Ada siedziała przed ekranem komputera i przeglądała internet. Dużo
przeglądania nie miała, bo zablokowała już prawie wszystkie serwisy
informacyjne, połowę znajomych i reklamy. Czyli, w
przestrzeni wirtualnej, rozglądać się, nie bardzo już miała gdzie.
-
Dzień dobry.
Komunikator
zaświergotał i od razu zrobiło jej się gorąco.
-
Dzień dobry Panu.
-
Przepraszam, że czekałaś. Coś mnie zatrzymało.
-
Tylko pięć minut.
-
O pięć minut za długo.
-
Nic nie szkodzi, Pan się nie denerwuje.
-
Szkodzi. Zasady, to zasady. Obowiązują każdego. Tyle, że każdego
obowiązują inne zasady. Ale masz rację, to ja zawaliłem, więc
nie powinnaś ponosić konsekwencji mojego złego samopoczucia.
Dodam tylko jeszcze, że na pewno odbiję sobie ten nietakt – na
sobie i kończę temat. Wczoraj mocno rozbudziłaś moją
ciekawość. Nie mogłem przez Ciebie zasnąć. To nie do pomyślenia.
-
Przepraszam.
-
I słusznie. Zajmujesz stanowisko w temacie, który nad wyraz mnie
interesuje, stanowisko jak najbardziej właściwe, bo na końcu bata,
który trzymam w ręku... A potem pas! Masz to szczęście, że tu
teraz jesteś. Wyjaśnimy sobie kilka kwestii. Co robisz?
-
Piszę z Panem.
-
Ada...
-Dobrze.
Nie chciałam pisać wczoraj, dzisiaj też nie chcę, ale chyba
właśnie tego mi trzeba. Problem polega na tym, że nie
robię nic. Utknęłam i nie potrafię ruszyć z miejsca. Wszystko
wydaje się brzydkie, za trudne, za ciężkie, zbyt dalekie.
-
Uściślij słowo „wszystko”.
-
Ja, praca, obowiązki.
-
Świetny początek. Nie jest tak źle, skoro analizujesz sytuację i
wyciągasz, dość już konkretne wnioski. Możemy zacząć.
-
Co?
-
Grzeczniej.
-
Co takiego ma Pan na myśli?
-
Dobrze. Chciałbym stanąć nad tobą z batem.
-
Słucham?
-
…
-
To znaczy co Pan ma na myśli?!
-
Bez wykrzykników. Poczekam, aż spokorniejesz.
-
Czemu Pan nie odpisuje? Mam to przepisać?
-
...
-
Co Pan ma na myśli, pisząc o bacie nade mną?
-
Przekażesz mi kontrolę nad swoim życiem. Wirtualnie – na rok. Ja
obiecuję, że przez rok nawet Cię nie dotknę. Nie będę wymuszał spotkania.
Ale... po tym czasie zarezerwujesz dla mnie jeden weekend. Od piątku
do niedzieli. Potem jesteś wolna.
Dobrze,
że siedziała. Ale miała wrażenie, że jej tyłek przesiąka przez
krzesło i gęstymi, grubymi kroplami układa się na podłodze.
Robiła się coraz mniejsza przed tym monitorem. Skuliła się tak,
że na krześle została tylko rozczochrana kulka, z wielkimi oczyma.
- Czekam na odpowiedź.
-
Ale ja nie wiem co odpowiedzieć. Proszę Pana.
-
Na początek cokolwiek: tak, nie, nie wiem... Co byś nie
odpowiedziała i tak się zgodzisz.
-
Naprawdę?
-
Tak.
-
Jak powiem „nie” to też się zgodzę?
-
Jakieś dziesięć odpowiedzi dalej.
-
Aha. No to może pomińmy już ten etap.
-
Jasną, czytelną odpowiedź poproszę.
-
Zgadzam się.
-
Mówiłem.
Adę
tak zdziwiła ta decyzja, że zrobiło jej się słabo. Cała krew
odpłynęła z twarzy, a ręce spadły ze stołu i zawisły wzdłuż
nóg krzesła, na którym siedziała.
-
Uchyl okno.
Do
tej czynności nie musiała wstawać. Wyciągnęła zwiotczałą rękę
i szarpnęła za klamkę. Szarpała się dobrą chwilę, bo nie mogła na niej zacisnąć, białych jak kreda palców. W końcu się
udało. Silny podmuch, świeżego powietrza, uderzył ją w twarz i
tchnął życie. Nowe życie. Ciekawe, co za życie to będzie.
-
Masz pracę domową. Napiszesz małą rozprawkę. Na temat tego
„wszystkiego”, co jest brzydkie, trudne i ciężkie.
-
Nie lubię pisać. A już zwłaszcza, nie lubię pisać o sobie.
-
Jakby to, czy lubisz, czy nie lubisz, miało od teraz jakieś
znaczenie. Ale faktycznie, chyba potrzebny nam jakiś cyrograf.
Przypieczętowanie umowy. Zaglądaj do maila. W ciągu godziny
przyśle ci instrukcję. Jutro się odezwę w tej sprawie.
Zniknął
tak jak się pojawił. W ciemnościach. Na ekranie laptopa, została
po nim czarna plama, bez jakichkolwiek oznak życia. Ada wstała z
krzesła i szła do kuchni. Nogi jej wibrowały, chociaż może nie
nogi. Cały jej światopogląd, racjonalizm, ostrożność, zostały
potraktowane paralizatorem i trzęsły się w konwulsjach, tuż nad
jej żołądkiem. Boże co ona zrobiła. Gdyby Przemek się
dowiedział... No chyba by ją... no co? W sumie, to nie wie co. Co
by zrobił? Awanturę. Najgorsza jaką pamięta, to ta o pracę.
Bardzo długo, nie mógł jej wybaczyć, że zrezygnowała z etatu w
Urzędzie Miasta i poszła przesadzać bratki. I to bez konsultacji z
nim. Nie może zrozumieć, że woli padać na twarz, po 12 godzinach
roboty, niż chodzić ze spuchniętym mózgiem, po 8 godzinach
ciągłego udawania. Gdyby odkrył TO... Pomijając fakt, że to
niezaprzeczalnie jest już zdrada. To jeszcze dojdą: kłamstwa,
oszustwa, manipulacja... Jakoś za mało ją to wszystko przerażało.
Powinno ją dusić w piersiach, powinna płakać, krzyczeć,
wymiotować... Właśnie postanowiła rujnować swoje małżeństwo.
Jak to wyjdzie na jaw – te jej eksperymenty, to czeka ją rozwód.
Albo psychiatryk. A zaraz potem rozwód. Ale ta wczorajsza rozmowa...
właściwie to te wiadomości... Z tymi myślami dotarła do kuchni.
Otworzyła lodówkę i wyjęła kartonik mleka. Odkręciła i
pociągnęła solidnego łyka, prosto z opakowania. Nie przelała do
szklanki, nie podgrzała w mikrofali. Ale te grzechy, nagle straciły
na znaczeniu. Teraz ma jeden grzech główny. Zapatrzyła się w ciepły, żółty punkt za oknem.
Osiedlowa latarnia, ściągnęła jej myśli z powrotem na ziemię. Odstawiła
mleko do lodówki i poczłapała do pokoju. Pilnować skrzynki.
Ada
patrzyła w ekran komputera z rozdziawioną buzią. Chociaż
patrzyła, to nie było dobre słowo. Ada próbowała przepatrzeć
monitor na wylot. Z otwartą na oścież gębą. Czytała polecenie, które przysłał Pan - w kółko. Czytała bez przerwy, na okrągło i doszła do wniosku. Nie zrobi tego. Nie
ma mowy. To jest jak epizod z „Piły 17”. Chyba mu mózg
zlasowało! Zganiła się natychmiast i poprawiła swoje myśli:
Chyba Panu zlasował się mózg. (kropka zamiast wykrzyknika) Na
takie RZECZY, to ona się nie pisała. Co za chory umysł. Jak można
wymyślić coś takiego. - Ale pilnowała kropek. Zamiast wstawiać
wszędzie po dziesięć wykrzykników. - Ciekawe jak mocno Go, to
znaczy Pana, tą odmową wkurzy. Jaka będzie jego reakcja... Ale
przecież, do ciężkiej cholery, nie przywali sobie młotkiem w brodawkę!!!.
Nie utłucze swojego sutka, na stole, przed kamerą. No litości. Ada
uznała, że to jakiś obłęd. A z obłędem najlepiej się
przespać. Wyłączyła komputer, umyła zęby i położyła się do
za-dużego łóżka.
Rano
omijała laptopa szerokim łukiem. Wiedziała, co będzie musiała
przeczytać, jak go uruchomi. Będzie musiała. Jej palce, jej oczy,
nie zdołają ominąć tego tematu. Zignorować wiadomości. Po
szybkiej toalecie udała się do kuchni. Przyrządzić owsiankę.
Usiadła z miseczką przy stole i próbowała odczytać wskazówki,
co do dalszego postępowania z Panem, ze śniadaniowej papki. Nie
przełknęła nawet grama. Wróżby też się nie powiodły. Dobrze,
że ma dzisiaj sporo roboty. 2 i pół tysiąca stokrotek do
wysadzenia na posesji pana Marcina. Dobrze, że potrafi używać
jeszcze wyrazu „pan”, z małej litery. Ubrała się i wyszła z domu. Wczorajszą informację zostawiając w zatrzaśniętym laptopie.
Po
powrocie, opłukała się prysznicem i ubrała wygodnie. Była głodna. Przez
pól dnia nic nie jadła. Nic. Nawet banana nie udało jej się
przełknąć. Musi jakoś rozwiązać, ten supeł w połowie
przełyku. Jedyne wyjście, jakie przychodziło jej do głowy, to
zmierzyć się z "tym", albo zmierzyć się z Panem. Poszła do pokoju
i uruchomiła komputer. Wiadomość wyglądała identycznie jak
wczoraj – niestety.
"Przyniesiesz
przed monitor młotek. Włączysz kamerę internetową. Zdejmiesz
bluzkę i biustonosz. Usiądziesz przy stole i położysz piersi na
blacie. Prawą ręką weźmiesz młotek, za końcówkę trzonka i uderzysz nim w lewą
brodawkę. Porządnie. Chcę usłyszeć huk odbitego od blatu młotka.
Jak nie trafisz – to powtórzysz. Jak będzie za cicho – to też
powtórzysz."
Czy
on może być psychopatą? Trochę za mało wie o psychopatach.
Powinna wiedzieć więcej. Musi się gdzieś dowiedzieć. Zasięgnąć
informacji. Może także na swój temat. Czy ona jest psychiczna? Czy już
sam fakt, że w ogóle się nad tym zastanawia, że czyta tę
wiadomość po raz enty, czy to czyni z niej kandydatkę na pacjentkę
psychiatryka? Spojrzała na zegarek, w prawym rogu monitora. Zaczęła
myśleć o tym, jak duży będzie Pana gniew, jeśli poprosi o
zmianę tej procedury adaptacyjnej. Może mógłby wymyślić jednak
coś innego. Coś w stylu „przyplute przydeptane”. Ale jeśli
wymyśli coś gorszego... są przecież jeszcze igły, noże, ogień
... I co, tak go będzie prosić o nowe wyzwania, póki jej coś nie
przypasuje? Nagle ją olśniło. Nie ma potrzeby, dalszej dywagacji na ten temat – Pan się nie zgodzi. To czego ona chce, nie ma
już przecież żadnego znaczenia. Jej wzrok znowu powędrował w
prawy róg komputera. Wstała. Na stojąco, raz jeszcze przeleciała
wzrokiem po tekście. Kiedy skończyła, ruszyła do kuchni. Już bez
ociągania odsunęła „techniczną” szufladę. Zabrała młotek i
popędziła do pokoju. Jej nogi, jeszcze hamowały przed stołem, a ręka już naciskała duży, czerwony guzik, uruchamiający
kamerę. Ciekawe czy zdąży - ma minutę. Po tej minucie, to już może sobie, tym młotkiem, między oczy palnąć... Bo to już i tak chyba
szpital ją czeka. Specjalistyczny. Zanim zegarek wyświetlił 16:00, na ekranie
pojawiła się niewyraźna, jak zwykle, postać Pana.
-
Jaka punktualność.
-
Przecież Pan lubi punktualność.
-
W rzeczy samej. Do dzieła.
Ada
usiadła na stołku. Przeciągnęła przez głowę bluzkę. Wykręciła
obie ręce na plecy i sięgnęła do zapięcia stanika. Zsunęła go
z ramion i upuściła na podłogę – obok bluzki. Zgarbiła się,
aby położyć całą lewą pierś na stole. W prawej ręce mocno
trzymała młotek. Zaciskała palce, na samym końcu trzonka. Zgodnie z instrukcją. Spojrzała jeszcze raz w
ekran komputera. Jeszcze miała nadzieję, że Pan ją powstrzyma, że nie każe tego robić, że to będzie taka próba, jak ta w biblii..., że już
sam fakt, że chciała... Ale nie. Nic takiego się nie wydarzyło.
Sprawdziła jeszcze raz, gdzie dokładnie położyła brodawkę i z
całych sił, jakie zdołała przeciwko sobie skierować, przywaliła
młotkiem w sutek. Wrzasnęła i zacisnęła powieki. Pod powiekami
miała kolorowe plamy. Wszystko jej się rozmyło. Natychmiast
otworzyła oczy i usta, zachłannie nabierając powietrza. Od tych
kolorów, zrobiło jej się niedobrze. Dobrze, że kupiła ten
młotek. Do niedawna mieli w domu tylko siekierę. Załatwiała nią
kiedyś, wszystkie prace konserwatorskie, ale to... Mogłoby być
ciekawie. Oddychała szybko. Brodawka pulsowała i piekła, ale obyło
się bez większych sensacji. W wyobraźni było o wiele gorzej.
Wiele gorzej. Następnym razem trzeba pominąć ten etap. Odpuścić
sobie wyobrażanie bólu i zaczekać na sam ból. Realnie okazuje się
mniejszy. Łatwo się te wnioski wyciągało, ale do zrobienia, to
już nie było takie proste. Raczej. Podniosła bluzkę z podłogi i
wciągnęła na siebie.
-
Kto ci pozwolił to założyć?
-
Sądziłam...
-
To nie sądź.
Przeciągnęła
bluzkę przez głowę i upuściła skąd podniosła.
-
Siadaj.
Umościła się na krześle. Przysunęła mocno do stołu. Piersi
wylądowały tuż przed klawiaturą i oczami Pana. Chyba, bo tak naprawdę, to tylko z zarysu Jego postaci, wywnioskowała gdzie te oczy być powinny.
-
Wszystko dobrze?
-
Nie wiem.
-
Będzie dobrze.
-
No to niech będzie.
-
Ada, ile ty mnie znasz?
-
W ogóle Pana nie znam.
-
To prawda. Inaczej. Ile ze sobą piszemy?
-
Dwa tygodnie.
-
I po dwóch tygodniach, czytania moich wiadomości, na ekranie
komputera, ty idziesz do kuchni, przynosisz młotek i walisz nim
sobie w sutek. Co ci to mówi o sobie?
-
Że jestem pierdolnięta.
-
Młotkiem. A coś więcej?
-
A trzeba więcej...?
-
Tak. To powinno ci pokazać, jak bardzo chcesz się zmienić. Za dwie
godziny będziesz miała w domu męża. Pomyśl co mu powiesz o
strzaskanej brodawce.
-
To wymyśliłam, zanim ją strzaskałam.
-
Dobrze.
-
Nie wiem czy dobrze proszę Pana. Nie umiem żyć bez planu. Planu na
dziś, na jutro, tygodniowego jadłospisu... zaplanowanej podróży,
planu awaryjnego, a teraz zaczęłam jeszcze planować kłamstwa...
Przeraża mnie to.
-
To dobry objaw. Zdecydowanie gorzej byłoby, gdyby cię nie
przerażało. Dobrze. Za ten wyczyn przygotowałem dla ciebie
nagrodę. O 20:00 przygotujesz sobie kąpiel. Z ulubionymi olejkami,
pianą, muzyką... i co tam jesteś w stanie wymyślić. Masz się
zrelaksować i … zrobić sobie dobrze. Potem, na gorąco, napiszesz
notatkę z tej auto-erotyki. Jutro w wolnej chwili mi to podeślesz.
Byle przed 16:00. Ale masz minę... Coś cudownego.
-
To jest nagroda? Mam się w ogóle przyznać, że to robię... i
jeszcze mam to opisać i wysłać Panu... i to jest niby „moja”
nagroda...
-
Tak to jest nagroda dla ciebie. Nie dotykasz się, bez pozwolenia, w
celu zaspokajania, pamiętasz.
-
Pamiętam. Proszę Pana.
-
Na dzisiaj to wszystko. Czekam na raport z rozluźniana. Jutro podam
ci szczegóły co do rozprawki, o której rozmawialiśmy.
-
Literatem zostanę po roku pisania do Pana.
-
Kto wie, może odkryjemy twój talent. Do zobaczenia Ada.
-
Do widzenia Panu.
"Od
rozmowy z Panem, myślałam o tym, czego będę potrzebować, do tej
osobliwej kąpieli. Po przeglądzie kosmetyków, niezbędna okazała
się wizyta w drogerii. Do tej pory, dolewałam do wanny, tylko
oliwkę dla niemowląt z Ziajki. Przemek trochę się zdziwił, że
odpuściłam „ kwadrans” z książką i od razu po obiedzie, wzięłam się za prasowanie jego koszuli i ogarnięcie go na jutro. Dzięki temu, już o 19:40 mogłam zamknąć się w łazience. Nie byłam pewna, ile mi zajmą te
przygotowywania. Nie wiem, czy ja potrzebnie piszę te wszystkie
bzdury, czy powinnam od razu przejść do sedna... ale nie bardzo
wiem, jak się za "to" zabrać. Za „ten” opis. „Tej” sytuacji.
Więc odwlekam ile mogę. Dobrze, że Pan nie widzi tekstu od razu i
mogę poprawiać w nieskończoność. W nieskończoność, to znaczy
do jutra do 15:55. Dobra. Rozebrałam się do naga. Posegregowałam
rzeczy do prania i weszłam do wanny. Kiedy próbowałam w niej
usiąść, piana zaczęła uciekać mi spod tyłka i spadać na
podłogę. Natychmiast przestałam siadać, żeby nie robić
bałaganu. Zebrałam pianę z brzegów i spróbowałam ponownie. Niestety, pół butelki płynu do kąpieli, nie dawało się
okiełznać, w ramach porcelanowej wanny. Sprawdziłam godzinę w telefonie i usiadłam. Na podłodze, pojawiło się mnóstwo, białych
kosmatych plam. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać przez nos.
Spokojnie i równo. Cała łazienka pachniała jaśminem.
Postanowiłam najpierw się umyć. Żeby, przed samą sobą, trochę się ośmielić. Umyłam niemal każdy kawałek ciała. Niemal, bo
oczywiście, z zapamiętaniem omijałam, moją strzaskaną, lewą
brodawkę. Wreszcie na koniec, przejechałam po niej delikatnie
myjką... I doznałam szoku! To mrowienie, ten dreszcz – to było
przyjemne! Przytarłam ją mocniej, jeszcze raz. I jeszcze kilka
razy, każdy coraz mocniejszy. Miałam gęsią skórkę. Upuściłam myjkę do wanny. Brodawkę, ścisnęłam
w dwóch palcach lewej ręki, prawa ręka powędrowała do mojego
krocza. Zaskoczyłam się tym. Tym dotykiem i tym co poczułam. To
było tak wielkie podniecenie, że wprowadzenie palca do pochwy,
wywołałoby natychmiastowy orgazm. Nie zrobiłam tego.
Postanowiłam, podręczyć się trochę czekaniem. Moja dłoń, błądziła pomiędzy nogami. Palce na wargach sromowych,
między wargami, na łechtaczce. Przemieszczane z góry na dół, raz
szybko, raz wolno. Ocierające, drażniące, chwilami nachalne. Długie, powolne, przeciągnięte ruchy, od wejścia do pochwy, aż po wzgórek łonowy. Położyłam otwartą dłoń między nogami i zacisnęłam uda. Otulona pianą, odurzona jaśminem, rozgrzana
wodą, pilnowałam, żeby mnie nie poniosło i żeby moje palce nie
wylądowały we mnie, w środku. Jeszcze nie. Zsunęłam się mocniej
do wanny. Oparłam stopy o jej krawędzie i szeroko rozsunęłam
kolana. Woda zmniejszyła tarcie, więc mogłam
mocnymi, przyciśniętym ruchami, drażnić skórę na udach i
brzuchu. Ugniatać mięśnie od kolan, aż do pośladków. Moja lewa ręka, bez przerwy, bawiła się lewą brodawką.
Na przemian: delikatnie i mocno. Palec wskazujący zataczał na niej kółka, aby po chwili złapać ją mocnym uściskiem w towarzystwie kciuka. Kiedy prawa ręka, ponownie dobrała
się do łechtaczki, zamknęłam oczy i … To będzie obrzydliwe,
ale chyba muszę o tym napisać, musi Pan wiedzieć, że pod
powiekami, miałam obraz Ciebie, to znaczy Pana postać z ekranu komputera. I ten głos w uszach. No. Napisałam to.
Reszta potoczyła się już błyskawicznie. Przerażona otworzyłam
oczy i przygryzłam wargę, żeby nie krzyknąć. Dwa moje
palce, znalazły się we mnie, tak głęboko, jak byłam w stanie je
tam wcisnąć, a całe moje wnętrze zaczęło pulsować, zaciskając
się na nich miarowo. Zabrałam ręce od siebie i oparłam łokcie na
brzegach wanny. Oddychałam i oddychałam, nie mogąc się uspokoić.
To było tak intensywne... A ja nie miałam orgazmu... chyba z pół
roku. Leżałam ukryta w pianie, póki mi woda nie wystygła. Kilka
razy musiałam pogonić Przemka spod drzwi. W końcu wzięłam
słuchawkę prysznica, spłukałam włosy i skórę. Wyszłam z
wanny i zaczęłam się wycierać. Robiłam to wyjątkowo
niedokładnie. Przemek po raz kolejny zapukał do drzwi. Otworzyłam
mu. Zobaczył łazienkę i zgłupiał:
-
Jesu, przecież to wygląda jak pobojowisko.
Przyjrzałam się dokładniej. Faktycznie, tak to wyglądało. Piana na
podłodze, zamieniała się w kałuże, poprzykrywane białym
kożuchem. Piana na ścianach, ściekała ku podłodze, tworząc
mokre lśniące ślady. Wszystko było mokre, śliskie i
niebezpieczne.
-
Możesz się przesunąć, chciałam wyjść, a ty stoisz w drzwiach.
-
Tak masz zamiar „to” zostawić???
-
Tak, dokładnie taki mam zamiar.
Mam
nadzieję, że to co napisałam jest w miarę czytelne. Mam nadzieję,
że się Pan nie obrazi, że używałam Pana w wannie. I mam prośbę.
Proszę jutro nie kazać mi uruchamiać kamerki. Wysyłam to od razu,
bo przez noc, to mogłabym się rozmyślić. ADA."
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz