wtorek, 12 marca 2019

Interwencja.


- Przyjadę.
- Nie.
- Przyjadę. Będę za 30 minut. Możesz sobie ryczeć do tego czasu. Jak przyjadę - koniec z tym.
Ola siedziała na kanapie i obserwowała zegarek. Wskazówki pędziły po tarczy w zastraszającym tempie. Ten zegarek się spieszy. Ciekawe od kiedy? Jak długo okrada ją z czasu? Próbowała uspokoić oddech i odetkać zatkany nos. Stos zużytych chusteczek, rósł w tempie ekspresowym. Rozejrzała się po pokoju i wpadła w panikę. Jak ma go wpuścić do tego bałaganu. Jeśli chodzi o pierwszą wizytę, to słabo... Oj bardzo słabo. Zerwała się na równe nogi, czyli bardzo szybko dźwignęła się z kanapy. Zaczęła gorączkowo zbierać rzeczy. Papiery, chusteczki, opakowania, butelki... do worka na śmieci, który podniosła z podłogi. Leżał tam dwa dni. Dwa dni temu miała zacząć sprzątać. Nie zaczęła.
Ubrania – wszystkie jakie znalazła, na podłodze i na meblach, do kosza na bieliznę. Zielone metalowe wiadro, pełne po brzegi, przywiędłych, herbacianych róż, wystawiła na balkon. Zerknęła na zegarek, miała jeszcze osiem minut. Jak go znała, a nie znała go wcale. Tylko miała o nim pewne wyobrażenie. Jak go sobie wyobrażała, to punktualny będzie jak cholera. Co do sekundy. No to co zrobić z tymi siedmioma minutami i ogonkiem sekund... Może wyjąć odkurzacz, albo iść do łazienki i spróbować ogarnąć się fizycznie. Dużo to raczej nie da, ale chociaż krem położy, na wysuszoną, skórę twarzy. Zebrała włosy i bez rozczesywania związała w koński ogon. Odkręciła wodę, sięgnęła po żel i próbowała zmyć dwa dni strachu, frustracji i niepewności. Nie udało się. Kiedy zerknęła w lustro, zobaczyła szkliste spojrzenie, zaciśnięte usta i szarą, cienistą cerę. Sięgnęła po krem. Nałożyła na twarz i dekolt. Nie ominęła okolic oczu. Ma to w dupie. Nie będzie się dzisiaj na żadne strefy rozdrabniać. Jednym nawilżającym specyfikiem po całości. Byle tylko skóra przestała szczypać i trzeszczeć przy każdym ruchu. Skończyła z kremem, spojrzała na swój strój i postanowiła się jeszcze szybko przebrać. Zrobiła natychmiastowy zwrot na pięcie i próbowała pobiec do pokoju. Nie zdążyła. W korytarzu usłyszała głuchy dźwięk, odbijający się od drzwi wejściowych. Stanęła jak wryta. No to się już nie przebierze. Nie może pozwolić, aby tyle czekał. Musi otworzyć. Już. - No już otwieraj. To co robisz, jest niegrzeczne. Trzymasz go za drzwiami, w niepewności i nie wiadomo czym jeszcze. Otwieraj. Przecież jesteś ciekawa jak wygląda. Kim jest. Co zrobi. - Ola podeszła do wejścia i odsunęła zasuwkę z drzwi. Dźwięk przemieszczanej sztabki metalu był głośny i charakterystyczny. Kiedy ucichł, po drugiej stronie drzwi, jej gość nacisnął klamkę.

Kiedy przestąpił próg, kiedy stanął naprzeciwko, kiedy wreszcie zamknął za sobą drzwi i zaryglował... Wbił w nią wzrok i po prostu się gapił. Ona robiła to samo. Tylko, że ona, musiała mocno zadzierać głowę. On, gapił się na nią z góry. Próbowała wytrzymać to spojrzenie. Do końca. Nie dała rady. Spuściła wzrok i wbiła go w swoje bose stopy. Potem odwróciła się do niego bokiem i ostrożnie pomaszerowała w stronę kuchni. Doszła prawie do progu, nim usłyszała za plecami jego kroki. Nalała wody do czajnika, postawiła na kuchence i zapaliła pod nim gaz.
- Napijesz się czegoś?
- Nie wiem.
- Jak możesz tego nie wiedzieć. Albo masz na coś ochotę, albo nie.
- Mam ochotę ci przylać.
- Dlatego zaciskasz palce na moim blacie, że aż słyszę jak trzeszczą ci kości?
- Dokładnie.
- Nie możesz mnie dzisiaj zbić.
- Wiem.
- To może się jednak czegoś napijesz?
Nie odpowiedział. Zrobił krok do przodu, wyciągnął swoją dłoń, złapał jej nadgarstek i pociągnął na siebie. Delikatnie docisnął jej plecy do swojego torsu. Czoło oparł na czubku jej głowy. Po minucie, może dwóch, usłyszał nierówny oddech, który z każdą sekundą stawał się coraz głośniejszy. Natychmiast odsunął ją na odległość ramion.
- Ani się waż. Koniec płakania. Ściągaj legginsy. Już.
- Dziwne. Wiesz jak się nazywa to co mam na tyłku.
- Olka - wyskakuj z tego co masz na tyłku.
Patrzyła na niego wielkimi oczyma, z rozdziawioną buzią. Widziała go dzisiaj pierwszy raz w życiu. I nie była pewna, czy chce, żeby on oglądał ją nagą od pasa w dół. Majtek jak zwykle nie założyła. Gdyby je miała, pozbycie się legginsów, nie byłoby takim problemem. No i jeszcze kwestia najważniejsza: PO CO? Po co on, chce ją rozebrać.?
- Czekam.
Ola wcisnęła palce pod gumkę. Oparła dłonie na biodrach i przez chwilę kontemplowała rzeczywistość. W końcu szybkim, energicznym gestem, zsunęła legginsy do kolan. Podniosła prawą stopę, przeciągnęła nogawkę, podniosła lewą stopę, przeciągnęła nogawkę, zwinęła legginsy w kulkę i wyrzuciła do przedpokoju. Stanęła prosto. Ręce spuściła wzdłuż ciała i wreszcie odważyła się spojrzeć na niego. Na Rafale, brak majtek, nie zrobił należytego wrażenia. Chwycił jej spojrzenie i pilnując tych przestraszonych oczu, zaczął odpinać pasek. Potem guzik i zamek rozporka. Sięgnął do swoich majtek i wyjął z nich penisa we wzwodzie. Olka zasłoniła sobie twarz, przyciskając do niej obie dłonie. Postanowiła, że nie spojrzy więcej na niego. Nie ma mowy. Chyba właśnie się wyjaśniło: CO ON CHCE ZROBIĆ!
- Hyyy...
Zachłysnęła się powietrzem. Powodem tego, były dwie duże, męskie dłonie zaciskające się w talii... unoszące ją nad ziemią i sadzające gołą pupą na brzegu stołu. No i rzecz jasna penis. Przyciśnięty do jej uda, w trakcie tych manewrów. Rafał złapał brzegi jej bluzki i ściągnął z niej przez głowę. Zmusił tym Olę do odsłonięcia twarzy. Na chwilę, bo jak tylko koszulka zniknęła, ponownie próbowała się ukryć w swoich rękach.
- Opleć mnie nogami.
Posłuchała. Zacisnęła uda wokół jego miednicy i zaplotła stopy za plecami Rafała. Dłonie musiała jednak zabrać z twarzy na dobre i podeprzeć się nimi na blacie, żeby nie stracić równowagi. A jednocześnie mieć jak najmniej kontaktu z jego ciepłą, pachnącą skórą. Rafał sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów. Wyjął prezerwatywę, rozerwał opakowanie zębami i założył w dwóch sprawnych ruchach.
- Przytul się do mnie ciasno. Wbij paznokcie w moją skórę. Ile chcesz. Ile dasz radę.
- Nie chcę. Zrobię w tobie dziury.
- Śmiało. Możesz mnie podziurawić.
- Boję się.
- To przestań.
Po tych słowach odsunął od niej biodra, odrobinę, na sekundę. Po sekundzie, wdarł się w nią, z całym impetem i brutalnością, na jaką było go stać w tej chwili. Olka zawyła i natychmiast wbiła w niego, wszystkie dziesięć wypiłowanych, granatowych paznokci. Chyba do krwi. Nie była pewna, nie widziała jego pleców. Ale uśmiechnął się z zadowoleniem. Olka wyrwała paznokcie z jego ciała i położyła dłonie w okolicach pośladków – tuż nad nimi. Nogi, brzuch, piersi... mocno dociskała do jego skóry. Ciepłej, wilgotnej, odurzającej... Rafał, pomimo przytrzymujących jego tyłek - dłoni, poruszał się w niej szybko i głęboko. Bardzo długo w jednym rytmie. Do momentu kiedy Olka się od niego nie odkleiła. Ponownie oparła dłonie za swoimi plecami. Złapał te dłonie i popchnął jej plecy na blat stołu. Przesuwając się po blacie, potrąciła dzbanek. Gęsty, lepki sok porzeczkowy, rozlał się po stole. Dzbanek zatoczył koło i spadł. Zaraz za nim, pierwsze krople soku, zaczęły kapać na podłogę. Rafał położył rękę na jej mostku i przytrzymał Olkę w kałuży, powstałej na blacie. Nie reagując, na jej próby poderwania się z miejsca. Kiedy się uspokoiła, zanurzył palce w czerwonym napoju i podał jej do oblizania. Po degustacji powtórzył gest i wolno, metodycznie zaczął pokrywać ciało Olki lepkim, słodkim kombinezonem swojego dotyku. Utkanym z czerwonej cieczy. Jego biodra zwolniły. Posuwał się teraz znacznie ostrożniej. Kołysał na boki i cały czas studiował jej ciało, opuszkami palców. Długo i cierpliwie. Aż wreszcie poczuł, jak z coraz większą siłą, zaciska wokół niego swoje uda. Jak jej mięśnie napinają się, sygnalizując zbliżający się orgazm, urywanym oddechem. Wreszcie usłyszał kilka zduszonych jęków i w towarzystwie jej orgazmu, spuścił się w prezerwatywę. Oparł dłonie na krawędziach blatu i przez chwilę wisiał nad nią, obserwując z bliska, jej zmienione rysy twarzy.
- Lepiej ?
- Lepiej.
- Podaj mi ręce i nie zabieraj nóg.
Podała mu dłonie. Rafał podciągnął ją do siebie. Wsunął ręce pod pośladki i podniósł ze stołu. Cała się kleiła. I to kleiła się na czerwono. Zaniósł ją do łazienki, posadził w wannie i odkręcił wodę. Klęczał na kafelkach i czekał. Czekał, aż woda dotrze przynajmniej do jej brzucha. Wtedy sięgnął po niebieską myjkę, w kształcie motylka i zalał ją obficie żelem. Spienił i mył ciało Oli, kawałek po kawałku. Podał jej rękę i pomógł wyjść z wanny. Mokra i ociekająca, stanęła za jego plecami. Opuszkami palców zaczęła badać miejsca wokół dziur. Cholernie głębokich konsekwencji jej głupoty.
- Chodź do kuchni zrobię opatrunki. Trzeba to zdezynfekować i odizolować od czynników zewnętrznych.
- Niech będzie. Potem założysz gorset. Granatowy pas do pończoch i pończochy, rzecz jasna bez majtek. Czerwoną sukienkę z granatowym, skórzanym paskiem i granatowe szpilki. Pójdziemy po wino. Mamy do pogadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz