wzrokiem i stwierdziła, że chyba
powinna umyć okna. Poświata z osiedlowych latarni, skutecznie
filtrowana była na szybach, przez pozimową warstwę brudu. Nawet
księżyc, wydawał się w tych okolicznościach, jakiś taki –
brudny. Usiadła na łóżku. Od tej chwili miała piętnaście minut
na dotarcie przed monitor komputera. W pierwszej kolejności poszła
do łazienki. I to, o dziwo, naprawdę szła. Była wstanie stawać
na stopach – obu. Następnie w kuchni wypiła szklankę wody. Tę
samą szklankę, napełniła ponownie, aby zabrać przed komputer.
Wróciła do pokoju i usiadła przy stole, obserwując przebudzenie
laptopa. Kiedy włączyła kamerę okazało się, że Pan już na nią
czeka. Jej oczy od razu powędrowały w prawy róg ekranu. 1:52. Nie
spóźniła, dzięki bogu. Dzięki budzikowi, gwoli ścisłości, ale
nie zamierzała teraz besztać się za te drobne nieścisłości.
-
Witam cię Ada o tej osobliwej porze doby.
-
Skoro Pan uznaje ją za osobliwą, to może mi Pan zdradzi czemu ją
wybrał.
-
Za dużo chciałabyś wiedzieć. Niektóre rzeczy, są po prostu
tajemnicą Pana.
-
Skoro tak. Aaaaaa... Przepraszam Pana. To nie było ziewanie a propos
Pana wypowiedzi, tylko tej barbarzyńskiej pory.
-
Rozumiem i wspaniałomyślnie ci wybaczę. Odstaw to krzesło i
przyciągnij tu fotel.
Zaspane
dotąd oczy Ady, natychmiast otworzyły się na oścież. Szczęka
opadła, układając jej usta, w literę O. Mocno zdziwione O. -
Zapytać, nie zapytać... - Wstała i gapiła się w monitor. - Kurwa
mać. Czego Pan od niej chce. - Jako odpowiedź, niestety, kołatało
jej się po głowie kilka wizji i niestety, niezbyt jej się one, te
wizje, podobały. Bardzo nie podobały się nawet. Stała i myślała,
zamiast szarpać się z fotelem i ciągnąć go do stołu.
-
Na co czekasz?
-
Po co ten fotel Panu tutaj?
-
Za dużo tej dociekliwości. Obiecałem zaniechać konsekwencji do
końca tygodnia, ale pytaniem na pytanie... To już jest bezczelność.
Nie muszę ci się tłumaczyć. I zamierzam korzystać z tej
możliwości, bez ograniczeń. Fotel. Już.
Teoretycznie
ma dwa wyjścia. No dobra, trzy. Ale trzeciego na razie nie bierze
pod uwagę. Może wykorzystać opcję „odmowa” i iść spać,
albo przyciągnąć tu fotel, ze wszystkimi konsekwencjami i
następstwami tego czynu. Kurwa mać. Kwiecień ma trzydzieści dni.
A ona żadnej pewności, że podobna sytuacja nie powtórzy się do
jego końca. Dobra. Przyciągnie ten fotel, przecież tak naprawdę
nie wie po co. Nie wie, ale jest prawie pewna. Prawie, pozwala
jeszcze mieć nadzieję. Odstawiła krzesło i poszła po fotel.
Przyciągnęła go w miejsce, z którego zabrała krzesło i zerknęła
w monitor. Policzki miała w kolorze róży – czerwonej.
-
Rozbierz się.
-
Do naga???
-
Poczekaj, niech się zastanowię. To była ironia. Oczywiście, że
do naga.
-
Chryste.
-
O. Awansowałem. Ale już. Bez dalszego ociągania.
Zastanawiała
się jak to zrobić. Żeby ucierpieć przy tym jak najmniej. Złapać
za dół i przeciągnąć do góry, czy zsunąć ramiączka i
pozwolić koszulce opaść. Dała dwa kroki do przodu i stanęła
przed fotelem. Wybrała tę drugą opcję.
-
Ha, ha, ha... Rozkładasz mnie chwilami na łopatki. Nie powinienem
się do tego przyznawać. Te twoje uniki są rozbrajające. Myślisz,
że skoro schowałaś tyłek pod stołem, przy rozbieraniu, to go tam
zostawisz do rana. Siadaj na fotel.
-
Chryste.
-
Ada zmień mi ksywkę. Nie pasuje, w kontekście tego, co będziesz
robić. Powiedziałem siadaj.
Zamknęła
oczy, cofnęła się o krok i opadła na fotel. W kontekście tego co
Pan karze jej robić, nie zamierzała otwierać oczu.
-
Widziałem połowę ciebie nago. W całości prezentujesz się o
niebo lepiej.
-
Znaczy, że co? Że w połowie jest źle?
-
Nie. Znaczy, że teraz jesteś cała. Kompletna. Ada, masz piękne
oczy.
-
Przecież ich Pan nie widzi, bo są przykryte powiekami.
-
No to pokaż.
Chciała
zapytać, czy musi. Ale przecież wiedziała, że tak. Nie było
potrzeby drażnić Pana. I ćwiczyć miała niedociekanie. Powoli
podniosła powieki. Postać Pana, była jak zawsze, ukryta w cieniu.
Na jej szczęście. Nie musiała obserwować jego reakcji, na swoją
nagość. Ale wstydzić to się akurat musiała. I robiła to z
ogromną gorliwością.
-
No i co, nie taki diabeł straszny Ada.
-
To koniec. O to Panu chodziło, żebym się rozebrała?
-
Nie.
-
Chryste.
-
Czemu nie pytasz: to o co chodziło? Normalnie buzia ci się nie
zamyka. Zadajesz po kilka pytań, do każdego mojego zdania. Nagle
zrobiłaś się bardzo powściągliwa. Nie chcesz wiedzieć?
-
Nie – tego akurat nie chcę.
-
Na szczęście, twoje zachcianki, nie są brane pod uwagę w naszej
relacji. Ada, przysuń tyłek na krawędź fotela, a stopy oprzyj na
blacie stołu. Połóż wygodnie plecy na poduszce i głowę na
oparciu. Możesz zamknąć oczy...
-
No dziękuję za tę łaskę.
-
Ada, posuwasz się za daleko. Jeszcze jedna uwaga, pod adresem moich
poleceń i będziesz penetrować swoją pochwę palcami, na stojąco,
patrząc prosto w ekran komputera. W tej chwili powtórz co
powiedziałem.
-
O mamusiu, czyli może być gorzej... Mam oprzeć tyłek na krawędzi
fotela, a stopy na blacie stołu, ale...
-
Nie mów tego Ada.
-
Dobrze proszę Pana.
-
No to na co czekasz?
-
Na ciąg dalszy. Bo chyba miał być jeszcze jakiś ciąg dalszy. Tak
to wyglądało, zanim wtrąciłam swoje trzy grosze.
Ada
mocno ściskała ze sobą uda. Ręce zaplotła na piersiach. Chciała
się schować. Zniknąć. Uciec tam, gdzie rośnie pieprz i wanilia.
Siedziała jednak na fotelu. Przytrzymywana przez nieznaną siłę
przed monitorem.
-
Tak to wyglądało, ale teraz wygląda już inaczej. Teraz zaczekam,
aż przyjmiesz żądaną pozycję.
-
Masturbacja, to jest jak najbardziej fizyczne doznanie. A Pan
powiedział, że kara nie będzie fizyczna.
-
Doznanie, nie kara, jak sama zauważyłaś. Kara nie jest fizyczna.
Nie kazałem ci tego robić szczoteczką do zębów. Nie trać czasu
na uniki, chociaż w tym wypadku, działają akurat na moją korzyść.
-
Jak to?
-
Zdenerwowana będziesz potrzebować więcej czasu, żeby cel
osiągnąć.
-
Chryste.
-
No to jak będzie Ada, gadamy jeszcze, czy może...
Serce
waliło jej jak oszalałe. Przesunęła się na krawędź fotela.
Wyciągnęła rękę po szklankę z wodą i wypiła połowę -
duszkiem. Żałowała, że nie nalała do niej, jakiegoś płynu z
procentami. Octu może. Odstawiła szklankę. Starannie unikając
kontaktu wzrokowego z monitorem, powoli położyła plecy na
poduszce. Odchyliła głowę i wbiła wzrok w sufit. Teraz czekało
ją to najgorsze z najgorszych. Nogi. Trzeba je unieść i oprzeć o
blat. Ale Pan nie powiedział, że osobno. Pewnie zaraz powie. Ale na
razie mogą być razem. Metoda małych kroczków. Nie żaden unik
kolejny, żeby było jasne. Docisnęła do siebie kolana i podniosła
jednocześnie obie nogi, aby po chwili oprzeć je na blacie.
-
Sprytnie. Tego odmówić ci nie mogę. Jesteś inteligentną osóbką
i doskonale zdajesz sobie sprawę, że jednym zdaniem, ułożę twoje
ciało, w dowolnej konfiguracji. A dlaczego – bo mi na to
pozwoliłaś Ada. A teraz rozsuń nogi. Na szerokość laptopa. Jedna
noga na prawym końcu, druga na lewym.
-
Chryste.
-
Ale się uczepiłaś tej postaci. Nie przedłużaj. Nogi szeroko i do
dzieła. Chcę zobaczyć jak się dotykasz, gdzie. Chcę zobaczyć
twój orgazm na własne oczy.
-
Chryste! Niech Pan już nic nie mówi.
Ada
przestała patrzeć na sufit. Zamknęła oczy. W ciemności, od razu
pojawił się slajd z postacią Pana. Zacisnęła powieki z całych
sił. Chciała pozbyć się tego obrazka. Chciała wygenerować
jakieś kolorowe światełka, albo figury tańczące. Nie udawało
się. Co za wstyd. Co za pomysł. To jest nie do zrobienia. Za to,
nie ma się jak zabrać. Żeby Pan się przypadkiem ponownie nie
odezwał, oderwała stopy od krawędzi stołu, odsunęła znacznie od
siebie i oparła ponownie. Chyba szerzej niż Pan tego wymagał, ale
za nic nie chciała tego sprawdzać. Nie była wstanie zobrazować
sobie szerokości laptopa. Rozsunęła nogi z dużym marginesem, żeby
przypadkiem Pan, nie robił jej uwag. I faktycznie siedział cicho.
Wywnioskowała z tego, że pozycja, którą przyjęła, została
zaakceptowana. Ale co dalej? Jak przejść do działania z tą
blokadą w dłoniach. Odłożone na oparcia fotela, nie miały
zamiaru się od niego oderwać z własnej woli. Za żadne skarby
świata.
-
Ada, widoki mam świetne, mogę tak długo siedzieć i się
przyglądać, ale proponuję ci zabrać się do roboty.
-
Ja myślę, że to nie jest do zrobienia.
-
Zapewniam cię, że jest do zrobienia, i że to zrobisz. Połóż
dłonie na kolanach. W tej chwili. Przeciągnij palce po wewnętrznej
stronie ud. Wciśnij je pod pośladki. Uszczypnij. I nie odrywając
od ciała, przesuń ręce z powrotem na uda, zaciskając je mocno w
okolicach pachwiny.
Ada
na wdechu wykonywała natychmiast wszystkie polecenia. To było jak
tratwa ratunkowa. To nie ona wymyśliła, to nie były jej pomysły,
to Pan był za to odpowiedzialny. Ta świadomość odrobinę,
naprawdę odrobinę pomagała znosić to upokarzające doświadczenie.
-
Tyle ode mnie. Teraz ty.
Ziemia
się pod nią rozstąpiła. Nie. Tylko nie to. Chciała krzyknąć,
żeby jej tak nie zostawiał, ale to by już było poniżenie
krańcowe. Pomyślała, z premedytacją, że nie będzie nic sobie
robić. Wtedy Pan wystosuje kolejne polecenia, ona je wykona i będzie
po sprawie. Po jakimś czasie oczywiście. Zastygła w bezruchu.
-
Ada, nie wiem czy cię tym stwierdzeniem ucieszę, ale jeszcze nie
spotkałem takiego egzemplarza. Mistrzyni uników. Kolejny podstęp
wymyśliłaś... Nic z tego. Opowiem ci natomiast, co widzę...
-
Nie. Broń boże. Proszę tego nie robić.
-
Jest tylko jeden sposób żeby mnie powstrzymać – bierz się do
roboty.
Gdzieś
tu musi być wyjście awaryjne. W każdym pomieszczeniu, powinien być
plan ewakuacji, na wypadek zagrożenia. Ona jest w sytuacji
zagrożenia. W niebezpieczeństwie jest jej serce, waleniem
ostrzegające o możliwości zawału i psychika. Boże, czemu usiadła
do tego komputera bez planu. Bo była druga w nocy. Na śpiocha
wykonała kilka bezwarunkowych czynności, sikanie, picie - nie
myślała. Zaspana, otumaniona, nie przygotowana... Osobliwa godzina
doby. No to wszystko jasne. O rzesz ty. To podstępny... Pan. I
jeszcze ją szantażuje, opowiadaniami przyrodniczymi. Mistrz
manipulacji. Wkurzyła się. Na momencik dosłownie. Zaraz potem
uznała, że to zupełnie irracjonalne. No bo niby o co? O co ona
może się wkurzać? Dała Mu władzę, przekazała kontrolę –
ona. Czego się spodziewała, że każe jej podłogi szorować?
Spoczywające w pachwinach dłonie, zaczęły przemieszczać się na
granicy warg sromowych. Najpierw tylko kawalątek, z każdym ruchem
coraz dalej. Aż do pośladków. I znowu na samą górę. Zataczając
półkola wokół ud. Za którymś razem wbiła palce w mięśnie i
ścisnęła ze sobą nogi. Jej dłonie zostały unieruchomione
pomiędzy nimi. Wyciągając je, zahaczyła o łechtaczkę. Starała
się oddychać jak najciszej. Ponownie rozsunęła kolana. Lewa ręka
zacisnęła się na wewnętrznej stronie uda, prawa powędrowała
między nogi. Na samo dno. Palce zaczęły się przemieszczać między
wargami, tam i z powrotem. Środkowy położyła w wilgotnym, ciepłym
rowku, między większym i mniejszym płatkiem warg sromowych.
Wskazujący, zatrzymał się u wejścia do pochwy. Niespiesznie
zaczęła go zanurzać we wnętrzu. Przyciskając i przesuwając po
ściance. Była w tej komfortowej sytuacji, że w środku było
mokro. Wilgotno i ciasno. Czuła swój palec wszystkimi zmysłami.
Mogłaby niemal przysiądź, że słyszy to ocieranie. Jej oddech
stał się głośniejszy. Kiedy dotarł do uszu, zupełnie
irracjonalnie pomyślała o ciszy nocnej. Ale zaraz uspokoił ją
rzeczowy, merytoryczny chochlik z głowy, dając do zrozumienia, że
to jeszcze nic. Nic takiego się nie wydarzyło. Wcisnęła palec w
pochwę - do końca. Do miejsca, gdzie łączył się z resztą
dłoni. Wyjęła. Wcisnęła ponownie. Ten środkowy, który leżał
między wargami, wcale nie spokojnie, bo w trakcie jej posuwistych
ruchów też się przemieszczał, dołączył do wskazującego i
razem zaczęły wciskać się do pochwy Ady. Przy pierwszym ruchu
jęknęła głośno. Zawstydził ją ten dźwięk. Przerwała
penetrację, która tak naprawdę jeszcze się dobrze nie zaczęła.
-
Nie wstydź się mnie Ada.
-
Myśli Pan, że to się da zrobić siłą woli. Ja jestem w tej
chwili, tylko i wyłącznie wstydem. Zastanawiam się, czy nie uciec
z tego fotela w ciemną noc i po prostu biec przed siebie.
-
Dobrze.
-
Jak dobrze, jak niedobrze przecież.
-
Dobrze, bo o tym mówisz, a nie uciekasz. Nie przerywaj sobie Ada.
Głos
Pana był jak aksamit. Ciemny, miękki, zmysłowy, ściszony i
niewiarygodnie spokojny. Pan zawsze był spokojny, ale teraz to już
przesadził. Tego spokoju było tyle, że zaczął jej się udzielać.
Tak jak chciał Pan, wróciła do spacerów palcami po swoich
narządach płciowych. Opuszkami przyciskała wargi, kciukiem stukała
w łechtaczkę, masowała okrężnymi ruchami wejście do pochwy. I
jęczała przy tym coraz głośniej. Oddychała ciężko, płytko, a
każdy oddech rwała na strzępy. Brzmiało to trochę jakby się
dusiła. Lewa ręka mocno zaciskała się na jej udzie. Jakby chciała
sama siebie w miejscu przytrzymać.
-
Ada, siniaki sobie zrobisz.
Przerwała
natychmiast wszystkie czynności i usiadła, żeby zajrzeć sobie
między nogi.
-
Przeszkadza to Panu?
-
Mnie nie. Ale wyjaśnić to będziesz musiała. Chciałem tylko
ostrzec.
Ten
aksamitny głos rozlewał się po jej wnętrzu. Dotarł do brzucha i
spływał właśnie do pochwy. Kapał właściwie. Pojedynczymi
kroplami. Odbijały się one od ścianek i drażniły końcówki
nerwów. Rozdrażnione nerwy, zaczęły się skurczać... To
spowodowało przemieszczanie się płynów ustrojowych w kierunku
wyjścia. Było jej mokro. Tak mokro jak jeszcze nigdy. Była wstanie
nabrać na palce tej mieszaniny podniecenia, strachu i wstydu.
Złożonej z wody, mocznika, kwasu mlekowego... Ponownie położyła
plecy na fotelu. Uniosła nogi i odstawiła na krawędź stołu. Obie
dłonie powędrowały między uda. Palce wskazujące zanurzyły się
we wnętrzu pochwy. Przyciskane do ścianek zaczęły masaż
rozciągający. Wierciły się w niej. Wchodziły głęboko i wracały
na zewnątrz. Przesuwały w poziomie pocierając nabrzmiałe, śliskie
wargi. Lewa ręka zajęła się łechtaczką, prawej używać zaczęła
do penetracji. Napięła się jak struna. To spowodowało jeszcze
większą ciasnotę wewnątrz ciała. Musiała się teraz dosłownie
przebijać przez swoje mięśnie. To i bolało, i podniecało.
Przyjemność mieszała się z udręką. Bardzo chciała skończyć.
Mieć to już za sobą. I tak samo mocno jak chciała, tak daleka
była od celu. Nie mogła się skupić. Nie potrafiła rozluźnić.
Nie wiedziała jak sobie pomóc. Jak dojść do tego, żeby dojść.
Postanowiła zacząć od początku. Dłonie na kolana. Palce
ciągnięte po wewnętrznej stronie ud. Zatrzymane w pachwinach.
Ścisnęła mocno ze sobą kolana. Wyciągnęła powoli ręce,
drażniąc łechtaczkę. Nie rozsuwając kolan ponownie zaczęła
wciskać dłoń między nogi. Prawą. Wszystkie palce, w jednej
poziomej linii zaczęły jeździć po jej kroczu. Przyciskać śliskie
wargi, ocierać się o wilgotną łechtaczkę. Z góry na dół coraz
szybciej i mocniej. Rozłożyła nogi. Dwa palce zanurzyły się w
niej i musiała jęknąć. Jak zaczęła, nie potrafiła już
przestać. Jęczała coraz częściej i głośniej. I nie przerywała
penetracji. Raz głęboko po końce palców, raz płytko zatrzymując
się w przedsionku pochwy. Obracała swój nadgarstek, aby opuszkami
ocierać się o ścianki. Dociskać do nich. Intensywnie i mocno,
albo delikatnie, subtelnie. Głaszcząc jedynie komórki nabłonka.
Wpadła w trans. Uniosła biodra. Teraz, albo nigdy. Jej palce
przestały błądzić i przy tej szybkości mogły się tylko
poruszać. Do przodu i do tyłu. Popychanej jej determinacją.
Szarpana lewą ręką łechtaczka, była maksymalnie ukrwiona i przy
każdym dotknięciu zbliżała ją do celu. Wreszcie napięła
mięśnie po raz ostatni. Stopy zaczęły się wrzynać w kant stołu,
pupa uniosła mocno ponad fotel... Adą zaczęły szarpać spazmy
orgazmu. Dyszała głośno i ciężko. Ścisnęła uda...
-
Dobranoc Ada. - Bez jednego więcej słowa, Pan się rozłączył.
Dziękuję.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy...od ta dobrze napisanego tekstu aż żal się odrywać i czekać na więcej.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jeszcze do tego wrócę. Na pewno nieprędko. Dziękuję za komentarz.
Usuń