poniedziałek, 4 marca 2019

Uległość - jest taka gra.




Ada siedziała przed ekranem komputera i przeglądała internet. Dużo przeglądania nie miała, bo zablokowała już prawie wszystkie serwisy informacyjne, połowę znajomych i reklamy. Czyli, w przestrzeni wirtualnej, rozglądać się, nie bardzo już miała gdzie.
- Dzień dobry.
Komunikator zaświergotał i od razu zrobiło jej się gorąco.
- Dzień dobry Panu.
- Przepraszam, że czekałaś. Coś mnie zatrzymało.
- Tylko pięć minut.
- O pięć minut za długo.
- Nic nie szkodzi, Pan się nie denerwuje.
- Szkodzi. Zasady, to zasady. Obowiązują każdego. Tyle, że każdego obowiązują inne zasady. Ale masz rację, to ja zawaliłem, więc nie powinnaś ponosić konsekwencji mojego złego samopoczucia. Dodam tylko jeszcze, że na pewno odbiję sobie ten nietakt – na sobie i kończę temat. Wczoraj mocno rozbudziłaś moją ciekawość. Nie mogłem przez Ciebie zasnąć. To nie do pomyślenia.
- Przepraszam.
- I słusznie. Zajmujesz stanowisko w temacie, który nad wyraz mnie interesuje, stanowisko jak najbardziej właściwe, bo na końcu bata, który trzymam w ręku... A potem pas! Masz to szczęście, że tu teraz jesteś. Wyjaśnimy sobie kilka kwestii. Co robisz?
- Piszę z Panem.
- Ada...
-Dobrze. Nie chciałam pisać wczoraj, dzisiaj też nie chcę, ale chyba właśnie tego mi trzeba. Problem polega na tym, że nie robię nic. Utknęłam i nie potrafię ruszyć z miejsca. Wszystko wydaje się brzydkie, za trudne, za ciężkie, zbyt dalekie.
- Uściślij słowo „wszystko”.
- Ja, praca, obowiązki.
- Świetny początek. Nie jest tak źle, skoro analizujesz sytuację i wyciągasz, dość już konkretne wnioski. Możemy zacząć.
- Co?
- Grzeczniej.
- Co takiego ma Pan na myśli?
- Dobrze. Chciałbym stanąć nad tobą z batem.
- Słucham?
- …
- To znaczy co Pan ma na myśli?!
- Bez wykrzykników. Poczekam, aż spokorniejesz.
- Czemu Pan nie odpisuje? Mam to przepisać?
- ...
- Co Pan ma na myśli, pisząc o bacie nade mną?
- Przekażesz mi kontrolę nad swoim życiem. Wirtualnie – na rok. Ja obiecuję, że przez rok nawet Cię nie dotknę. Nie będę wymuszał spotkania. Ale... po tym czasie zarezerwujesz dla mnie jeden weekend. Od piątku do niedzieli. Potem jesteś wolna.
Dobrze, że siedziała. Ale miała wrażenie, że jej tyłek przesiąka przez krzesło i gęstymi, grubymi kroplami układa się na podłodze. Robiła się coraz mniejsza przed tym monitorem. Skuliła się tak, że na krześle została tylko rozczochrana kulka, z wielkimi oczyma.
- Czekam na odpowiedź.
- Ale ja nie wiem co odpowiedzieć. Proszę Pana.
- Na początek cokolwiek: tak, nie, nie wiem... Co byś nie odpowiedziała i tak się zgodzisz.
- Naprawdę?
- Tak.
- Jak powiem „nie” to też się zgodzę?
- Jakieś dziesięć odpowiedzi dalej.
- Aha. No to może pomińmy już ten etap.
- Jasną, czytelną odpowiedź poproszę.
- Zgadzam się.
- Mówiłem.
Adę tak zdziwiła ta decyzja, że zrobiło jej się słabo. Cała krew odpłynęła z twarzy, a ręce spadły ze stołu i zawisły wzdłuż nóg krzesła, na którym siedziała.
- Uchyl okno.
Do tej czynności nie musiała wstawać. Wyciągnęła zwiotczałą rękę i szarpnęła za klamkę. Szarpała się dobrą chwilę, bo nie mogła na niej zacisnąć, białych jak kreda palców. W końcu się udało. Silny podmuch, świeżego powietrza, uderzył ją w twarz i tchnął życie. Nowe życie. Ciekawe, co za życie to będzie. 
- Masz pracę domową. Napiszesz małą rozprawkę. Na temat tego „wszystkiego”, co jest brzydkie, trudne i ciężkie.
- Nie lubię pisać. A już zwłaszcza, nie lubię pisać o sobie.
- Jakby to, czy lubisz, czy nie lubisz, miało od teraz jakieś znaczenie. Ale faktycznie, chyba potrzebny nam jakiś cyrograf. Przypieczętowanie umowy. Zaglądaj do maila. W ciągu godziny przyśle ci instrukcję. Jutro się odezwę w tej sprawie.
Zniknął tak jak się pojawił. W ciemnościach. Na ekranie laptopa, została po nim czarna plama, bez jakichkolwiek oznak życia. Ada wstała z krzesła i szła do kuchni. Nogi jej wibrowały, chociaż może nie nogi. Cały jej światopogląd, racjonalizm, ostrożność, zostały potraktowane paralizatorem i trzęsły się w konwulsjach, tuż nad jej żołądkiem. Boże co ona zrobiła. Gdyby Przemek się dowiedział... No chyba by ją... no co? W sumie, to nie wie co. Co by zrobił? Awanturę. Najgorsza jaką pamięta, to ta o pracę. Bardzo długo, nie mógł jej wybaczyć, że zrezygnowała z etatu w Urzędzie Miasta i poszła przesadzać bratki. I to bez konsultacji z nim. Nie może zrozumieć, że woli padać na twarz, po 12 godzinach roboty, niż chodzić ze spuchniętym mózgiem, po 8 godzinach ciągłego udawania. Gdyby odkrył TO... Pomijając fakt, że to niezaprzeczalnie jest już zdrada. To jeszcze dojdą: kłamstwa, oszustwa, manipulacja... Jakoś za mało ją to wszystko przerażało. Powinno ją dusić w piersiach, powinna płakać, krzyczeć, wymiotować... Właśnie postanowiła rujnować swoje małżeństwo. Jak to wyjdzie na jaw – te jej eksperymenty, to czeka ją rozwód. Albo psychiatryk. A zaraz potem rozwód. Ale ta wczorajsza rozmowa... właściwie to te wiadomości... Z tymi myślami dotarła do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyjęła kartonik mleka. Odkręciła i pociągnęła solidnego łyka, prosto z opakowania. Nie przelała do szklanki, nie podgrzała w mikrofali. Ale te grzechy, nagle straciły na znaczeniu. Teraz ma jeden grzech główny. Zapatrzyła się w ciepły, żółty punkt za oknem. Osiedlowa latarnia, ściągnęła jej myśli z powrotem na ziemię. Odstawiła mleko do lodówki i poczłapała do pokoju. Pilnować skrzynki.

Ada patrzyła w ekran komputera z rozdziawioną buzią. Chociaż patrzyła, to nie było dobre słowo. Ada próbowała przepatrzeć monitor na wylot. Z otwartą na oścież gębą. Czytała polecenie, które przysłał Pan - w kółko. Czytała bez przerwy, na okrągło i doszła do wniosku. Nie zrobi tego. Nie ma mowy. To jest jak epizod z „Piły 17”. Chyba mu mózg zlasowało! Zganiła się natychmiast i poprawiła swoje myśli: Chyba Panu zlasował się mózg. (kropka zamiast wykrzyknika) Na takie RZECZY, to ona się nie pisała. Co za chory umysł. Jak można wymyślić coś takiego. - Ale pilnowała kropek. Zamiast wstawiać wszędzie po dziesięć wykrzykników. - Ciekawe jak mocno Go, to znaczy Pana, tą odmową wkurzy. Jaka będzie jego reakcja... Ale przecież, do ciężkiej cholery, nie przywali sobie młotkiem w brodawkę!!!. Nie utłucze swojego sutka, na stole, przed kamerą. No litości. Ada uznała, że to jakiś obłęd. A z obłędem najlepiej się przespać. Wyłączyła komputer, umyła zęby i położyła się do za-dużego łóżka.

Rano omijała laptopa szerokim łukiem. Wiedziała, co będzie musiała przeczytać, jak go uruchomi. Będzie musiała. Jej palce, jej oczy, nie zdołają ominąć tego tematu. Zignorować wiadomości. Po szybkiej toalecie udała się do kuchni. Przyrządzić owsiankę. Usiadła z miseczką przy stole i próbowała odczytać wskazówki, co do dalszego postępowania z Panem, ze śniadaniowej papki. Nie przełknęła nawet grama. Wróżby też się nie powiodły. Dobrze, że ma dzisiaj sporo roboty. 2 i pół tysiąca stokrotek do wysadzenia na posesji pana Marcina. Dobrze, że potrafi używać jeszcze wyrazu „pan”, z małej litery. Ubrała się i wyszła z domu. Wczorajszą informację zostawiając w zatrzaśniętym laptopie. 

Po powrocie, opłukała się prysznicem i ubrała wygodnie. Była głodna. Przez pól dnia nic nie jadła. Nic. Nawet banana nie udało jej się przełknąć. Musi jakoś rozwiązać, ten supeł w połowie przełyku. Jedyne wyjście, jakie przychodziło jej do głowy, to zmierzyć się z "tym", albo zmierzyć się z Panem. Poszła do pokoju i uruchomiła komputer. Wiadomość wyglądała identycznie jak wczoraj – niestety. 
"Przyniesiesz przed monitor młotek. Włączysz kamerę internetową. Zdejmiesz bluzkę i biustonosz. Usiądziesz przy stole i położysz piersi na blacie. Prawą ręką weźmiesz młotek, za końcówkę trzonka i uderzysz nim w lewą brodawkę. Porządnie. Chcę usłyszeć huk odbitego od blatu młotka. Jak nie trafisz – to powtórzysz. Jak będzie za cicho – to też powtórzysz."
Czy on może być psychopatą? Trochę za mało wie o psychopatach. Powinna wiedzieć więcej. Musi się gdzieś dowiedzieć. Zasięgnąć informacji. Może także na swój temat. Czy ona jest psychiczna? Czy już sam fakt, że w ogóle się nad tym zastanawia, że czyta tę wiadomość po raz enty, czy to czyni z niej kandydatkę na pacjentkę psychiatryka? Spojrzała na zegarek, w prawym rogu monitora. Zaczęła myśleć o tym, jak duży będzie Pana gniew, jeśli poprosi o zmianę tej procedury adaptacyjnej. Może mógłby wymyślić jednak coś innego. Coś w stylu „przyplute przydeptane”. Ale jeśli wymyśli coś gorszego... są przecież jeszcze igły, noże, ogień ... I co, tak go będzie prosić o nowe wyzwania, póki jej coś nie przypasuje? Nagle ją olśniło. Nie ma potrzeby, dalszej dywagacji na ten temat – Pan się nie zgodzi. To czego ona chce, nie ma już przecież żadnego znaczenia. Jej wzrok znowu powędrował w prawy róg komputera. Wstała. Na stojąco, raz jeszcze przeleciała wzrokiem po tekście. Kiedy skończyła, ruszyła do kuchni. Już bez ociągania odsunęła „techniczną” szufladę. Zabrała młotek i popędziła do pokoju. Jej nogi, jeszcze hamowały przed stołem, a ręka już naciskała duży, czerwony guzik, uruchamiający kamerę. Ciekawe czy zdąży - ma minutę. Po tej minucie, to już może sobie, tym młotkiem, między oczy palnąć... Bo to już i tak chyba szpital ją czeka. Specjalistyczny. Zanim zegarek wyświetlił 16:00, na ekranie pojawiła się niewyraźna, jak zwykle, postać Pana.
- Jaka punktualność.
- Przecież Pan lubi punktualność.
- W rzeczy samej. Do dzieła.
Ada usiadła na stołku. Przeciągnęła przez głowę bluzkę. Wykręciła obie ręce na plecy i sięgnęła do zapięcia stanika. Zsunęła go z ramion i upuściła na podłogę – obok bluzki. Zgarbiła się, aby położyć całą lewą pierś na stole. W prawej ręce mocno trzymała młotek. Zaciskała palce, na samym końcu trzonka. Zgodnie z instrukcją. Spojrzała jeszcze raz w ekran komputera. Jeszcze miała nadzieję, że Pan ją powstrzyma, że nie każe tego robić, że to będzie taka próba, jak ta w biblii..., że już sam fakt, że chciała... Ale nie. Nic takiego się nie wydarzyło. Sprawdziła jeszcze raz, gdzie dokładnie położyła brodawkę i z całych sił, jakie zdołała przeciwko sobie skierować, przywaliła młotkiem w sutek. Wrzasnęła i zacisnęła powieki. Pod powiekami miała kolorowe plamy. Wszystko jej się rozmyło. Natychmiast otworzyła oczy i usta, zachłannie nabierając powietrza. Od tych kolorów, zrobiło jej się niedobrze. Dobrze, że kupiła ten młotek. Do niedawna mieli w domu tylko siekierę. Załatwiała nią kiedyś, wszystkie prace konserwatorskie, ale to... Mogłoby być ciekawie. Oddychała szybko. Brodawka pulsowała i piekła, ale obyło się bez większych sensacji. W wyobraźni było o wiele gorzej. Wiele gorzej. Następnym razem trzeba pominąć ten etap. Odpuścić sobie wyobrażanie bólu i zaczekać na sam ból. Realnie okazuje się mniejszy. Łatwo się te wnioski wyciągało, ale do zrobienia, to już nie było takie proste. Raczej. Podniosła bluzkę z podłogi i wciągnęła na siebie.
- Kto ci pozwolił to założyć?
- Sądziłam...
- To nie sądź.
Przeciągnęła bluzkę przez głowę i upuściła skąd podniosła.
- Siadaj.
Umościła się na krześle. Przysunęła mocno do stołu. Piersi wylądowały tuż przed klawiaturą i oczami Pana. Chyba, bo tak naprawdę, to tylko z zarysu Jego postaci, wywnioskowała gdzie te oczy być powinny. 
- Wszystko dobrze?
- Nie wiem.
- Będzie dobrze.
- No to niech będzie.
- Ada, ile ty mnie znasz?
- W ogóle Pana nie znam.
- To prawda. Inaczej. Ile ze sobą piszemy?
- Dwa tygodnie.
- I po dwóch tygodniach, czytania moich wiadomości, na ekranie komputera, ty idziesz do kuchni, przynosisz młotek i walisz nim sobie w sutek. Co ci to mówi o sobie?
- Że jestem pierdolnięta.
- Młotkiem. A coś więcej?
- A trzeba więcej...?
- Tak. To powinno ci pokazać, jak bardzo chcesz się zmienić. Za dwie godziny będziesz miała w domu męża. Pomyśl co mu powiesz o strzaskanej brodawce.
- To wymyśliłam, zanim ją strzaskałam.
- Dobrze.
- Nie wiem czy dobrze proszę Pana. Nie umiem żyć bez planu. Planu na dziś, na jutro, tygodniowego jadłospisu... zaplanowanej podróży, planu awaryjnego, a teraz zaczęłam jeszcze planować kłamstwa... Przeraża mnie to.
- To dobry objaw. Zdecydowanie gorzej byłoby, gdyby cię nie przerażało. Dobrze. Za ten wyczyn przygotowałem dla ciebie nagrodę. O 20:00 przygotujesz sobie kąpiel. Z ulubionymi olejkami, pianą, muzyką... i co tam jesteś w stanie wymyślić. Masz się zrelaksować i … zrobić sobie dobrze. Potem, na gorąco, napiszesz notatkę z tej auto-erotyki. Jutro w wolnej chwili mi to podeślesz. Byle przed 16:00.       Ale masz minę... Coś cudownego.
- To jest nagroda? Mam się w ogóle przyznać, że to robię... i jeszcze mam to opisać i wysłać Panu... i to jest niby „moja” nagroda...
- Tak to jest nagroda dla ciebie. Nie dotykasz się, bez pozwolenia, w celu zaspokajania, pamiętasz.
- Pamiętam. Proszę Pana.
- Na dzisiaj to wszystko. Czekam na raport z rozluźniana. Jutro podam ci szczegóły co do rozprawki, o której rozmawialiśmy.
- Literatem zostanę po roku pisania do Pana.
- Kto wie, może odkryjemy twój talent. Do zobaczenia Ada.
- Do widzenia Panu.

"Od rozmowy z Panem, myślałam o tym, czego będę potrzebować, do tej osobliwej kąpieli. Po przeglądzie kosmetyków, niezbędna okazała się wizyta w drogerii. Do tej pory, dolewałam do wanny, tylko oliwkę dla niemowląt z Ziajki. Przemek trochę się zdziwił, że odpuściłam „ kwadrans” z książką i od razu po obiedzie, wzięłam się za prasowanie jego koszuli i ogarnięcie go na jutro. Dzięki temu, już o 19:40 mogłam zamknąć się w łazience. Nie byłam pewna, ile mi zajmą te przygotowywania. Nie wiem, czy ja potrzebnie piszę te wszystkie bzdury, czy powinnam od razu przejść do sedna... ale nie bardzo wiem, jak się za "to" zabrać. Za „ten” opis. „Tej” sytuacji. Więc odwlekam ile mogę. Dobrze, że Pan nie widzi tekstu od razu i mogę poprawiać w nieskończoność. W nieskończoność, to znaczy do jutra do 15:55. Dobra. Rozebrałam się do naga. Posegregowałam rzeczy do prania i weszłam do wanny. Kiedy próbowałam w niej usiąść, piana zaczęła uciekać mi spod tyłka i spadać na podłogę. Natychmiast przestałam siadać, żeby nie robić bałaganu. Zebrałam pianę z brzegów i spróbowałam ponownie. Niestety, pół butelki płynu do kąpieli, nie dawało się okiełznać, w ramach porcelanowej wanny. Sprawdziłam godzinę w telefonie i usiadłam. Na podłodze, pojawiło się mnóstwo, białych kosmatych plam. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać przez nos. Spokojnie i równo. Cała łazienka pachniała jaśminem. Postanowiłam najpierw się umyć. Żeby, przed samą sobą, trochę się ośmielić. Umyłam niemal każdy kawałek ciała. Niemal, bo oczywiście, z zapamiętaniem omijałam, moją strzaskaną, lewą brodawkę. Wreszcie na koniec, przejechałam po niej delikatnie myjką... I doznałam szoku! To mrowienie, ten dreszcz – to było przyjemne! Przytarłam ją mocniej, jeszcze raz. I jeszcze kilka razy, każdy coraz mocniejszy. Miałam gęsią skórkę. Upuściłam myjkę do wanny.  Brodawkę, ścisnęłam w dwóch palcach lewej ręki, prawa ręka powędrowała do mojego krocza. Zaskoczyłam się tym. Tym dotykiem i tym co poczułam. To było tak wielkie podniecenie, że wprowadzenie palca do pochwy, wywołałoby natychmiastowy orgazm. Nie zrobiłam tego. Postanowiłam, podręczyć się trochę czekaniem. Moja dłoń, błądziła pomiędzy nogami. Palce na wargach sromowych, między wargami, na łechtaczce. Przemieszczane z góry na dół, raz szybko, raz wolno. Ocierające, drażniące, chwilami nachalne. Długie, powolne, przeciągnięte ruchy, od wejścia do pochwy, aż po wzgórek łonowy. Położyłam otwartą dłoń między nogami i zacisnęłam uda. Otulona pianą, odurzona jaśminem, rozgrzana wodą, pilnowałam, żeby mnie nie poniosło i żeby moje palce nie wylądowały we mnie, w środku. Jeszcze nie. Zsunęłam się mocniej do wanny. Oparłam stopy o jej krawędzie i szeroko rozsunęłam kolana. Woda zmniejszyła tarcie, więc mogłam mocnymi, przyciśniętym ruchami, drażnić skórę na udach i brzuchu. Ugniatać mięśnie od kolan, aż do pośladków. Moja lewa ręka, bez przerwy, bawiła się lewą brodawką. Na przemian: delikatnie i mocno. Palec wskazujący zataczał na niej kółka, aby po chwili złapać ją mocnym uściskiem w towarzystwie kciuka. Kiedy prawa ręka, ponownie dobrała się do łechtaczki, zamknęłam oczy i … To będzie obrzydliwe, ale chyba muszę o tym napisać, musi Pan wiedzieć, że pod powiekami, miałam obraz Ciebie, to znaczy Pana postać z ekranu komputera. I ten głos w uszach. No. Napisałam to. Reszta potoczyła się już błyskawicznie. Przerażona otworzyłam oczy i przygryzłam wargę, żeby nie krzyknąć. Dwa moje palce, znalazły się we mnie, tak głęboko, jak byłam w stanie je tam wcisnąć, a całe moje wnętrze zaczęło pulsować, zaciskając się na nich miarowo. Zabrałam ręce od siebie i oparłam łokcie na brzegach wanny. Oddychałam i oddychałam, nie mogąc się uspokoić. To było tak intensywne... A ja nie miałam orgazmu... chyba z pół roku. Leżałam ukryta w pianie, póki mi woda nie wystygła. Kilka razy musiałam pogonić Przemka spod drzwi. W końcu wzięłam słuchawkę prysznica, spłukałam włosy i skórę. Wyszłam z wanny i zaczęłam się wycierać. Robiłam to wyjątkowo niedokładnie. Przemek po raz kolejny zapukał do drzwi. Otworzyłam mu. Zobaczył łazienkę i zgłupiał:
- Jesu, przecież to wygląda jak pobojowisko.
Przyjrzałam się dokładniej. Faktycznie, tak to wyglądało. Piana na podłodze, zamieniała się w kałuże, poprzykrywane białym kożuchem. Piana na ścianach, ściekała ku podłodze, tworząc mokre lśniące ślady. Wszystko było mokre, śliskie i niebezpieczne.
- Możesz się przesunąć, chciałam wyjść, a ty stoisz w drzwiach.
- Tak masz zamiar „to” zostawić???
- Tak, dokładnie taki mam zamiar.
Mam nadzieję, że to co napisałam jest w miarę czytelne. Mam nadzieję, że się Pan nie obrazi, że używałam Pana w wannie. I mam prośbę. Proszę jutro nie kazać mi uruchamiać kamerki. Wysyłam to od razu, bo przez noc, to mogłabym się rozmyślić. ADA."
Cdn.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz